Strony

11 września 2013

15.



-To co powiesz teraz, nie zmieni moich wcześniejszych myśli, Greg…-Na te słowa przytulił mnie jeszcze mocniej. Nie wiem co się ze mną dzieje. Co chwila płaczę. Jestem szczęśliwa, że Greg jest ze mną tu i teraz. Mimo że powiedziałam, że mu wybaczam, to i tak mam do niego żal. Nie powinien tego robić… nie powinien mnie zostawiać na trzy miesiące! Chciałabym cofnąć się w czasie i zatrzymać się w chwili, kiedy obudziłam się na jego kolanach. Wtedy wszystko było proste dla mnie. Dla niego było pewnie trudniej, bo ukrywał przede mną chorobę. Przez ten krótki czas zdążyłam dosłownie oszaleć na jego punkcie. W każdej minucie myślałam tylko o nim, a jak tak nagle zniknął z mojego życia, nie mogłam się pozbierać. Było mi ciężko. Angela, Rayan i Lewis starali się mi pomóc, ale to nie dawało żadnych rezultatów. Nadal siedział w mych myślach. W końcu zaczęłam sobie wmawiać, że umarł… Wiem, to było głupie, ale naprawdę mi pomagało. Jeśli mam być szczera, to cieszę się, że nie do końca zaczęłam życie na nowo. Moje życie stanęło do góry nogami, a gdybym do końca uwierzyła, że umarł, to co byłoby teraz?
-Pójdziemy na spacer?-Zapytał, wyrywając mnie z rozmyśleń.  W sumie to całkiem niezły pomysł.
-Daj mi chwilę, dobrze?-Nie czekałam na żadną reakcje z jego strony. Poszłam do łazienki i wysuszyłam włosy, jeszcze dziesięć minut i daję głowę, że same by wyschły. Spojrzałam na termometr, który wisiał za oknem. 26°... Całkiem ciepło. Wyszłam z łazienki i szłam do mojego pokoju. Przechodząc obok pokoju Angeli, poczułam pustkę. Tęsknię za nią… Stanęłam przed szafą i zaczęłam zastanawiać się w co powinnam się ubrać. Wybrałam czarną, zwiewną sukienkę i zarzuciłam sobie kurtkę  na ramię. Tak na wypadek, gdyby się ochłodziło. Weszłam jeszcze na chwilę do łazienki i pomalowałam powieki czarnym cieniem, do tego musnęłam rzęsy tuszem. Stanęłam cała przed lustrem i odetchnęłam z ulgą.
-Wreszcie wyglądam jak człowiek.-Powiedziałam sama do siebie. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w stanie ubrać się tak, jak mi się podoba. Ciągły pośpiech, kiepski humor… Wyciągnęłam moje stare buty i szybko je założyłam. Weszłam do salonu, w którym czekał na mnie Greg od dobrych kilkunastu minut.
-Wyglądasz…tak inaczej.-Uczesane włosy, lekki makijaż i sukienka. Tak, zdecydowanie inaczej.
-Wreszcie tak, jak ja.-Uśmiechnęłam się i chwyciłam jego rękę, ciągnąc go do wyjścia. 



Wyszliśmy z bloku i skierowaliśmy się w stronę parku. O nie! Ostatni spacer po parku się źle skończył…-Musimy iść do parku?
-A nie chcesz?-Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Złe wspomnienia.-Spuściłam wzrok na moje buty. Nie bardzo pasowały do sukienki, ale nie przejmowałam się tym.
-Jeśli chodzi Ci o nasz poprzedni spacer, to gwarantuję Ci, że nie skończy się tak, jak wtedy.-Spojrzałam na niego a on jedynie uśmiechnął się pocieszająco.
-Mam nadzieję…-Szepnęłam mając nadzieję, że tego nie usłyszał. Męczyły mnie dwie myśli. Wyrzuty sumienia, że pocałowałam Rayana i stan zdrowia Grega. Mam nadzieję, że szpik się przyjął. Tego nie dowiemy się szybko.
-Chodźmy na kawę.-Powiedział. A może by się mnie najpierw zapytał? Zapomniałam wziąć ze sobą torebki.
-Nie, zapomniałam portfela.-Zaśmiał się. Co go rozbawiło?
-Żartujesz, prawda?
-Nie rozumiem.-Zmarszczyłam brwi.
-A po co Ci portfel? To ja Cię zapraszam na kawę, a nie Ty mnie.-Zawsze gdy wychodziłam gdzieś z Tomem, to ja płaciłam za kawy, obiady albo inne takie rzeczy.
-Przepraszam, nie jestem do tego przyzwyczajona.-Wzruszyłam ramionami. Spojrzał na mnie trochę zdziwiony i wiedziałam, że muszę wytłumaczyć.-Po prostu… Jak wychodziłam z Tomem, to ja zawsze płaciłam.
-Ileż w nim klasy.-Prychnął. Zrobiło mi się głupio, że byłam taka ślepa.-Ej, nie przejmuj się, Eli.-Uśmiechnął się. Oh… On i ten jego uśmiech. Mimowolnie zrobiłam to samo.-Od razu lepiej.-Złapał mnie za rękę.
-Czemu Ty mi to robisz?
-Co masz na myśli?-Założę się, że chcielibyście zobaczyć jego minę.
-Powinnam być na Ciebie zła, ale nie potrafię.-Wiem, że nie powinnam ciągle drążyć tego tematu, ale nie potrafię.
-Musisz ciągle o tym myśleć?-Wydaje mi się, że zdenerwowałam go. Ścisnął moją dłoń a jego szczęka mocno się zarysowała.
-Dobra. Nic już nie mówię.-Zaczęłam iść szybciej. Nie oszukując się, to ciągnęłam za sobą Grega.
-Zobaczymy jak długo.-Zachichotał i dorównał mi kroku. Jestem okropną gadułą. Nie wytrzymam zbyt długo… Na myśl nasunęło mi się pytanie. Nie mogłam wytrzymać i odezwałam się. Wow…długo byłam cicho...
-Dlaczego nie pozwoliłeś, żeby Lewis choć trochę mnie poinformował o Twoim stanie zdrowia?
-Skąd wiesz o Lewisie?
-Wiesz, że wszystkiego się dowiem.-Puściłam jego dłoń i usiadłam na najbliżej ławce. Greg jednak nie usiadł, tylko stanął naprzeciw mnie.
-Jak już mówiłem…nie chciałem, żebyś cokolwiek o mnie wiedziała, bo mogłem umrzeć, a Ty niepotrzebnie byś się martwiła.-Powiedział z udawanym spokojem w głosie. Niepotrzebnie? Chyba wolę to przemilczeć.
-Wiedziałeś co u mnie słuchać na bieżąco, a ja nawet nie wiedziałam, czy żyjesz. Uważasz, że to sprawiedliwe?!
-Zycie jest niesprawiedliwe, Eli. Powinnaś się z tym pogodzić. I proszę Cię, przestań wreszcie poruszać ten temat.-Może powinnam już dać sobie na spokój? To robi się już męczące.
-Eh…Chodźmy już.-Wstałam i zaczęłam iść. Po chwili zauważyłam, że Greg obejmuje mnie swoim ramieniem. Poczułam, że momentalnie się rozluźniłam. Nic już nie jest ważne gdy jest obok. Nareszcie jest obok mnie. Tak długo na to czekałam… 





Weszliśmy do jakiejś niewielkiej kawiarni i zajęliśmy stolik na zewnątrz.
-Jaką chcesz kawę?-Zapytał mnie.
-Zdam się na Twój gust.-Uśmiechnęłam się do niego.
-I nie pożałujesz.-Zaśmiał się.
-Zobaczymy.-Zachichotałam. Gdy Greg poszedł złożyć zamówienie rozległa się głośna melodia. Byłam przekonana, że moja ulubiona piosenka leci w radiu, ale gdy wzrok każdej osoby w pobliżu skupił się na mnie, zrozumiałam, że dzwoni mój telefon. Ludzie patrzyli się, jakby nigdy w życiu nie słyszeli głosu Michaela Jacksona. Dobra, nie ważne… Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki a na wyświetlaczu ukazało mi się zdjęcie Lewisa. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Tak, Lewis?
-Hej, gdzie jesteś? Wiem na pewno, że nie w domu bo właśnie pocałowaliśmy klamkę.-Przecież nie muszę mu się spowiadać z każdego mojego kroku.
-Pocałowaliście?-Jest z Angelą?
-Tak. Ja i Angela. To gdzie jesteś?
-W takiej małej kawiarni zaraz za parkiem. Nie wiem jak się nazywa.
-Chyba wiem o czym mówisz. Zaraz będziemy.-Rozłączył się. Ale ja nie jestem sama! Do stolika podszedł Greg.
-A więc to Ty jesteś tą fanką Michaela?-Aż taki głośny jest ten telefon.
-Słyszałeś?-Zaśmiał się i przytaknął.
-Z kim rozmawiałaś?
-Z Lewisem. Nie zdążyłam powiedzieć, że jestem z Tobą, bo oznajmiając, że zaraz będą rozłączył się.
-Nie ma problemu. A z kim przyjdzie?-Ucieszył się, w końcu to jego przyjaciel.
-Z Angelą. To jego dziewczyna.
-To ta Twoja przyjaciółka, tak?-Pokiwałam głową.-Wreszcie będę mógł ją poznać.-Uśmiechnął się szeroko. Rozejrzałam się, aby sprawdzić, czy nasze gołąbeczki idą już do nas, ale niestety zamiast nich zobaczyłam Rayana. Wyglądał zza wielkiego drzewa. Czy on nas śledzi? Myślał, że jak się schowa za drzewem, to go nie zauważymy?! Żałosne…
-Greg, widziałeś Rayana?-Zapytałam zaniepokojona.
-Kogo?-Może coś mi się przywidziało?
-Nieważne.
-Na pewno?-Ah, ta jego nadopiekuńcza strona…
-Tak.-Powiedziałam stanowczo. Mam nadzieję, że mi się wydaje… Dobra, Eli…Nie myśl o tym, bo Greg się domyśli, że coś nie gra.
-Może zamówimy też kawę dla Angeli i Lewisa?
-Czemu nie.-Uśmiechnęłam się lekko. Spojrzałam w jego oczy. Coś do mnie mówił, ale nie mogłam go zrozumieć. Jakby mówił w innym języku. Może to język aniołów?
-Elisabeth!-Podniósł głos a ja dopiero oderwałam się od jego pięknych czekoladowych tęczówek.
-Przepraszam, co mówiłeś?-Czułam, że się zarumieniłam. Greg zaśmiał się lekko a ja moje poliki zaczęły płonąć jeszcze bardziej.
-Pytałem co mam zamówić dla Angeli.
-Latte z bitą śmietaną.-Wstał i podszedł znowu złożyć zamówienie. Akurat gdy go nie było przyszli Lewis i Angela. Przywitałam się z nimi.
-Czemu siedzisz tu sama?-Zapytała Angela.
-Nie jestem sama.-Uśmiechnęłam się delikatnie i robiłam wszystko, aby się nie zarumienić. Do stolika podszedł Greg i nie musiałam już wiele tłumaczyć.
-A więc to Ty jesteś ten Greg. Eli wiele mi o tobie opowiadała.-Zaśmiała się i podała rękę Gregowi.-Jestem Angela.
-Miło mi Cię wreszcie poznać, też wiele o Tobie słyszałem.
-Mam nadzieję, że nic złego.-Zaśmieli się oboje.
-O mój Boże, Greg. Jak miło się widzieć w innym miejscu niż szpitalna sala.-Odezwał się Lewis.
-Śmieszne.-Powiedział z sarkazmem Greg i przytulił swojego przyjaciela.
-Czekajcie. Czegoś tu nie rozumiem. To Ty jesteś ten Greg o którym tyle Lewis mi opowiadał?-Nie tylko ona jest niepoinformowana.
-Najwidoczniej.-Rozbawiło to wszystkich, oprócz Angeli.
-Lewis, dlaczego ja nic o tym nie wiem?!-Wzrok każdego skupił się na biednym szatynie.
-Nie pytałaś.-Wzruszył ramionami, jakby to było coś normalnego.
-Widzisz, Angela… ja też nigdy o to nie pytałam, bo nie podejrzewałam, że oni mogę się znać.-Wskazałam brodą na dwójkę chłopaków.-Tylko ja wczoraj zareagowałam trochę inaczej.-Zaśmiałam się cicho, a Lewis nie potrafił się pohamować. Wybuchł śmiechem na tyle głośno, że wzrok ludzi z kawiarni skierował się na nas. Nie wspomnę już o ludziach na zewnątrz.
-Nie chcielibyście widzieć wczoraj Elisabeth.
-Skąd ona wie?-Zapytał poważnym tonem Greg, na co Lewis tylko przełknął głośno ślinę. Do stolika podeszła kelnerka i przyniosła nam nasze kawy. Ile można było czekać?! Gdy tylko kelnerka odeszła Greg spojrzał na Lewisa.-Skąd ona wie?-Jezu, dawno nie widziałam takiego wkurzonego Grega. No pomijając te chwile, gdy rozmawiamy o szpitalu.
-Musiałem jej powiedzieć, bo zaczęła wątpić…
-Wątpić w co?-Lewis spojrzał na mnie przepraszając mnie za to, co zaraz powie.
-Zaczynała wątpić, że ją kochasz…-Powiedział i spuścił głowę.
-Naprawdę w to zwątpiłaś?-Powiedział bardzo łagodnym tonem i sięgnął po moją dłoń.
-A dziwisz mi się?-Szepnęłam.
-Nie.-Powiedział i pocałował mnie.
-Ej, my tu jesteśmy!-Powiedział Lewis, na co Angela jedynie uderzyła go z pięści w ramię.
-Skąd się znacie?-Zapytałam i spojrzałam na Grega i Lewisa? Posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i odezwał się Lewis.
-Na studiach dorabiałem sobie jako ochroniarz w domu Grega. Poszliśmy kilka razy na piwo i tak zostało.
-Ochroniarz w domu Grega?-Spojrzała zszokowana Angela.
-Mówiłam Ci, że ma wielki dom.
-Ale aż tak wielki?
-Widocznie.-Wzruszyłam ramionami.
-Lewis, może wpadniesz dzisiaj do mnie z Angelą?-Ej, a ja?!
-Świetny pomysł.-Powiedzieli razem.
-A Eli?-Zapytała Angela. Jedyna się o mnie martwi, jak miło.
-Sam ją zabiorę.-Nawet nie zapytał czy mam ochotę… Czy ktoś się tu liczy z moim zdaniem?
-Pyszna kawa.-Powiedziała Angela.
-Ja to wiem co dobre.-Zaśmiał się Greg.
-Ej!-Spojrzałam na niego „spod byka” i zaśmiałam się.
-Wiem, że to Eli wybierała. Tylko ona wie co lubię.-Lewis spojrzał na nią w dziwny sposób, a ona puściła mu oczko. Chyba wiem co oboje mieli na myśli…
-Dziękuję.-Upiłam łyk kawy i muszę przyznać, że Greg się na tym zna.
-Masz coś na ustach.-Zaśmiał się Lewis. Dlaczego on zawsze się śmieje?
-Ja się tym zajmę.-Powiedział Greg i pocałował mnie. Przejechał językiem po górnej wardze, jak się domyślam, miałam „wąsy” od kawy. Zapiekły mnie poliki, przecież tu są ludzie.
-Smakuje Ci kawa?-Zapytał Greg i oblizał usta.
-Bardzo.-Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Mi też.-Uśmiechnął się szeroko a mi zaczęło brakować tlenu w płucach. Jak on to robi, że jego uśmiech jest taki zniewalający?
-My się już zbieramy, prawda Angela?-Spojrzała trochę zdziwiona.
-Tak, tak.-Powiedziała rozkojarzona. Lewis wyjął portfel.
-Daj spokój, ja zapłacę.-Zaśmiał się Greg.
-Przepraszam, nie jestem przyzwyczajony do towarzystwa milionera.
-Kogo?!-Trochę szkoda mi Angeli. O niczym nie wie. Ale ja wczoraj też nie wiedziałam.
-Chodź już.-Powiedział szatyn i pociągnął swoją dziewczynę za rękę. Pewnie nie chce mu się tego wszystkiego tłumaczyć.
-O której przyjdziecie do nas? –Zapytał Greg. Do nas?
-Zgadamy się jeszcze.-Powiedziała Angela, pomachali nam i poszli. Wypiłam kawę do końca i od razu wytarłam buzię, Greg tylko zaśmiał się pod nosem.
-Idziemy już?-Zapytał mnie Greg.
-W sumie, to możemy iść.-Wsadził banknot do książeczki z rachunkiem i poszliśmy. Szliśmy za rękę przez park i zrobiło mi się zimno.-Zostawiłam kurtkę w kawiarni.-Skleroza…
-Pójdę po nią.-Dał mi swoją i poszedł do kawiarni. Usiadłam na ławce i założyłam kurtkę. Pachniała przepięknie. Tak, pachniała Gregiem. Zobaczyłam przechodzącego obok mnie Rayana. 





-O, Eli. Co Ty tu robisz?-Zapytał zdziwiony i zatroskany. Dobry z niego aktor.
-Nie udawaj, że spotkałeś mnie przypadkiem.-Warknęłam.
-Czemu odzywasz się takim tonem do przyjaciela?
-Nie jesteś moim przyjacielem. Udawałeś go tylko po to, aby mnie wreszcie zdobyć.
-Możliwe, ale przyznaj, że całkiem nieźle mi szło. Byłoby świetnie, gdyby nie ten Twój kochaś…
-Odczep się od niego.-Wysyczałam i stanęłam naprzeciw jego.
-Wolałbym, żeby jednak umarł!-Spojrzał na mnie z podstępnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Jak on w ogóle śmie tak mówić?!
-Odpierdol się od niego!-Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Wyzdrowiał, teraz jest w formie.-Za kogo on mnie uważa?!-Pewnie podoba Ci się jego gruby portfel, co?-O nie! Tego już za wiele! Uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek. Głośny dźwięk uświadomił mi ile tak naprawdę mam siły. Otworzył szeroko oczy.
-Pewnie płaci za siłownie dla Ciebie, co?-Czy on jest normalny?! Ma na twarzy dokładnie odciśniętą moją rękę i ma czelność jeszcze się odzywać?
-Nie Twoja sprawa.-Odepchnęłam go, na co zrobił to samo. Gdyby nie ławka, pewnie bym się przewróciła.-Jesteś nienormalny. Podnosisz rękę na kobietę, którą jak twierdzisz kochasz. Powinieneś iść do lekarza!-Zobaczyłam, że zbliża się Greg, więc byłam nieco odważniejsza.
-Jestem zdrowy. Ponosi mnie na samą myśl, że nie mogę Cię mieć, że całuje Cię człowiek, który nie ma nic poza pieniędzmi.
-Wypluj to!-Zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki wdech.
-On nawet nie powinien żyć!-Uderzyłam go z pięści w nos, a gdy zgiął się wpół z bólu poprawiłam kolanem. Pchnęłam go i leżał teraz na trawie. Podbiegł Greg i od razu odsunął mnie, gdy szłam w kierunku Rayana. Mogłabym mu naprawdę zrobić krzywdę.
-Elisabeth, co Ty wyprawiasz?-Powiedział zasapany.
-Nikt nie będzie Cię obrażał.-Miałam łzy w oczach. Greg otworzył lekko usta, jakby ze zdziwienia i mocno mnie przytulił. Oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie.
-Wiesz, że najprawdopodobniej złamałaś mu nos?-Spojrzał na mnie tak, jakby miał na mnie zaraz nakrzyczeć.
-Bez przesady. Nie mam aż tyle siły.-Uniósł do góry jedną brew.
-To dlaczego masz krew na kolanie?-O mój Boże! Rozwaliłam mu nos. Mam jego krew na kolanie.-Uspokój się.-Powiedział łagodnym tonem.-Usiądź, a ja zobaczę co z nim.-Usiadłam na ławce, i wszystko obserwowałam.
-Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się do mojej dziewczyny, to przysięgam, że wtedy będę na czas, i nie skończy się na złamanym nosie.-Wrzasnął do leżącego Rayana. Blondyn coś powiedział, ale nie byłam w stanie usłyszeć co, po chwili wstał i odszedł od Grega.
-Nie jestem Twoją dziewczyną.-Wstałam z ławki i zaczęliśmy iść w stronę mojego mieszkania.
-Chciałbym, żeby to się zmieniło.-Powiedział i pocałował mnie w rękę, a moje poliki zaczęły piec mnie niemiłosiernie. Mam ochotę mu wykrzyczeć prosto w twarz, że chcę być jego dziewczyną.
-Pomyślę nad tym.-Udałam obojętną a on spojrzał na mnie trochę smutnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i  musnęłam jego policzek.
-To znaczy, że się zgadzasz?-Spojrzał w moją stronę.
-Przecież nic nie powiedziałam.
-Przestań się ze mną drażnić, Eli. Chcę wiedzieć na czym stoję.-Jak to by wyglądało? Milioner z dziewczyną, która ma zaledwie pare tysięcy na koncie. I to z oszczędności, które dostawała od rodziców. Nie mam pracy, bo nie ma miejsc w szpitalach, a do prywatnych klinik trzeba mieć kilka lat doświadczenia… Będę czuła się źle, gdy będziemy chcieli gdzieś razem wyjechać…
-Przemyślę to, dobrze?
-Dobrze…-Westchnął chłopak.-Robię dzisiaj przyjęcie dla znajomych i chciałbym, żebyś pomogła mi zrobić jakieś zakupy.
-A dużo będzie tych znajomych?-Zamilkł na chwilę.
-Około czterdziestu…-Ile?!
-A to będzie przyjęcie jak na milionera przystało, czy normalna impreza.
-Chciałbym, aby to była normalna impreza. Pomożesz mi?-Jest 13…Może zdążymy do wieczora.
-Pewnie. Tylko muszę iść do domu umyć nogę.-Zaśmiałam się.
-Szkoda czasu, mam w samochodzie chusteczki.
-No dobra.-Doszliśmy do samochodu, który stał pod moim blokiem i Greg otworzył mi drzwi. Ruszyliśmy w drogę. Wyjął  chusteczki ze schowka i podał mi je. Jak dobrze, że nawilżane… Wytarłam kolano, a chusteczkę wrzuciłam do popielniczki. Zobaczyłam, że jest tam trochę popiołu.



-Palisz?-Zapytałam zmartwiona.
-Czasami.-Powiedział obojętnie.
-To niezdrowe!
-I co z tego? Martwienie się na zapas też jest niezdrowe, więc przestań.-On był chory i palił?!
-Nie pal więcej, dobrze?-Położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie na chwilę i znowu skupił swój wzrok na drodze.-Dla mnie.-Westchnął głośno.
-Dobrze.-Uśmiechnęłam się do niego. Wyjął ze schowka paczkę papierosów. Zastanawiało mnie co z nią zrobi. Otworzył szybę i wyrzucił ją. Zaskoczyło mnie to bardzo.
-Dziękuję.-Musnęłam delikatnie jego policzek. Zatrzymaliśmy się pod supermarketem. Nienawidzę takich sklepów, bo zawsze się w nich gubię. Wyszliśmy z samochodu i poszliśmy po wózek. Nie rozumiem dlaczego budują takie ogromne sklepy i są w nich takie małe wózki?
-Więc… Czego potrzebuję na normalną imprezę?
-To Twoja pierwsza normalna impreza, prawda?-Zaśmiałam się.
-Tak.-Nie wierzę, ten chłopak miałby największe powodzenie na imprezach.
-A wtedy co um… no wiesz.-Aż wstyd się przyznać.
-Wtedy co mnie pocałowałaś, tak?-Próbował się nie zaśmiać, ale nie wyszło mu to za dobrze.
-Tak, wtedy.-Spuściłam głowę, ponieważ nie chcę, żeby zamiast mnie oglądał jakiegoś pomidora.
-Byłem na spacerze i zobaczyłem Ciebie, gdy wchodziłaś do tego domu. I ja tam poszedłem… i nie żałuję.-Uśmiechnął się do mnie tym swoim przesłodkim uśmiechem. 



 _______________________________________________________________________
TAK...WIEM, ŻE POWINNAM DODAĆ ROZDZIAŁ BARDZO DAWANO TEMU.
jakoś nie miałam głowy... 
moi rodzice się rozstali, zaczęła się szkoła, 
jestem chora...
MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE JESTEŚCIE NA MNIE ŹLI. 
a, i jeszcze jedna sprawa. 
przywróciłam sobie konto na asku, więc jeśli będziecie mieli jakieś pytania, 
np. kiedy dodam rozdział, czy cokolwiek innego, to pytajcie xx 
nie wiem czy dam radę dodawać rozdziały co sobotę, być może będzie to inny dzień tygodnia. 
macie tu mojego aska: http://ask.fm/karolinaDuszak
KOCHAM WAS! <3 
P.S. czekam na komentarze xx


7 komentarzy:

  1. Super rozdział, warto było czekać, czekam na następny ;-*
    @Tereska_

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle długi i to mnie cieszy <3 przy twoim opowiadaniu nie da się powstrzymać łez, KOCHAM <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niewiele w tym rozdziale scen do płakania, ale dziękuję bardzo <3 xx

      Usuń
  3. HSASDHSGSFG *o*
    To opowiadanie ryje mi psychikę. Ja też chcę takiego Grega ;____;
    To opowiadanie jest cudowne, dziękuję że je piszesz <3
    Mam wrażenie że wkładasz w to opowiadanie całe swoje serce, a charakter Elli stworzyłaś na własne podobieństwo :)
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥

    Zdrowiej kochana <3
    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :*
    @_braveryy_
    xx

    OdpowiedzUsuń
  4. OOO! Super, takie rozdziały to ja mogę czytać. Długość zadowala!
    Rozdział oczywiście wyszedł super, o czym z pewnością dobrze wiesz.
    I w sumie nie wiem, co mogę więcej napisać, gdyż wydaje mi się, że nie ma rzeczy, którą mogłabym Cię zaskoczyć.
    Cóż, rozdział świetny. Oby tak dalej. Koniec, kropka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorki, że tak późno kom. dodaje ale dopiero niedawno zauważyłam, że jest nowy rozdział. Jak zawsze świetny :D Nie wiem co mam jeszcze napisać xD Też jestem chora xDD Zdrowia i dużo weny ci życzę. :) Czekam z niecierpliwością na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow!! *O* świetny rozdział, pisz dalej :))

    OdpowiedzUsuń