-To co powiesz teraz, nie zmieni moich wcześniejszych myśli,
Greg…-Na te słowa przytulił mnie jeszcze mocniej. Nie wiem co się ze mną
dzieje. Co chwila płaczę. Jestem szczęśliwa, że Greg jest ze mną tu i teraz.
Mimo że powiedziałam, że mu wybaczam, to i tak mam do niego żal. Nie powinien
tego robić… nie powinien mnie zostawiać na trzy miesiące! Chciałabym cofnąć się
w czasie i zatrzymać się w chwili, kiedy obudziłam się na jego kolanach. Wtedy
wszystko było proste dla mnie. Dla niego było pewnie trudniej, bo ukrywał
przede mną chorobę. Przez ten krótki czas zdążyłam dosłownie oszaleć na jego
punkcie. W każdej minucie myślałam tylko o nim, a jak tak nagle zniknął z
mojego życia, nie mogłam się pozbierać. Było mi ciężko. Angela, Rayan i Lewis
starali się mi pomóc, ale to nie dawało żadnych rezultatów. Nadal siedział w
mych myślach. W końcu zaczęłam sobie wmawiać, że umarł… Wiem, to było głupie,
ale naprawdę mi pomagało. Jeśli mam być szczera, to cieszę się, że nie do końca
zaczęłam życie na nowo. Moje życie stanęło do góry nogami, a gdybym do końca
uwierzyła, że umarł, to co byłoby teraz?
-Pójdziemy na spacer?-Zapytał, wyrywając mnie z
rozmyśleń. W sumie to całkiem niezły
pomysł.
-Daj mi chwilę, dobrze?-Nie czekałam na żadną reakcje z jego
strony. Poszłam do łazienki i wysuszyłam włosy, jeszcze dziesięć minut i daję
głowę, że same by wyschły. Spojrzałam na termometr, który wisiał za oknem. 26°... Całkiem ciepło. Wyszłam z łazienki i szłam do
mojego pokoju. Przechodząc obok pokoju Angeli, poczułam pustkę. Tęsknię za nią…
Stanęłam przed szafą i zaczęłam zastanawiać się w co powinnam się ubrać.
Wybrałam czarną, zwiewną sukienkę i zarzuciłam sobie kurtkę na ramię. Tak na wypadek, gdyby się
ochłodziło. Weszłam jeszcze na chwilę do łazienki i pomalowałam powieki czarnym
cieniem, do tego musnęłam rzęsy tuszem. Stanęłam cała przed lustrem i
odetchnęłam z ulgą.
-Wreszcie
wyglądam jak człowiek.-Powiedziałam sama do siebie. Nie pamiętam kiedy ostatnio
byłam w stanie ubrać się tak, jak mi się podoba. Ciągły pośpiech, kiepski
humor… Wyciągnęłam moje stare buty i szybko je założyłam. Weszłam do salonu, w
którym czekał na mnie Greg od dobrych kilkunastu minut.
-Wyglądasz…tak
inaczej.-Uczesane włosy, lekki makijaż i sukienka. Tak, zdecydowanie inaczej.
-Wreszcie
tak, jak ja.-Uśmiechnęłam się i chwyciłam jego rękę, ciągnąc go do
wyjścia.
Wyszliśmy
z bloku i skierowaliśmy się w stronę parku. O nie! Ostatni spacer po parku się
źle skończył…-Musimy iść do parku?
-A
nie chcesz?-Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Złe
wspomnienia.-Spuściłam wzrok na moje buty. Nie bardzo pasowały do sukienki, ale
nie przejmowałam się tym.
-Jeśli
chodzi Ci o nasz poprzedni spacer, to gwarantuję Ci, że nie skończy się tak,
jak wtedy.-Spojrzałam na niego a on jedynie uśmiechnął się pocieszająco.
-Mam
nadzieję…-Szepnęłam mając nadzieję, że tego nie usłyszał. Męczyły mnie dwie
myśli. Wyrzuty sumienia, że pocałowałam Rayana i stan zdrowia Grega. Mam
nadzieję, że szpik się przyjął. Tego nie dowiemy się szybko.
-Chodźmy
na kawę.-Powiedział. A może by się mnie najpierw zapytał? Zapomniałam wziąć ze
sobą torebki.
-Nie,
zapomniałam portfela.-Zaśmiał się. Co go rozbawiło?
-Żartujesz,
prawda?
-Nie
rozumiem.-Zmarszczyłam brwi.
-A
po co Ci portfel? To ja Cię zapraszam na kawę, a nie Ty mnie.-Zawsze gdy
wychodziłam gdzieś z Tomem, to ja płaciłam za kawy, obiady albo inne takie
rzeczy.
-Przepraszam,
nie jestem do tego przyzwyczajona.-Wzruszyłam ramionami. Spojrzał na mnie
trochę zdziwiony i wiedziałam, że muszę wytłumaczyć.-Po prostu… Jak wychodziłam
z Tomem, to ja zawsze płaciłam.
-Ileż
w nim klasy.-Prychnął. Zrobiło mi się głupio, że byłam taka ślepa.-Ej, nie
przejmuj się, Eli.-Uśmiechnął się. Oh… On i ten jego uśmiech. Mimowolnie
zrobiłam to samo.-Od razu lepiej.-Złapał mnie za rękę.
-Czemu
Ty mi to robisz?
-Co
masz na myśli?-Założę się, że chcielibyście zobaczyć jego minę.
-Powinnam
być na Ciebie zła, ale nie potrafię.-Wiem, że nie powinnam ciągle drążyć tego
tematu, ale nie potrafię.
-Musisz
ciągle o tym myśleć?-Wydaje mi się, że zdenerwowałam go. Ścisnął moją dłoń a
jego szczęka mocno się zarysowała.
-Dobra.
Nic już nie mówię.-Zaczęłam iść szybciej. Nie oszukując się, to ciągnęłam za
sobą Grega.
-Zobaczymy
jak długo.-Zachichotał i dorównał mi kroku. Jestem okropną gadułą. Nie
wytrzymam zbyt długo… Na myśl nasunęło mi się pytanie. Nie mogłam wytrzymać i
odezwałam się. Wow…długo byłam cicho...
-Dlaczego
nie pozwoliłeś, żeby Lewis choć trochę mnie poinformował o Twoim stanie
zdrowia?
-Skąd
wiesz o Lewisie?
-Wiesz,
że wszystkiego się dowiem.-Puściłam jego dłoń i usiadłam na najbliżej ławce.
Greg jednak nie usiadł, tylko stanął naprzeciw mnie.
-Jak
już mówiłem…nie chciałem, żebyś cokolwiek o mnie wiedziała, bo mogłem umrzeć, a
Ty niepotrzebnie byś się martwiła.-Powiedział z udawanym spokojem w głosie.
Niepotrzebnie? Chyba wolę to przemilczeć.
-Wiedziałeś
co u mnie słuchać na bieżąco, a ja nawet nie wiedziałam, czy żyjesz. Uważasz,
że to sprawiedliwe?!
-Zycie
jest niesprawiedliwe, Eli. Powinnaś się z tym pogodzić. I proszę Cię, przestań
wreszcie poruszać ten temat.-Może powinnam już dać sobie na spokój? To robi się
już męczące.
-Eh…Chodźmy
już.-Wstałam i zaczęłam iść. Po chwili zauważyłam, że Greg obejmuje mnie swoim
ramieniem. Poczułam, że momentalnie się rozluźniłam. Nic już nie jest ważne gdy
jest obok. Nareszcie jest obok mnie. Tak długo na to czekałam…
Weszliśmy
do jakiejś niewielkiej kawiarni i zajęliśmy stolik na zewnątrz.
-Jaką
chcesz kawę?-Zapytał mnie.
-Zdam
się na Twój gust.-Uśmiechnęłam się do niego.
-I
nie pożałujesz.-Zaśmiał się.
-Zobaczymy.-Zachichotałam.
Gdy Greg poszedł złożyć zamówienie rozległa się głośna melodia. Byłam
przekonana, że moja ulubiona piosenka leci w radiu, ale gdy wzrok każdej osoby
w pobliżu skupił się na mnie, zrozumiałam, że dzwoni mój telefon. Ludzie
patrzyli się, jakby nigdy w życiu nie słyszeli głosu Michaela Jacksona. Dobra,
nie ważne… Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki a na wyświetlaczu ukazało mi
się zdjęcie Lewisa. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do
ucha.
-Tak,
Lewis?
-Hej,
gdzie jesteś? Wiem na pewno, że nie w domu bo właśnie pocałowaliśmy
klamkę.-Przecież nie muszę mu się spowiadać z każdego mojego kroku.
-Pocałowaliście?-Jest
z Angelą?
-Tak.
Ja i Angela. To gdzie jesteś?
-W
takiej małej kawiarni zaraz za parkiem. Nie wiem jak się nazywa.
-Chyba
wiem o czym mówisz. Zaraz będziemy.-Rozłączył się. Ale ja nie jestem sama! Do
stolika podszedł Greg.
-A
więc to Ty jesteś tą fanką Michaela?-Aż taki głośny jest ten telefon.
-Słyszałeś?-Zaśmiał
się i przytaknął.
-Z
kim rozmawiałaś?
-Z
Lewisem. Nie zdążyłam powiedzieć, że jestem z Tobą, bo oznajmiając, że zaraz
będą rozłączył się.
-Nie
ma problemu. A z kim przyjdzie?-Ucieszył się, w końcu to jego przyjaciel.
-Z
Angelą. To jego dziewczyna.
-To
ta Twoja przyjaciółka, tak?-Pokiwałam głową.-Wreszcie będę mógł ją
poznać.-Uśmiechnął się szeroko. Rozejrzałam się, aby sprawdzić, czy nasze
gołąbeczki idą już do nas, ale niestety zamiast nich zobaczyłam Rayana.
Wyglądał zza wielkiego drzewa. Czy on nas śledzi? Myślał, że jak się schowa za
drzewem, to go nie zauważymy?! Żałosne…
-Greg,
widziałeś Rayana?-Zapytałam zaniepokojona.
-Kogo?-Może
coś mi się przywidziało?
-Nieważne.
-Na
pewno?-Ah, ta jego nadopiekuńcza strona…
-Tak.-Powiedziałam
stanowczo. Mam nadzieję, że mi się wydaje… Dobra, Eli…Nie myśl o tym, bo Greg
się domyśli, że coś nie gra.
-Może
zamówimy też kawę dla Angeli i Lewisa?
-Czemu
nie.-Uśmiechnęłam się lekko. Spojrzałam w jego oczy. Coś do mnie mówił, ale nie
mogłam go zrozumieć. Jakby mówił w innym języku. Może to język aniołów?
-Elisabeth!-Podniósł
głos a ja dopiero oderwałam się od jego pięknych czekoladowych tęczówek.
-Przepraszam,
co mówiłeś?-Czułam, że się zarumieniłam. Greg zaśmiał się lekko a ja moje
poliki zaczęły płonąć jeszcze bardziej.
-Pytałem
co mam zamówić dla Angeli.
-Latte
z bitą śmietaną.-Wstał i podszedł znowu złożyć zamówienie. Akurat gdy go nie
było przyszli Lewis i Angela. Przywitałam się z nimi.
-Czemu
siedzisz tu sama?-Zapytała Angela.
-Nie
jestem sama.-Uśmiechnęłam się delikatnie i robiłam wszystko, aby się nie
zarumienić. Do stolika podszedł Greg i nie musiałam już wiele tłumaczyć.
-A
więc to Ty jesteś ten Greg. Eli wiele mi o tobie opowiadała.-Zaśmiała się i
podała rękę Gregowi.-Jestem Angela.
-Miło
mi Cię wreszcie poznać, też wiele o Tobie słyszałem.
-Mam
nadzieję, że nic złego.-Zaśmieli się oboje.
-O
mój Boże, Greg. Jak miło się widzieć w innym miejscu niż szpitalna
sala.-Odezwał się Lewis.
-Śmieszne.-Powiedział
z sarkazmem Greg i przytulił swojego przyjaciela.
-Czekajcie.
Czegoś tu nie rozumiem. To Ty jesteś ten Greg o którym tyle Lewis mi
opowiadał?-Nie tylko ona jest niepoinformowana.
-Najwidoczniej.-Rozbawiło
to wszystkich, oprócz Angeli.
-Lewis,
dlaczego ja nic o tym nie wiem?!-Wzrok każdego skupił się na biednym szatynie.
-Nie
pytałaś.-Wzruszył ramionami, jakby to było coś normalnego.
-Widzisz,
Angela… ja też nigdy o to nie pytałam, bo nie podejrzewałam, że oni mogę się
znać.-Wskazałam brodą na dwójkę chłopaków.-Tylko ja wczoraj zareagowałam trochę
inaczej.-Zaśmiałam się cicho, a Lewis nie potrafił się pohamować. Wybuchł
śmiechem na tyle głośno, że wzrok ludzi z kawiarni skierował się na nas. Nie
wspomnę już o ludziach na zewnątrz.
-Nie
chcielibyście widzieć wczoraj Elisabeth.
-Skąd
ona wie?-Zapytał poważnym tonem Greg, na co Lewis tylko przełknął głośno ślinę.
Do stolika podeszła kelnerka i przyniosła nam nasze kawy. Ile można było czekać?!
Gdy tylko kelnerka odeszła Greg spojrzał na Lewisa.-Skąd ona wie?-Jezu, dawno
nie widziałam takiego wkurzonego Grega. No pomijając te chwile, gdy rozmawiamy
o szpitalu.
-Musiałem
jej powiedzieć, bo zaczęła wątpić…
-Wątpić
w co?-Lewis spojrzał na mnie przepraszając mnie za to, co zaraz powie.
-Zaczynała
wątpić, że ją kochasz…-Powiedział i spuścił głowę.
-Naprawdę
w to zwątpiłaś?-Powiedział bardzo łagodnym tonem i sięgnął po moją dłoń.
-A
dziwisz mi się?-Szepnęłam.
-Nie.-Powiedział
i pocałował mnie.
-Ej,
my tu jesteśmy!-Powiedział Lewis, na co Angela jedynie uderzyła go z pięści w
ramię.
-Skąd
się znacie?-Zapytałam i spojrzałam na Grega i Lewisa? Posłali sobie
porozumiewawcze spojrzenia i odezwał się Lewis.
-Na
studiach dorabiałem sobie jako ochroniarz w domu Grega. Poszliśmy kilka razy na
piwo i tak zostało.
-Ochroniarz
w domu Grega?-Spojrzała zszokowana Angela.
-Mówiłam
Ci, że ma wielki dom.
-Ale
aż tak wielki?
-Widocznie.-Wzruszyłam
ramionami.
-Lewis,
może wpadniesz dzisiaj do mnie z Angelą?-Ej, a ja?!
-Świetny
pomysł.-Powiedzieli razem.
-A
Eli?-Zapytała Angela. Jedyna się o mnie martwi, jak miło.
-Sam
ją zabiorę.-Nawet nie zapytał czy mam ochotę… Czy ktoś się tu liczy z moim
zdaniem?
-Pyszna
kawa.-Powiedziała Angela.
-Ja
to wiem co dobre.-Zaśmiał się Greg.
-Ej!-Spojrzałam
na niego „spod byka” i zaśmiałam się.
-Wiem,
że to Eli wybierała. Tylko ona wie co lubię.-Lewis spojrzał na nią w dziwny
sposób, a ona puściła mu oczko. Chyba wiem co oboje mieli na myśli…
-Dziękuję.-Upiłam
łyk kawy i muszę przyznać, że Greg się na tym zna.
-Masz
coś na ustach.-Zaśmiał się Lewis. Dlaczego on zawsze się śmieje?
-Ja
się tym zajmę.-Powiedział Greg i pocałował mnie. Przejechał językiem po górnej
wardze, jak się domyślam, miałam „wąsy” od kawy. Zapiekły mnie poliki, przecież
tu są ludzie.
-Smakuje
Ci kawa?-Zapytał Greg i oblizał usta.
-Bardzo.-Uśmiechnęłam
się delikatnie.
-Mi
też.-Uśmiechnął się szeroko a mi zaczęło brakować tlenu w płucach. Jak on to
robi, że jego uśmiech jest taki zniewalający?
-My się już zbieramy, prawda Angela?-Spojrzała trochę zdziwiona.
-My się już zbieramy, prawda Angela?-Spojrzała trochę zdziwiona.
-Tak,
tak.-Powiedziała rozkojarzona. Lewis wyjął portfel.
-Daj
spokój, ja zapłacę.-Zaśmiał się Greg.
-Przepraszam,
nie jestem przyzwyczajony do towarzystwa milionera.
-Kogo?!-Trochę
szkoda mi Angeli. O niczym nie wie. Ale ja wczoraj też nie wiedziałam.
-Chodź
już.-Powiedział szatyn i pociągnął swoją dziewczynę za rękę. Pewnie nie chce mu
się tego wszystkiego tłumaczyć.
-O
której przyjdziecie do nas? –Zapytał Greg. Do nas?
-Zgadamy
się jeszcze.-Powiedziała Angela, pomachali nam i poszli. Wypiłam kawę do końca
i od razu wytarłam buzię, Greg tylko zaśmiał się pod nosem.
-Idziemy
już?-Zapytał mnie Greg.
-W
sumie, to możemy iść.-Wsadził banknot do książeczki z rachunkiem i poszliśmy.
Szliśmy za rękę przez park i zrobiło mi się zimno.-Zostawiłam kurtkę w
kawiarni.-Skleroza…
-Pójdę
po nią.-Dał mi swoją i poszedł do kawiarni. Usiadłam na ławce i założyłam
kurtkę. Pachniała przepięknie. Tak, pachniała Gregiem. Zobaczyłam
przechodzącego obok mnie Rayana.
-O,
Eli. Co Ty tu robisz?-Zapytał zdziwiony i zatroskany. Dobry z niego aktor.
-Nie
udawaj, że spotkałeś mnie przypadkiem.-Warknęłam.
-Czemu
odzywasz się takim tonem do przyjaciela?
-Nie
jesteś moim przyjacielem. Udawałeś go tylko po to, aby mnie wreszcie zdobyć.
-Możliwe,
ale przyznaj, że całkiem nieźle mi szło. Byłoby świetnie, gdyby nie ten Twój
kochaś…
-Odczep
się od niego.-Wysyczałam i stanęłam naprzeciw jego.
-Wolałbym,
żeby jednak umarł!-Spojrzał na mnie z podstępnym uśmiechem wymalowanym na
twarzy. Jak on w ogóle śmie tak mówić?!
-Odpierdol
się od niego!-Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Wyzdrowiał,
teraz jest w formie.-Za kogo on mnie uważa?!-Pewnie podoba Ci się jego gruby
portfel, co?-O nie! Tego już za wiele! Uderzyłam go z otwartej dłoni w
policzek. Głośny dźwięk uświadomił mi ile tak naprawdę mam siły. Otworzył
szeroko oczy.
-Pewnie
płaci za siłownie dla Ciebie, co?-Czy on jest normalny?! Ma na twarzy dokładnie
odciśniętą moją rękę i ma czelność jeszcze się odzywać?
-Nie
Twoja sprawa.-Odepchnęłam go, na co zrobił to samo. Gdyby nie ławka, pewnie bym
się przewróciła.-Jesteś nienormalny. Podnosisz rękę na kobietę, którą jak
twierdzisz kochasz. Powinieneś iść do lekarza!-Zobaczyłam, że zbliża się Greg,
więc byłam nieco odważniejsza.
-Jestem
zdrowy. Ponosi mnie na samą myśl, że nie mogę Cię mieć, że całuje Cię człowiek,
który nie ma nic poza pieniędzmi.
-Wypluj
to!-Zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki wdech.
-On
nawet nie powinien żyć!-Uderzyłam go z pięści w nos, a gdy zgiął się wpół z
bólu poprawiłam kolanem. Pchnęłam go i leżał teraz na trawie. Podbiegł Greg i
od razu odsunął mnie, gdy szłam w kierunku Rayana. Mogłabym mu naprawdę zrobić
krzywdę.
-Elisabeth,
co Ty wyprawiasz?-Powiedział zasapany.
-Nikt
nie będzie Cię obrażał.-Miałam łzy w oczach. Greg otworzył lekko usta, jakby ze
zdziwienia i mocno mnie przytulił. Oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie.
-Wiesz,
że najprawdopodobniej złamałaś mu nos?-Spojrzał na mnie tak, jakby miał na mnie
zaraz nakrzyczeć.
-Bez
przesady. Nie mam aż tyle siły.-Uniósł do góry jedną brew.
-To
dlaczego masz krew na kolanie?-O mój Boże! Rozwaliłam mu nos. Mam jego krew na
kolanie.-Uspokój się.-Powiedział łagodnym tonem.-Usiądź, a ja zobaczę co z nim.-Usiadłam
na ławce, i wszystko obserwowałam.
-Jeżeli
jeszcze raz zbliżysz się do mojej dziewczyny, to przysięgam, że wtedy będę na
czas, i nie skończy się na złamanym nosie.-Wrzasnął do leżącego Rayana. Blondyn
coś powiedział, ale nie byłam w stanie usłyszeć co, po chwili wstał i odszedł
od Grega.
-Nie
jestem Twoją dziewczyną.-Wstałam z ławki i zaczęliśmy iść w stronę mojego
mieszkania.
-Chciałbym,
żeby to się zmieniło.-Powiedział i pocałował mnie w rękę, a moje poliki zaczęły
piec mnie niemiłosiernie. Mam ochotę mu wykrzyczeć prosto w twarz, że chcę być
jego dziewczyną.
-Pomyślę
nad tym.-Udałam obojętną a on spojrzał na mnie trochę smutnym wzrokiem.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło i
musnęłam jego policzek.
-To
znaczy, że się zgadzasz?-Spojrzał w moją stronę.
-Przecież
nic nie powiedziałam.
-Przestań
się ze mną drażnić, Eli. Chcę wiedzieć na czym stoję.-Jak to by wyglądało?
Milioner z dziewczyną, która ma zaledwie pare tysięcy na koncie. I to z
oszczędności, które dostawała od rodziców. Nie mam pracy, bo nie ma miejsc w
szpitalach, a do prywatnych klinik trzeba mieć kilka lat doświadczenia… Będę
czuła się źle, gdy będziemy chcieli gdzieś razem wyjechać…
-Przemyślę
to, dobrze?
-Dobrze…-Westchnął
chłopak.-Robię dzisiaj przyjęcie dla znajomych i chciałbym, żebyś pomogła mi
zrobić jakieś zakupy.
-A
dużo będzie tych znajomych?-Zamilkł na chwilę.
-Około
czterdziestu…-Ile?!
-A
to będzie przyjęcie jak na milionera przystało, czy normalna impreza.
-Chciałbym,
aby to była normalna impreza. Pomożesz mi?-Jest 13…Może zdążymy do wieczora.
-Pewnie.
Tylko muszę iść do domu umyć nogę.-Zaśmiałam się.
-Szkoda
czasu, mam w samochodzie chusteczki.
-No
dobra.-Doszliśmy do samochodu, który stał pod moim blokiem i Greg otworzył mi
drzwi. Ruszyliśmy w drogę. Wyjął chusteczki ze schowka i podał mi je. Jak
dobrze, że nawilżane… Wytarłam kolano, a chusteczkę wrzuciłam do popielniczki.
Zobaczyłam, że jest tam trochę popiołu.
-Palisz?-Zapytałam
zmartwiona.
-Czasami.-Powiedział
obojętnie.
-To
niezdrowe!
-I
co z tego? Martwienie się na zapas też jest niezdrowe, więc przestań.-On był
chory i palił?!
-Nie
pal więcej, dobrze?-Położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie na chwilę
i znowu skupił swój wzrok na drodze.-Dla mnie.-Westchnął głośno.
-Dobrze.-Uśmiechnęłam
się do niego. Wyjął ze schowka paczkę papierosów. Zastanawiało mnie co z nią
zrobi. Otworzył szybę i wyrzucił ją. Zaskoczyło mnie to bardzo.
-Dziękuję.-Musnęłam
delikatnie jego policzek. Zatrzymaliśmy się pod supermarketem. Nienawidzę
takich sklepów, bo zawsze się w nich gubię. Wyszliśmy z samochodu i poszliśmy
po wózek. Nie rozumiem dlaczego budują takie ogromne sklepy i są w nich takie
małe wózki?
-Więc…
Czego potrzebuję na normalną imprezę?
-To
Twoja pierwsza normalna impreza, prawda?-Zaśmiałam się.
-Tak.-Nie
wierzę, ten chłopak miałby największe powodzenie na imprezach.
-A
wtedy co um… no wiesz.-Aż wstyd się przyznać.
-Wtedy
co mnie pocałowałaś, tak?-Próbował się nie zaśmiać, ale nie wyszło mu to za
dobrze.
-Tak,
wtedy.-Spuściłam głowę, ponieważ nie chcę, żeby zamiast mnie oglądał jakiegoś
pomidora.
-Byłem
na spacerze i zobaczyłem Ciebie, gdy wchodziłaś do tego domu. I ja tam
poszedłem… i nie żałuję.-Uśmiechnął się do mnie tym swoim przesłodkim
uśmiechem.
_______________________________________________________________________
TAK...WIEM, ŻE POWINNAM
DODAĆ ROZDZIAŁ BARDZO DAWANO TEMU.
jakoś nie miałam
głowy...
moi rodzice się rozstali,
zaczęła się szkoła,
jestem chora...
MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE
JESTEŚCIE NA MNIE ŹLI.
a, i jeszcze jedna
sprawa.
przywróciłam sobie konto
na asku, więc jeśli będziecie mieli jakieś pytania,
np. kiedy dodam rozdział,
czy cokolwiek innego, to pytajcie xx
nie wiem czy dam radę
dodawać rozdziały co sobotę, być może będzie to inny dzień tygodnia.
macie tu mojego aska:
http://ask.fm/karolinaDuszak
KOCHAM WAS! <3
P.S. czekam na komentarze
xx
Super rozdział, warto było czekać, czekam na następny ;-*
OdpowiedzUsuń@Tereska_
Jak zwykle długi i to mnie cieszy <3 przy twoim opowiadaniu nie da się powstrzymać łez, KOCHAM <3
OdpowiedzUsuńniewiele w tym rozdziale scen do płakania, ale dziękuję bardzo <3 xx
UsuńHSASDHSGSFG *o*
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie ryje mi psychikę. Ja też chcę takiego Grega ;____;
To opowiadanie jest cudowne, dziękuję że je piszesz <3
Mam wrażenie że wkładasz w to opowiadanie całe swoje serce, a charakter Elli stworzyłaś na własne podobieństwo :)
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥
Zdrowiej kochana <3
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :*
@_braveryy_
xx
OOO! Super, takie rozdziały to ja mogę czytać. Długość zadowala!
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście wyszedł super, o czym z pewnością dobrze wiesz.
I w sumie nie wiem, co mogę więcej napisać, gdyż wydaje mi się, że nie ma rzeczy, którą mogłabym Cię zaskoczyć.
Cóż, rozdział świetny. Oby tak dalej. Koniec, kropka.
Sorki, że tak późno kom. dodaje ale dopiero niedawno zauważyłam, że jest nowy rozdział. Jak zawsze świetny :D Nie wiem co mam jeszcze napisać xD Też jestem chora xDD Zdrowia i dużo weny ci życzę. :) Czekam z niecierpliwością na następny. :)
OdpowiedzUsuńWow!! *O* świetny rozdział, pisz dalej :))
OdpowiedzUsuń