Strony

22 sierpnia 2013

14.



-Więc po co tu przyszłaś?-Zapytał przygnębiony.
-Powiedzieć Ci, że ja też Cię kocham...-Spuściłam głowę, ponieważ jak bardzo chciałam zobaczyć jego uśmiech tak bardzo się bałam, że go nie ujrzę. Boję się odrzucenia. Nie wyobrażam sobie tego, co byłoby gdyby nie odwzajemniał moich uczuć. Wiem, że mi to napisał, ale może zrobił to po to, aby mnie pocieszyć. Sama nie wiem co powinnam myśleć, a co dopiero zrobić… Po chwili milczenia postanowiłam spojrzeć w jego cudowne oczy. Niestety, zobaczyłam jak wyprowadzają go lekarze. Dlaczego akurat teraz? Stałam jakbym była sparaliżowana. W mojej głowie było tysiące, a nawet miliony myśli co powinnam zrobić. Strasznie chciałam iść za nim. Przytulić go i dowiedzieć się wszystkiego o stanie jego zdrowia, ale nie mogę… Po prostu nie mogę! Co mam mu powiedzieć? „Nie mam Ci za złe tego, że zostawiłeś mnie na trzy miesiące, nie dając znaku życia. Myślałam, że nie żyjesz i chciałam ułożyć sobie życie na nowo, ale... sam widzisz.” Nie mogę… To dla mnie zbyt wiele. Co powinnam zrobić? Gdyby mu na mnie zależało, nie zostawiłby mnie na tak długo. Co ja sobie wyobrażałam?! Miłość na całe życie? Jestem naiwna… Przecież ja go nawet nie znam! Wyszłam z sali i udałam się w stronę wyjścia. Spotkałam Jennifer ale nie miałam ochoty opowiadać o tym, jak super było w Paryżu. Bez Grega, nigdzie nie jest fajnie… 


Złapałam taksówkę i wsiadłam do niej. Rzuciłam okiem na szpital i zauważyłam w oknie człowieka, który przykłada dłoń do szyby. Nie musiałam się długo zastanawiać. To był Greg. Poprosiłam kierowcę, aby natychmiast ruszył. Powiedziałam dla kierowcy adres, nie mój, lecz Rayana. Nie wiem po co chcę do niego pojechać. Nie myślę logicznie.
-Proszę Pani, wszystko w porządku?-Zapytał mnie taksówkarz. Dopiero teraz zrozumiałam, że płaczę. Wytarłam szybko policzki.
-Tak, dziękuję.-Patrzyłam tępo przez szybę na mijające nas samochody, na pary, które są zatracone w potrzebie bycia przy tej jedynej osobie. Ja też tego potrzebuję... potrzebuję być przy Gregu. Najgorsze jest to, że nie czuję tego, że on potrzebuje bycia przy mnie. Kierowca się zatrzymał. Wręczyłam mu pieniądze i poczekałam na resztę. Wyszłam z pojazdu i skierowałam się do domu Rayana. Dobrze, że nie mieszka w bloku, bo nie mam siły chodzić po schodach, a do windy raczej nie wejdę. Zapukałam do drzwi. Nic. Pukałam i pukałam, dopóki nie usłyszałam zbliżających się kroków.
-Eli?-Stanął bardzo zdziwiony w drzwiach.
-Cześć. Mogę?-Zapomniałam, że chyba jest na mnie zły. Albo to ja powinnam być zła na niego. Oh…nie ważne.
-Jasne, wejdź.-Od razu skierowałam się do jego sypialni i rzuciłam się na łóżko. Byłam padnięta. Podróż, konferencja. Do tego męczyły mnie wyrzuty sumienia, że odjechałam spod szpitala, kiedy patrzył na mnie z okna. Podejrzewam, że chciał, żebym wróciła do szpitala i z nim porozmawiała. Ale jak? O czym? A poza tym, zachowałam się tak jak on wtedy, kiedy zostawił mnie pod blokiem. No, tyle że wtedy padał deszcz i mało nie potrącił mnie samochód…
-Co Cię sprowadza?-Z przemyśleń wyrwało mnie pytanie Rayana.
-Jeśli mam być szczera, to nie wiem.-Może nie chciałam być sama… Usiadłam na łóżku.
-Może zrozumiałaś swój błąd?-Do czego on zmierza? Usiadł naprzeciw mnie. Blisko… o wiele za blisko!
-Jaki błąd?-Odsunęłam się trochę od niego, na co jedynie się przysunął. Był teraz jeszcze bliżej.
-To, że powiedziałaś, że nasze stosunki nigdy się nie zmienią.-Ah…ten błąd. Ale zaraz, zaraz. To wcale nie jest błąd!
-Rayan, daj spokój.-Powiedziałam z nadzieją, że sobie wreszcie odpuści…
-Nigdy nie dam sobie z Tobą spokoju. Zrozum, że moje uczucia co do Ciebie nigdy się nie zmieniły. Przez tyle lat jesteś dla mnie cholernie ważna.-Złapał moją twarz w dłonie i przyciągnął ją bliżej swojej. Spojrzałam w jego zielone oczy.-Kocham Cię, Eli.-Przycisnął swoje wargi do moich. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale oddałam pocałunek. Chłopak bez mojego pozwolenia pogłębił go. Nie sprzeciwiałam się. Czułam się kochana. Wiem, że nie mogę tego robić. Wykorzystuję tylko Rayana. Wiem to i nie mogę na to pozwolić. Odkleiłam się od niego. Nadal miał zamknięte oczy i oblizał powoli swoje usta. Wstałam i skierowałam się do drzwi.
-Lepiej już pójdę.-Nie czekając na odpowiedź wyszłam z pomieszczenia. Założyłam buty, stojące w przedpokoju i wybiegłam z domu. Rayan mieszka na drugim końcu miasta, więc to daleko. A do tego zaczyna się ściemniać… Postanowiłam, że poproszę Lewisa, aby po mnie przyjechał.
-Cześć. Przepraszam, że przeszkadzam ale miałabyś chwilkę?
-Nie bardzo. Ale o co chodzi?
-Chciałam, żebyś po mnie przyjechał, ale dobra. Przejdę się.-Miałam nadzieję, że jednak nie będę musiała się przechodzić.
-Eli, pewnie, że po Ciebie przyjadę. Jest już prawie ciemno! Gdzie jesteś?-Mówiłam, że przed te trzy miesiące ja i Lewis bardzo się polubiliśmy?
-Pod domem Rayana.
-Zaraz będę.-Nie zdążyłam mu nawet podziękować. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego wcześniej go tak nie lubiłam? Usidłam na krawężniku, byłam odwrócona plecami do domu Rayana.
-Dlaczego tu siedzisz? Odwieźć Cię?-Usłyszałam głos zielonookiego chłopaka. Wyglądał z okna swojego salonu.
-Dam sobie radę. Dzięki.-Powiedziałam surowym tonem. I jak na zawołanie przyjechał Lewis. Wsiadłam do samochodu.




-Dziękuję, że po mnie przyjechałeś.-Poczochrałam jego włosy.
-Żaden problem. Dlaczego Rayan Cię nie odwiózł?-Zapytał zatroskany.
-Nie chciałam.-Powiedziałam i skupiłam swój wzrok na drodze.
-Co się stało?-Spojrzał na mnie.
-Nic.-Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się moimi dłońmi.
-Oj, Eli…Przecież widzę.-Chwycił mnie za podbródek, zmuszając bym na niego spojrzała.
-Pocałował mnie.-Lewis zacisnął szczękę.
-Palant!-Wykrzyczał.-Mówiłem mu setki razy, że ma się od Ciebie odpierdolić!
-Nie przeklinaj.-Powiedziałam cicho. Dlaczego go to tak rozzłościło?
-Przepraszam. Poniosło mnie.-Powiedział nieco spokojniej.
-Dlaczego Cię poniosło?-To nie jego sprawa…
-Bo wiem, że Greg Cię kocha, a Ty kochasz Grega. Nie chcę, żeby on to zepsuł.
-Skąd możesz niby wiedzieć, że Greg mnie kocha, co?-Parsknęłam.
-Bo mi to powiedział.-To jakiś żart? Chciał mnie tym rozbawić?-Znam go. To mój przyjaciel. Odwiedzałem go w szpitalu.
-Zatrzymaj się!-Wykonał moje polecenia. Otworzyłam drzwi i szłam przed siebie. Emocje we mnie buzowały. Byłam taka zdenerwowana, że nie mogłam normalnie oddychać.
-Gdzie idziesz?-Dobiegł do mnie Lewis i złapał z ramię.
-Nie wiem! Traktowałam Cię jak przyjaciela, wiesz?-Z moich oczu zaczęły lecieć strumienie łez.
-Eli, uspokój się. Nadal nim jestem.-Powiedział tonem, który jak przypuszczam miał mnie uspokoić.
-Nie, nie jesteś! I jak się okazuje, nigdy nim nie byłeś! Jak mogłeś?! Patrzyłeś jak nocami płaczę, jak nie potrafię cieszyć się z niczego z tęsknoty! Rayan wmawiał mi, że ma mnie w dupie, a Ty temu nie zaprzeczyłeś!-Moje zaciśnięte pięści uderzały o jego klatkę piersiową.
-Uspokój się, Elisabeth!-Krzyknął.
-Nie! Jak mam to zrobić?! Pozwoliłeś mi myśleć, że on nie żyje!-Przytulił mnie z całych sił, na co jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Chodź, jedziemy.-Głaskał moje włosy.
-Nigdzie z Tobą nie jadę!
-Eli, daj już spokój. Nie mówiłem nic, bo prosił mnie o to. Obiecałem mu.
-Mogłeś mi chociaż powiedzieć, że żyje!-Wtuliłam się w jego tors.
-Nie mogłem. Obiecałem to mojemu przyjacielowi. Rozumiesz, prawda?-Pokiwałam głową, na znak tego, że rozumiem. Gdybym obiecała coś dla Angeli to też bym nic nie powiedziała. Ale na pewno nie pozwoliłabym jej myśleć, że nie żyje…
-Przepraszam.-Powiedziałam bardzo cicho.-Naprawdę powiedział Ci, że mnie kocha?-Uśmiechnęłam się przez łzy.
-Nie mógłbym Cię oszukiwać.-Nie? A co robił przez te trzy miesiące? Objął ramieniem moją szyję i szliśmy w kierunku samochodu. Gdy do niego weszliśmy, nie byłam w stanie płakać. Byłam radosna, jak nigdy dotąd. Uwierzyłam, że Greg naprawdę mnie kocha. Może wszystko się jeszcze ułoży…
Lewis zatrzymał się pod moim blokiem. Podziękowałam mu i pożegnałam się z nim buziakiem w policzek. Weszłam do mieszkania, zdjęłam buty i od razu położyłam się na łóżku.



                                                                                                                             

Otworzyłam oczy i było już jasno. Co do cholery? Oh… musiałam zasnąć. Usiadłam na łóżku i po chwili wstałam. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Usłyszałam pukanie.
-Zaraz!-Wrzasnęłam i szybko się ubrałam. Mokre włosy zrobiły ślady na mojej koszulce koszulce. Poszłam otworzyć drzwi. Gdy zdałam sobie sprawę, kto taki do mnie pukał moje serce zaczęło bić niewyobrażalnie szybko.-Wejdź.-Powiedziałam oschłym tonem, nie czekając na przywitanie ze strony Grega.
-Tak strasznie za Tobą tęskniłem, Eli.-Chciał swoją dłonią pogłaskać mój policzek, ale w porę odsunęłam głowę. Zobaczyłam jego zszokowany, przygnębiony i zdesperowany wyraz twarzy.
-Miło mi to słyszeć.-Co ja mam zrobić? Nie mogę wpaść mu w ramiona po tym, jak mnie potraktował. Jestem taka szczęśliwa, że stoi tu i teraz naprzeciwko mnie, ale nie powinnam chyba mu tego pokazać. Widocznie z jego zdrowiem jest wszystko w porządku, skoro nie jest w szpitalu.
-Elisabeth…-Zaczął.-Wiem, że masz powody by być na mnie zła, ale błagam Cię. Wybacz mi.-Spojrzałam w jego oczy i było widać, że to co mówi jest szczere. 
-Nie wiem czy potrafię, Greg.-Westchnął głośno.
-Zrobiłem to, bo lekarze nie dawali mi żadnych szans. Naprawdę myślałem, że umrę, tak jak mój ojciec. Umarł przy mnie, gdy siedziałem obok niego. Do tej pory mam ten widok przed oczami. Czasami budzę się w nocy i mam wrażenie, że jestem w szpitalu, a on leży obok mnie… nieżyjący.-W tych pięknych czekoladowych oczach pojawiły się łzy. Czułam, że moje serce łamie się w pól.-Nie chciałem, żebyś mnie znalazła, bo mógłbym umrzeć przy Tobie. Mógłbym umrzeć w każdej chwili…-Nie potrafię być na niego zła.-Wybaczysz mi?-Klęknął przede mną.
-Nie wygłupiaj się, Greg. Wstawaj.-Powiedziałam wpatrując się z góry w jego ozy. Czułam, że moje poliki płoną…
-Nie wstanę, dopóki nie powiesz, że mi wybaczasz.-Uśmiechnął się lekko, a ja czułam jak uginają się pode mną nogi.-To jak? Wybaczysz mi?
-Tak!-Stałam przed nim i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Może wreszcie wszystko się ułoży.
-Tak co?-Wyszczerzył te swoje śnieżnobiałe ząbki. Jego uśmiech jest taki pocieszny.
-Wybaczam Ci!-Krzyknęłam, a Greg od razu wstał i przytulił mnie z całych sił.
-Brakowało mi tego przez te trzy miesiące.-Powiedział i ścisnął mnie jeszcze bardziej.
-Puść, bo mnie udusisz.-Poluźnił nieco uścisk. Spojrzał w moje oczy i czule mnie pocałował. Po tak długiej rozłące jego usta wydają się być jeszcze bardziej jedwabiste, o ile to w ogóle możliwe.
-Będziemy tu tak stali?-Zapytałam, na co chłopak zaprzeczył. Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na sofie. Greg cały czas się we mnie wpatrywał. Rozumiem, że nie widział mnie szmat czasu, ale bez przesady… Czuję się niezręcznie. Czas przerwać milczenie. Myśl, Eli… myśl…-Greg, mam do Ciebie pytanie.
-Słucham.-Uśmiechnął się lekko, a moje serce zaczęło szybciej bić. Co ja chciałam powiedzieć? Ah…
-Ile Ty masz właściwie lat?-Zaśmiał się i chwycił moją dłoń.
-Zgadnij.-Dlaczego on tak bardzo lubi się ze mną drażnić?
-Nie. Powiedz mi.-Musnęłam jego wargi w nadziei, że to pomoże.
-Zgadnij.-Powtórzyłam czynność, tylko tym razem czulej.
-Powiedz mi.-Pocałowałam miejsce pod uchem.-Proszę.-Wyszeptałam seksowym tonem, ale jak wyszedł to nie wiem. Przełknął głośno ślinę, więc pewnie mi się udało.
-D-dobra.-Panie i Panowie! Greg Jones się jąka! I to za moją sprawą…
-Więęęęc?-Zamrugałam kilka razy i przygryzłam dolną wargę.
-Zmieniłaś się.-Uśmiechnął się lekko. Ja?
-Dlaczego?-Szczerze mówiąc to zaskoczyło mnie jego stwierdzenie.
-Stałaś się bardziej pewna siebie.-Nie, po prostu przy Tobie nie potrafię się kontrolować! To takie dziwne?
-Wydaje Ci się.-Zarumieniłam się i spuściłam głowę w dół.
-Wcale nie.-Powiedział i pocałował mnie. Oddałam mu pocałunek a on go pogłębił. Trwaliśmy w pocałunku, dopóki ktoś nie zaczął dobijać się do drzwi. Dosłownie, dobijać.
Wstałam, szłam w kierunku drzwi i zauważyłam, że ktoś nie czeka na zaproszenie. 



Drzwi się otworzyły a w nich stał Rayan.
-Cześć, Eli. Ja na chwilę.-Powiedział i zaczął iść w moją stronę.
-Nie mam czasu.-A co jeśli znowu odwali taką szopkę jak wczoraj? Tyle, że jest tutaj Greg.
-Chcę porozmawiać o wczoraj.-Otworzyłam szeroko oczy. A jeśli Greg usłyszy?!
-Nie mamy o czym rozmawiać.-Wysyczałam. Podszedł do mnie Greg i objął mnie w talii. Na twarzy Rayana pojawił się przebiegły uśmiech. Ukazał się dosłanie na sekundę, a zaraz po nim zrobił smutną minę.
-A więc wczorajszy pocałunek nic dla Ciebie nie znaczył?-Powiedział i udawał zdesperowanego. Nim zdążyłam odpowiedzieć Greg zbliżył się do niego. Byli mniej więcej tego samego wzrostu, ale na miejscu Rayana bałabym się. Greg chwycił go za koszulkę i powiedział mu coś na ucho. Nie słyszałam co, ale gdy oczy Rayna zrobiły się niewyobrażalnie wielkie, wiedziałam, że to nic miłego. 
-A teraz idź stąd.-Warknął Greg. Chłopak nie odpowiedział mu nic, tylko wyszedł. Greg zbliżył się i stanął naprzeciw mnie. Górował nade mną wzrostem. Widziałam że był nieźle wkurzony. Miał zaciśniętą szczękę.
-Wczorajszy pocałunek?-Starał się uspokoić.
-Greg, to nie tak jak myślisz…-Zaczęłam, ale przerwał mi.
-Pocałowałaś go?-Zapytał już nieco łagodniej.
-Tak.-Powiedziałam i spuściłam głowę. Było mi tak wstyd…
-Wczoraj powiedziałaś mi, że mnie kochasz, do cholery!-Krzyknął.
-Nie krzycz na mnie!-Sama zaczęłam krzyczeć.
-Jak mam nie krzyczeć, co?! Wczoraj powiedziałaś mi, że mnie kochasz, a całowałaś się z kimś innym!-Boże, niech on przestanie krzyczeć. Nie chce, żeby był na mnie zły. Żałuję tego pocałunku.
-Żałuję tego!-Nie płacz, Eli! Wszystko, tylko nie płacz.
-Więc po co to zrobiłaś?!
-Wiesz jakie to uczucie, gdy ktoś ma Cię w dupie przez trzy miesiące?! Nie odzywa się do Ciebie, nie daje znaku życia! Zaczęłam już myśleć, że nie żyjesz, wiesz?-Szlag! Rozryczałam się.-Wczoraj, od razu ze szpitala pojechałam do Rayna. Nie chciałam być sama, tak jak przez te przeklęte trzy miesiące! Powiedział mi, że mnie kocha. Po tylu tygodniach ktoś powiedział mi, że mnie kocha! Po raz pierwszy od tego czasu czułam się kochana!-Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno.
-Nie miałem Cię w dupie, Eli. Przecież powiedziałem Ci, dlaczego to robiłem.-Powiedział łagodnym głosem.
-To co powiesz teraz, nie zmieni moich wcześniejszych myśli, Greg…
________________________________________________________
na wstępie, chcę podziękować wam za wszystkie miłe słowa. 
to na prawdę dużo dla mnie znaczy.
nigdy nie przypuszczałabym, że moje opowiadanie może się spodobać tylu osobom. 
Chcę was jeszcze poinformować, że nowe rozdziały będą dodawane raz w tygodniu. 
Może w soboty? Co wy na to? 
Oczywiście, ten rozdział jest już dodany na sobotę. 
Następnego oczekujcie w sobotę 31.08.
Jeszcze raz dziękuję za komentarze. 
P.S. Myślicie, że Rayan zdoła namieszać w relacjach Eli i Grega?

19 sierpnia 2013

13.



Prawie całą noc nie spałam. Czułam się okropnie z myślą, że zostałam całkiem sama. Wiem, że powinnam się cieszyć szczęściem Angeli, ale nie jestem w stanie. Powinnam mieć inne myśli podczas drogi na zajęcia. Mniej przygnębiające, bo jak tu myśleć o szkole? Mam nadzieję, że ten dzień się szybko skończy…


-Nareszcie.-Powiedziała z ulgą Angela i otworzyła drzwi wyjściowe.
-Jak tam się mieszka?-Zapytałam udając, że mnie to cieszy.
-Jest naprawdę świetnie. A co tam u Ciebie? Nie wyglądasz na zadowoloną.-Położyła rękę na moim ramieniu.
-Po prostu się nie wyspałam.-Nie chce jej dołować moimi sprawami. Skoro jest szczęśliwa, to niech tak już zostanie.
-Zapisujesz się na ten wolontariat?-Zapytała ale nie byłam w stanie zrozumieć o co jej chodzi. Myślami byłam gdzie indziej i z kim innym….
-Co?-Zmarszczyłam brwi.
-Wykładowca opowiadał, że potrzebują w szpitalu wolontariuszy.-Ah, no tak…Zapominałam. Może to całkiem dobry pomysł, zajęłabym się czymś pożytecznym.
-Raczej tak.-Uśmiechnęłam się najnaturalniej jak tylko potrafiłam.-A Ty?
-Nie, Lewis mnie nie wypuści.-Puściła mi oczko. Zauważyłam, że zbliżamy się do miejsca, w którym nasze drogi się rozejdą.
-To do jutra.-Ucałowałam jej policzek.
-Pa, kochana.-Chciałam jak najszybciej być w domu. Te ciągłe myśli o Gregu nie pozwalają mi na nic. Nie rozumiem, dlaczego to mnie tak zabolało… Przecież nie byliśmy nawet razem. Weszłam do klatki schodowej i zajrzałam do skrzynki na listy. Rachunki, ulotki, zaproszenia na jakieś spotkania i list. List od Grega! Po co? Wbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Rzuciłam na podłogę torbę i wszystko inne oprócz listu. Serce waliło mi jak szalone na myśl o tym, że dostałam on niego list. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Otworzyłam kopertę i poczułam najpiękniejszy zapach. Pachniała nim…
„Droga Eli,
Nie wyszło wczoraj tak, jak chciałem.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że to Cię zrani, ale nie że aż tak.
Chciałbym wszystko to co zaraz napiszę powiedzieć Ci prosto w oczy.
Spojrzeć w nie jeszcze, chodź na chwilkę…
Niestety nie mogę.
Napisałem to, ponieważ muszę pojechać do szpitala.
Byłaś na zajęciach, a ja nie chcę Cię od nich odciągać.
Pewnie gdy Ty będziesz to czytać, ja będę leżeć w szpitalnym łóżku.
Zasłużyłaś na to, by znać prawdę…
Muszę być w szpitalu, ponieważ czekam na dawcę.
Tak, dawcę.
Niedługo będę miał operację wycięcia nowotworu serca, ale najpierw muszą przeszczepić mi szpik.
Jesteś bardzo mądra, a do tego studiujesz medycynę, więc na pewno domyślasz się, że mam białaczkę.
Możesz też domyślać się, że mam złośliwy nowotwór serca i dlatego trzeba go wyciąć.
Bardzo się boję.
Oddałbym wszystko, aby móc się do Ciebie teraz przytulić.
Wiem, że powinienem powiedzieć Ci o tym wszystkim od razu, ale nigdy nie pomyślałbym, że moje uczucia zajdą aż tak daleko względem Ciebie.
Nigdy nie pomyślałbym, że mogę się zakochać…
I to w dziewczynie, której prawie wcale nie znam.
Proszę Cię, nie martw się o mnie.
Nie chcę, abyś była smutna z mojego powodu.
Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
Chociaż przyznam, że masz powody i nie miałbym o to do Ciebie pretensji…
Powiedziałem wczoraj, że nie powinniśmy się spotykać.
To wcale nie znaczy, że nie chcę.
Nawet nie wiesz ile bym oddał za to, aby właśnie teraz z Tobą być.
Stwierdziłem, że lepiej będzie gdy nie będziemy się spotykali.
Teraz jestem w szpitalu.
Nie chcę, abyś mnie takiego widziała.
Oszczędzi to Tobie stresu.
Powinnaś skupić się na nauce, a nie na mnie…
Wiem, że to nie najlepsza chwila na takie wyznania, ale możliwe, że nie spotkam Cię już nigdy więcej.
-Kocham Cię i pamiętaj o tym.
~Greg.


-Będę o tym pamiętać, Greg.-Powiedziałam sama do siebie. „Ale możliwe, że nie spotkam Cię już nigdy więcej”. To zdanie będzie wypalało dziurę w moim sercu do końca życia. Złośliwy nowotwór, białaczka… On może umrzeć…Nie wierzę. Zdałam sobie sprawę z tego, że płaczę, dopiero gdy z moich ust wydostał się głośny szloch. Nie, on nie może umrzeć. Nie pozwalam na to! Muszę go zobaczyć! Po prostu muszę! Ale co ja mogę zrobić? Nic… Nie udzielą mi informacji w jakim szpitalu leży Greg, bo nie jestem z rodziny. Postanowiłam wykorzystać fakt, iż mam wszystkie zaświadczenia lekarskie potrzebne do wolontariatu. Nie robię tego bezinteresownie… Mam nadzieję, że dowiem się przynajmniej w którym szpitalu leży Greg. Wygrzebałam papiery z szafki i wyszłam z domu. Szłam oczywiście do szpitala, o którym powiedział mi wykładowca. Miałam spory kawek drogi przed sobą, ale zdecydowałam, że pójdę pieszo. Może trochę się uspokoję. Działam pod wpływem emocji, boję się, że mogę zrobić coś głupiego. Nie wątpliwie to jest jeden z najgorszych dni w moim życiu… Weszłam do szpitala i podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry. Słyszałam od mojego wykładowcy, że potrzebujecie wolontariuszy. Byłabym bardzo zainteresowana, gdyby były jeszcze miejsca.
-Z tego co wiem, jesteś Elisabeth, albo Megan. Pan Fox powiedział mi, że możemy się spodziewać tylko was.-Westchnęła. No tak, w sumie to tylko ja i Megan nie jesteśmy takimi leniami jak reszta.
-Jestem Elisabeth.
-Wszystko jest już załatwione, Eli. Potrzebujemy tylko Twojego podpisu.-O, myślałam, że będzie gorzej i dłużej. W innych szpitalach czekałam nawet tygodniami na to, aby móc pomagać innym… Jednak Pan Fox zna mnie bardzo dobrze. Dostałam jakieś papiery do podpisania. Machnęłam kilka razy ręką w wyznaczonych miejscach. A zaświadczenia?
-A nie potrzebuje Pani zaświadczeń?
-Ah…Zapomniałabym.-Podałam jej zaświadczenia i zaczęła oprowadzać mnie po szpitalu.-Najbardziej potrzebujemy osób na oddziale onkologicznym. Jesteś na kierunku chirurgicznym, więc idealnie byś tam pasowała.
-Dla mnie nie ma problemu. Nie ważne gdzie, aby pomóc.-Uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami. Cieszę się, że mogę komuś pomóc. Zapomniałam na chwilę przynajmniej o Gregu.
-Jesteś taka urocza.-Uśmiechnęła się od ucha do ucha, a ja spuściłam głowę z rumieńcami wymalowanymi na twarzy. Otworzyła przede mną drzwi i weszłyśmy na oddział.-Najwięcej opieki w najbliższym czasie będzie potrzebował Pan Jones i Pan Smith.-Jones? Jones?! Greg?!
-Mogłabym teraz do nich zajrzeć?-Starałam się ukryć ogromne podekscytowania.
-Oczywiście.-Uśmiechnęła się do mnie.
-Możemy najpierw odwiedzić Pana Jonesa?-Boże, znalazłam go!
-Jeśli sobie tego życzysz, to dlaczego nie.-Widać, że mnie lubi. Weszłyśmy do sali. Spodziewałam się mojego Grega! Czarnych postawionych włosów, cudownych brązowych oczu… A w zamian zobaczyłam jakiegoś starca. Uśmiechnął się do mnie słabo. Podejrzewam, że nie miał siły nawet na to, aby się uśmiechać. Starałam się za przyjaznym uśmiechem ukryć moje ogromne rozczarowanie…
-Dzień dobry. Jestem Eli.-Podeszłam do niego i podałam mu swoją dłoń.
-Witaj. Jestem Mark Jones. Mam nadzieję, że nie uciekniesz tak szybko jak poprzednia wolontariuszka.-Puścił do mnie oczko. Nadzieja, matką głupich… Pielęgniarka wszystko mi wytłumaczyła i cieszę się, że podjęłam się tej pracy. To naprawdę świetne uczucie gdy możesz komuś pomóc. Poznałam jeszcze Pana Smitha. Przemiły człowiek i o dziwo bardzo młody. Nie rozmawiałam z nim, ale na oko nie ma więcej niż 24 lata. Nie muszę mówić nawet do niego na Pan…Mam wrażenie, że go skądś kojarzę...
-Eli, jest już 22, jeśli chcesz możesz iść do domu. Możesz tu przychodzić kiedy chcesz. Nie masz określonych godzin.-Poinformowała mnie.
-Wiem, pracowałam już jako wolontariuszka. Pójdę już, muszę przygotować się jeszcze do zajęć. Dziękuję, że mnie Pani ze wszystkim zapoznała.-Uścisnęłam jej dłoń.
-Oj przestań. Nie jestem aż tak stara!-Zachichotała. Nie wygląda raczej na starą osobę.-Jestem Jennifer.
-Dobrze, w takim razie do jutra, Jennifer.-Pomachałam jej i wyszłam ze szpitala. Droga dłużyła mi się okropnie… Mogłam zamówić taksówkę. Weszłam do klatki i sprawdziłam skrzynkę pocztową. Jedna koperta… Od Grega! Ale jak to? Przecież jest w szpitalu. Nie miałam siły iść na piąte piętro, więc wybrałam windę. Nigdy nie jeżdżę windą, ponieważ panicznie się boję. Jak byłam młodsza winda stanęła pomiędzy piętrami. Od tamtej pory unikam wind jak tylko mogę. Ale dzisiaj zwiedziłam cały oddział. Latałam po nim jak głupia… Nacisnęłam przycisk i czekałam na windę. Weszłam do niej i nacisnęłam guzik, aby wciągnęła mnie na odpowiednie piętro. Gdy tylko drzwi się zamknęły serce zaczęło walić mi niewiarygodnie szybko. Po co ja tu wchodziłam? Zacisnęłam mocno powieki i oparłam się o blaszaną ścianę. Poczułam ogromną ulgę gdy usłyszałam wesoły dźwięk oznaczający to, że wreszcie mogę stąd wyjść. Weszłam do mieszkania i od razu udałam się do łazienki. Wzięłam kąpiel. Leżałam w wannie i czułam jak momentalnie moje przemęczenie odchodzi w zapomnienie. Czułam się zrelaksowana. Wyszłam z wanny, wytarłam swoje mokre ciało ręcznikiem i przebrałam się w coś do spania. Wzięłam kopertę od Grega i położyłam się na łóżku. Nie wiem czy powinnam to przeczytać. Nie powinnam denerwować się na samą noc. Znowu nie będę mogła zasnąć a przecież mam zajęcia… Jednak ciekawość wzięła nade mną górę. Powoli otworzyłam kopertę i zaciągnęłam się jej zapachem. Wzięłam się za czytanie listu.
Wiem co kombinujesz i nie podoba mi się to.
Widziałem Cię dzisiaj w szpitalu.
Zawsze musisz być tak uparta?
Przecież powiedziałem Ci, że masz mnie nie szukać.
Po co to robisz?
Nie chcę, żebyś mnie znalazła, bo możliwe, że którego dnia zobaczysz mnie ostatni raz.
Chcę, żebyś pamiętała mnie takiego jaki jestem,
a nie podłączonego do setek kabli.
Chcę, żebyś tu była, ale jednocześnie tego nie chcę.
Eli, tęsknię za Tobą.
Nie wiem co się dzieje, ale to nie jest do mnie podobne.
Chcę Cię zobaczyć.
Chcę Cię przytulić.
Chcę Cię pocałować…
Ale wiem, że nie mogę…
Każda minuta bez Ciebie dłuży mi się cholernie.
I pomyśleć, że prawdopodobnie się nigdy nie spotkamy…
Mam nadzieję, że dawca znajdzie się szybko, bo jak nie... to umrę.
Nawet nie wiesz jak ciężko jest budzić się rano ze świadomością, że to może być mój ostatni dzień.
Nie mogę nawet z niego w pełni korzystać….
Leżenie w łóżku, porcja leków, leżenie w łóżku, śniadanie, leżenie w łóżku, porcja leków, leżenie w łóżku, obiad, leżenie, leki, kolacja, spanie, leki, spanie, leki, śniadanie. 
Pogodziłbym się z tym, gdyby nie to, że nie ma w moim teraźniejszym życiu miejsca dla Ciebie.
Bardzo żałuję, że cierpisz przeze mnie.
Czuję się z tym bardzo źle.
Chcę Ci powiedzieć, że nie jestem w stanie już sam pisać listów.
Pisze to pielęgniarka, dyktuję jej.
Kolejne listy będą krótkie, ponieważ nie chcę, aby o wszystkim co czuję wiedziała pielęgniarka.
~Greg.

Nie jest w stanie pisać już listów? Boże… ja go muszę zobaczyć. Nie wytrzymam. Wiem, że leży w tym szpitalu, w którym jestem wolontariuszką. Widział mnie! Strumienie łez spływały po moich policzkach. Głośno szlochając poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Ten dzień był okropny.


Po zajęciach od razu poszłam do szpitala. Najpierw porozmawiałam z Panem Jonesem, a potem poszłam do Pana Smitha.
-Dzień dobry.-Przywitałam się z nim.
-Oj daj spokój, Elisabeth. Nie mów mi, że mnie nie poznajesz.-Uśmiechnął się szeroko. O co chodzi temu człowiekowi?!
-Nie wiem o czym Pan mówi.-Wzruszyłam ramionami i usiadałam na krześle koło łóżka.
-Nie mów do mnie Pan. Jestem w Twoim wieku.-Myślam, że jest troszeczkę straszy.
-Dobrze.-Powiedziałam ostrożnie. Do czego on zmierza? Wyciągnął do mnie swoją dłoń, a ja ją uścisnęłam.
-Jestem Rayan.-Rayna Smith… Coś mi to mówi… O nie! To nie może być on! Nie!
-Elisabeth.-Odpowiedziałam. A co jeśli to on?!
-Wiem, Eli. Nie mogę uwierzyć, że mnie nie pamiętasz….
-Wybacz.-Pamiętam. O ile to on.
-Pamiętasz te czasy, gdy jeszcze chodziłaś do klasy ze swoimi rówieśnikami? Podstawówka. Był taki chłopiec, który miał okulary, roztrzepane włosy i zawsze chodził pobity, bo uważali, że jest kujonem i nikt go nie lubił… Aż w końcu dziewczyna, która też była wyśmiewana z powodu średniej 5.8 pomogła mu ignorować głupich ludzi… On ją pokochał. Ona jego też. Ona odeszła do innej szkoły a on został i miał nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczą…-Powiedział i złapał moją dłoń.-To my, Eli…-Wiedziałam. A jednak to on… Moja pierwsza miłość!
-Wybacz mi, ale zmieniłeś się nie do poznania!-Kiedyś chodził w okularach, miał niechlujną fryzurę, ubierał się niegustownie… A teraz? Blond włosy, piękne zielone oczy. Nie ma już tych swoich okularów. Jest przystojny. Naprawdę jest przystojny. Ale nie bardziej niż Greg…
-Ty też. Nie wiem gdzie podziała się moja ulubiona kujonka.-Zażartował na co zaśmialiśmy się oboje.
-Co tam u Ciebie słychać? Uczysz się nadal?-Szczerze mówiąc to nie czuję, że nie widzieliśmy się już kilka lat. Czułam się swobodnie w jego towarzystwie.
-U mnie jest w porządku. Niestety, musiałem przerwać studia. Sama widzisz dlaczego.-Głupie pytanie, Eli….
-A co studiowałeś? Zapewne anglistykę.-Uniosłam brwi do góry. Zawsze był wyśmienity z angielskiego. Jeździł na olimpiady, konkursy. Może nie zawsze wygrywał, ale za każdym razem był finalistą. Raz wygrał konkurs, w którym brali udział tylko dorośli. Okazało się, że to on powinien być nauczycielem niektórych nauczycieli.
-Zgadłaś.-Uśmiechnął się.-Słyszałem, że niedługo wychodzisz za mąż. Gratuluję.-Powiedział i uśmiechnął się. Nie był to zbyt szczery uśmiech.
-To już nie aktualne. Nie chcę o tym mówić, dobrze?-Spuściłam głowę. Na samą myśl o Tomie poczułam, że wszystko we mnie wrze…
-Dobra, przepraszam.
-Nie masz za co mnie przepraszać.-Rozmawialiśmy na różne tematy. Gdy pielęgniarka przyniosła mu leki, spojrzałam przez okno. Zauważyłam, że jest już bardzo ciemno. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Co? 1¹º?! Kiedy?
-Rayan, ja już idę. Wpadnę do Ciebie jutro. Cześć!-Pomachałam mu.
-Do jutra, Eli.-Wychodząc z sali Rayana zauważyłam znajomą figurę mężczyzny. Szedł on odwrócony ode mnie. Zauważyłam, że jest wysoki, ma kruczoczarne włosy postawione do góry. Szerokie barki… Greg!
-Greg?-Krzyknęłam. Zauważyłam, że zaczął iść szybkim tempem wzdłuż pustego korytarzu.
Nie musiał biec, aby ode mnie uciec, ponieważ był daleko ode mnie. Skręciłam w tą samą stronę co on. Z daleka zauważyłam, że stoi twarzą do windy. Drzwi się otworzyły i wszedł do nich. Stanęłam jak wryta. Drzwi zaczęły się zamykać, Greg odwrócił się i spojrzał na mnie. Do moich oczu od razu napłynęły łzy. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Był blady jak ściana. Jego oczy były przeraźliwie smutne. To był Greg. Ale nie mój Greg…


Pracowałam w szpitalu już kilka tygodni. Każdy mężczyzna był dla mnie Gregiem. Nie widziałam go od czasy, gdy uciekł przede mną do windy. Nie pisał do mnie listów. Napisał tylko raz. Pogratulował mi zdania egzaminu. Gdyby nie Rayan i Angela nie dałabym sobie rady. Byłam z Angelą w Paryżu. Było naprawdę cudownie, ale nie potrafię się tym cieszyć.
-Zaraz będziemy na lotnisku.-Krzyknęłam do Angeli, aby się obudziła.
-Ja nie chcę wracać!-Powiedziała zaspanym markotnym głosem.
-Ja też nie.-Właśnie lądujemy. Wracamy z Paryża. Jak widać obie nie chcemy wracać… Wyszłyśmy z samolotu. Na Angelę czekał Lewis. Przekonałam się już do niego. Zaczynam go nawet lubić. Na mnie natomiast czekał Rayan. Zaprzyjaźniliśmy się. Miał operacje, wycięli mu nowotwór. Wreszcie może rozpocząć normalne życie. Zauważyłam, że Rayan się zmienił. Z dnia na dzień robi się ładniejszy. Widać, że wracają mu siły. Rayan wyściskał mnie, tak samo jak i Lewis. Nie było nas tylko dwa tygodnie! Wpakowałam swoje walizki do samochodu Lewisa, a Angela swoje. Najpierw odwieźli mnie.
-Pomóc Ci?-Zapytał Rayan, gdy tylko samochód się zatrzymał.
-Byłabym wdzięczna.-Wyszliśmy z samochodu. Niestety Rayan nie był taki jak Greg. Szanował kobiety, ale nie otwiera im drzwi od samochodu…”Dlaczego znowu o nim myślisz, Eli?! Ma Cię w dupie! Nie odzywa się do Ciebie, nie pisze, nie daje znaku życia!” może to i prawda… Może nasza znajomość była na chwilę? Minęły trzy miesiące od ostatniego listy… A może on… nie żyje. Otworzyłam drzwi do klatki wpisując kod. Rayan był cały obładowany. W jednej ręce niósł dużą walizkę, a w drugiej jeszcze większą. Na plecach miał duży plecak, a na szyi zawiesił sobie dużą torbę podróżną. Ile on ma siły!
-Nie powinieneś się przemęczać.- Powiedziałam z troską w głosie. Zajrzałam do skrzynki na listy. Nic, poza ulotkami i gazetkami z marketów… Jeśli mam być szczera, to liczyłam, że do mnie napisze… Trudno.
-Daj sobie z nim spokój, Eli.-Widocznie zauważył to, że posmutniałam.
-Łatwo Ci powiedzieć…
-On na Ciebie nie zasługuje. Zrozum to!-Powiedział. Byliśmy już przed moimi drzwiami. Otworzyłam mieszkanie. Zaniósł walizki do sypialni. Postanowiłam zapytać go kto na mnie zasługuje… To chyba raczej JA nie zasługuję na Grega.
-Więc kto na mnie zasługuje?-Powiedziałam bardzo cicho, gdy stanął naprzeciw mnie. Złapał moją twarz w swoje dłonie i spojrzał w moje oczy. Nie podoba mi się to.
-Ja.-Wyszeptał wprost do mojego ucha. Nie, to jakiś żart!
-Rayan, jesteś wspaniałym człowiekiem. Jesteś miły, pomocny, kochany, szczery i naprawdę możesz mieć każdą, ale nie mnie.
-Dlaczego?-Zapytał poważnym tonem.
-Bo kocham Grega.-Kocham go?
-Ale on na Ciebie nie zasługuje. Zostawił Cię, jest dupkiem.-Dupkiem? Greg dupkiem? Dobry żart.
-Jesteśmy tylko przyjaciółmi i to się nie zmieni. Zaakceptuj to.-Uwolnił moją twarz ze swoich dłoni. Odwrócił się gwałtownie i wyszedł trzaskając drzwiami. Nie mogłabym z nim być. Nie mogłabym być z kimś, kto nie jest Gregiem. Zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Poszło mi z tym szybciej, niż myślałam. Postanowiłam, że wybiorę się do sklepu. Kupię prasę i coś do jedzenia. Wzięłam pierwszą lepszą gazetę. Kupiłam też chleb i te sprawy… Rozpakowałam zakupy i siadłam na sofie w salonie. Położyłam nogi na stolik i zaczęłam czytać gazetę. Była nudna, dopóki nie natknęłam się na dziwny artykuł.
„Syn miliardera uratowany! Nie skończy tak, jak ojciec!”
Syn Sephana Jonesa odziedziczył pieniądze... i chorobę po ojcu. U dwóch mężczyzn wykryto nowotwór serca. U miliardera chorobę wykryto za późno, dlatego złośliwy nowotwór spowodował białaczkę. Białaczkę wykryto miesiąc przed śmiercią. Jego syn, Greg Jonesa natomiast otrzymał w porę opiekę lekarską. Złośliwy nowotwór zaatakował tak samo jak w przypadku ojca krwinki czerwone. Rak krwi, inaczej zwana białaczka, jest możliwy do wyleczenia tylko przy przeszczepie szpiku. Dopiero po przeszczepie, lekarze operacyjnie usunęli nowotwór z serca. Medycyna nie dawała mu szans na przeżycie. Nie było dawcy. Lekarze twierdzili, że może umrzeć w każdej chwili. Na dzisiejszej konferencji prasowej, która odbyła się w szpitalu, ponieważ Greg musi być pod obserwacją powiedział: „W tym czasie gdy lekarze nie dawali mi szans, mówili mi, że nic nie może utrzymać mnie przy życiu. Mylili się. Wiecie co mnie trzymało?”. Dziennikarze obecni na konferencji rzucili kilka swoich propozycji. Najczęściej wymieniali wiarę. Jednak dziedzic fortuny zdecydowanie zaprzeczył. „Miłość, to jedyne co utrzymywało mnie przy życiu nawet wtedy, gdy byłem zbyt słaby by się odezwać.”. Czyżby młody Jones ma damę serca? Być może dowiemy się tego na dzisiejszej konferencji, która odbędzie się o 17 w Sali konferencyjnej w szpitalu. Niestety, nie możemy podać nazwy miejsca.

O mój Boże! Greg żyje! Nic mu nie jest! Pójdę na konferencję! Muszę go zobaczyć! Ubrałam się nieco cieplej. To nie ta sama pogoda jak w Paryżu. Akurat trafiłyśmy na piękną pogodę. Czasami zdarzył się upalny dzień… Wyszłam z domu i zaczęłam myśleć nad tym, co przeczytałam… Jego tata był miliarderem. On to odziedziczył. Czyli zakochałam się w miliarderze… Nigdy nienawidziłam bogatych ludzi, bo wydawało mi się, że wywyższają się od innych. Ale Greg jest inny. Jest normalny. Mam nadzieję, że szpik się przyjmie…
Weszłam do szpitala. Odnalazłam salę konferencyjną i weszłam do niej. Zauważyłam, że wchodzi Greg. Był ubrany w garnitur. Wyglądał idealnie. Ale martwi mnie nadal jego twarz. Nie jest uśmiechnięty. Może to zmęczenie… Strasznie schudł. 
To wszystko jest chore! Przychodzę tu tylko po to, aby zobaczyć Grega, który ma mnie w dupie! Odwróciłam się do wyjścia, ale usłyszałam jeden głośny huk. Odruchowo się odwróciłam i zobaczyłam, że na podłodze leży Greg. Nie mogę patrzeć na to obojętnie! A poza tym jestem lekarzem, tak? Podbiegłam do niego i klęknęłam przed nim. Chwyciłam jego dłoń i pocałowałam ją. Nie mogłam powstrzymać łez. Greg bardzo powoli otworzył oczy.
-Eli…-Jego ozy zaszkliły się gdy mnie zobaczył. Puściłam jego dłoń, a od zaczął wycierać nią mój mokry policzek.-Tak strasznie tęskniłem.-Próbował powoli wstać. Najpierw usiadł. Lekarze, pewnie nie słyszeli nic w tym hałasie. Dziennikarze nadawali jak na targu. Pomogłam mu wstać. Był taki słaby.-Nie przywitasz się ze mną?-Uśmiechnął się, ale słabo.
-Nie wiem jak mam się zachowywać. Co Ty sobie wyobrażasz?! Nie odzywasz się trzy miesiące, nie dajesz znaku życia! Nie pozwalasz mi Cię szukać! Ja mam Ci teraz paść w ramiona?!-Powiedziałam głośno.
-Więc po co tu przyszłaś?-Zapytał przygnębiony.
-Powiedzieć Ci, że ja też Cię kocham...




________________________________________________
trochę zwlekałam z dodaniem tego rozdziału.
nie jest zbyt udany, ale nie wiedziałam jak go ulepszyć. 
P.S.
wszystko wyjaśniło się nareszcie z Gregiem. 

7 sierpnia 2013

12.



-Śpij już. To dobrze Ci zrobi.-Pogłaskałam zewnętrzną stroną dłoni jego policzek i jak na zawołanie zasnął. Złożyłam krótki pocałunek na jego czole i wyszłam z pokoju. Postanowiłam poinformować Angelę, żeby choć kilka godzin była cicho. Weszłam bez pukania do jej pokoju i zobaczyłam, że jeszcze leży w łóżku.
-Hej. Wyspana?-Uśmiechnęłam się do niej.
-Umm…A jakbyś się czuła, gdyby ktoś obudził Cię na zajęcia, których nie ma?-Zmarszczyła brwi.
-To pytanie retoryczne, prawda?-Zaśmiałam się. W odpowiedzi dostałam jedynie poduszką w głowę.-Spokój!-Powiedziałam trochę głośniej, ale nie na tyle głośno, aby obudzić Grega.-Przychodzę do Ciebie z ważną sprawą.-Zrobiłam poważną minę, a ona nieco wystraszoną.
-Co się stało?-Zapytała z lękiem w głosie, bo wiedziała, że może spodziewać się po mnie wszystkiego.
-Nic takiego. Chcę tylko, żebyś była cicho przez kilka godzin.
-Da się zrobić. Głowa Cię boli?-Martwienie się na zapas to jedna z głównych jej cech.
-Nie. Nie chcę, żebyś obudziła Grega.-Powiedziałam obojętnym tonem, mimo że nie było mi to obojętne.
-Kogo?-Wytrzeszczyła oczy i otworzyła szeroko buzię.
-Grega.
-Przecież słyszałam.-Wywróciła oczami. To po co się pytasz?!-Dobra. Będę cicho.
-Byłabym wdzięczna, gdyby Ci się choć raz to udało.-Zaśmiałyśmy się obie. Porozmawiałyśmy jeszcze o szkole i obgadałyśmy większość nauczycieli. Miałyśmy przy tym niezły ubaw. Angela poszła na zakupy, jest uzależniona od kupowania sobie nowych rzeczy. Zawsze mnie dziwi to, że rodzice płacą za wszystkie jej widzimisię, ale to już nie moja sprawa. Dopóki się uczymy, nasi rodzice będą opłacać studia i będą przelewać nam pieniądze na życie. Często dostajemy za dużo i odkładamy sobie na wakacje. Mamy w planach Paryż, ale co wyjdzie zobaczymy… Skoro mam gościa, to trzeba się nim jakoś zająć, prawda? Postanowiłam zrobić obiad. Ale że nie jestem za dobrym kucharzem poszłam na łatwiznę i wybrałam Spaghetti. Ubrałam się i szybko poszłam do sklepu, mając nadzieję, że Greg się w tym czasie nie obudzi. Gdy stałam w kolejce zobaczyłam starą plotkarę, która ma mieszkanie naprzeciwko mojego. Mam nadzieję, że mnie nie zauważy.
-Dzień dobry, Eli!-Jeeezu… A jednak mnie zauważyła.
-Dzień dobry, Pani Makowska, jak zdrowie?-Szczerze się uśmiechnęłam. To znaczy mam nadzieję, że tak to wyglądało. Oh…Oczywiście tak bardzo obchodziło mnie zdrowie tej miłej Pani. Tak bardzo, że aż wcale. No ale cóż… Przylazła do mnie tydzień temu z bólem gardła i kaszlem. Poleciłam jej jakieś tam leki bez recepty i to wszystko. Musiałam się dowiedzieć, jak się spisałam.
-Świetnie. Gardło mnie przestało boleć.-Jak widać bardziej przejęła się bólem gardła niż kaszlem.
-A co z kaszlem?-Dlaczego ta kolejka jest tak długa?!
-Jak widać. Jak ręką odjął. Nie wiem jak mam Ci dziękować.-Położyła rękę na moim ramieniu. Zabieraj te łapy kobieto!
-Cieszę się, że Pani pomogłam.-Nawiasem mówiąc…wisi mi to. Dobra gra aktorska w życiu, to podstawa. Nauczyłam się tego, gdy wprowadziłam się do tego mieszkania. Wszyscy z pozoru mili i sympatyczni, a tak naprawdę na każdym kroku odgadują nam dupę. Ale są gorsze problemy, niż upierdliwi i wścibscy sąsiedzi.
-Eli, a co to za gentelman, z którym tak ładnie żegnałaś się pod blokiem wczoraj?-Uniosła brwi do góry. Mówiłam już jaka z niej plotkara?
-Znajomy.-Powiedziałam i spuściłam głowę. Czy ten kasjer zasnął?
-Nie ładnie tak. Dopiero co Tom się wyprowadził, a Ty już następnego sprowadzasz…Oj, Eli, Eli.-Dzięki Bogu idzie ktoś otworzyć kasę. Wreszcie. W ogóle co ta stara panna sobie wyobraża. Ugh!
-Przepraszam Panią, ale się śpieszę.-Powiedziałam i przeszłam do drugiej kasy. Jak ona śmie mnie pouczać? Ja przynajmniej nie mam jako jedynego zajęcia: siedzenia w oknie i plotkowania. Ten babsztyl nawet nie trudził się na „dowidzenia”. Nie zależy mi na tym, ale kultura tego wymaga, tak? Zapłaciłam kasjerowi i wyszłam ze sklepu. Po kilku minutach drogi otworzyłam drzwi od mojego mieszkania. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy to bałagan. Porozrzucane po całej podłodze ubrania, zauważyłam kilka sukienek, dwie pary butów, kilka koszulek i kilka par spodni. W sumie to jak na Agelę, to całkiem oszczędne te dzisiejsze  zakupy.
-I jak tam zakupy?-Zapytałam i zaczęłam iść w stronę kuchni odkopując sobie drogę.
-Wiesz, nic specjalnego… Nie ma nic ciekawego w sklepach.-Nie wcale, wykupiła z połowę towaru ze wszystkich sklepów i jeszcze powie, że nic ciekawego nie ma… Panie i Panowie, oto Agela.
-Będę robiła Spaghetti, zjesz?
-Nie, umówiłam się z Lewisem.-Nie wiem czy są razem, czy nie są. Oni też tego nie wiedzą. Nie lubię go…
-Tylko uważaj na siebie.-Nie ufam mu… Nie wiem co Agela w nim widzi.
-Spokojnie, mamo.-Wywróciła oczami i wyszła z trzaskiem drzwi. Czy ona wie o istnieniu klamek?! Czas zabrać się do roboty…. Zaczęłam od sosu i od wstawienia wody na makaron. Gdy sos był już gotowy odcedziłam makaron. Nie miałam co robić, więc stwierdziłam, że wezmę się za zmywanie, co było zupełnie bez sensu, bo przecież i tak zaraz będą brudne naczynia po obiedzie. Poczułam, czyjeś ręce na swojej talii. Wystraszyłam się na tyle, że podskoczyłam. Spojrzałam przez ramię i ujrzałam uśmiechniętego Grega. Oh, jak miło znowu widzieć jego uśmiech.
-Dzień dobry, śpiący królewiczu.-Miał roztrzepane włosy i dzięki nim wyglądał i słodko, i seksownie. Czy to w ogóle możliwe?
-Dzień dobry.-Odpowiedział mi i pocałował mnie, a w moim żołądku znowu do życia obudziło się stado motyli. Ja nadal nie mogę tego pojąć… Całuje mnie człowiek, którego właściwie nie znam. Znam tylko jego imię i nazwisko, które przypadkiem poznałam w szpitalu. Nie wiem ile ma lat, czym się zajmuje… Greg Jones- to jedyne co o nim wiedziałam. Ah… no tak, wiedziałam jeszcze, że ma wielki dom i dlaczego umarli jego rodzice. To wszystko. To, że sobie o tym przypomniałam nie zmienia faktu, że wiem o nim tyle co NIC. Ale pomimo tego zaczynam go darzyć uczuciem. I to nie byle jakim… -O czym tak myślisz?-Oczywiście, że o Tobie. O nikim innym nie myślę od kilku dni…
-O niczym.-Odwróciłam się i ponownie zaczęłam zmywać naczynia.
-Pomóc Ci w czymś?-Objął moją talię i musnął skórę na moim karku. Człowieku, czy mógłbyś przestać?! Przez to zapominam jak się zmywa naczynia!
-N-nie, dzięki. Dam sobie radę.-I jak tu się nie jąkać?-Jesteś głodny?-Zapytałam gdy odszedł na bezpieczną odległość.
-Umieram z głodu.-Znowu podszedł do mnie. Stanął obok mnie i objął mnie ramieniem w talii, a serce mało co nie wyskoczyło mi z piersi.
-To dobrze, bo zrobiłam Spaghetti.-Oznajmiłam wycierając mokre ręce. Nienawidzę zmywać…
-Wiesz, że nie musiałaś…-Przerwałam mu szybko.
-Ale chciałam! Nałożyć Ci?-Spojrzałam wreszcie na niego. Boże…Jest taki piękny. Te oczy, ten uśmiech…
-N-nie, dzięki. Dam sobie radę.-Powtórzył to co powiedziałam ja. Zaśmiałam się, gdy próbował na siłę się jąkać. Jest taki słodki.-Siadaj do stołu. Nałożę Ci.-Rozkazał mi i wskazał ręką na stół.
-Właściwie, to nie jestem głodna…
-Nie obchodzi mnie to. Musisz zjeść obiad.
-Dobrze, tato.-Wywróciłam oczami. O, proszę! A jednak Angela mnie czegoś nauczyła. Jak to się mówi? Z kim się przystaje, takim się staje…Czy coś takiego. Greg zaprowadził mnie do stołu i odsunął moje krzesło. Nigdy nie przestanę powtarzać, jaki z niego gentelman… Poczekałam chwilę nim chłopak przyniósł mi talerz. Postawił go przede mną, a ja wybuchłam śmiechem.
-Ja mam to wszystko zjeść?-Nałożył sobie mniej ode mnie! To nie fair!
-Dokładnie.-Ukazał w rozbawieniu ten swój przecudny uśmiech. Istny raj dla mnie.
-Zapomnij o tym.
-Jedz.-Zmarszczył brwi. Zabraliśmy się za jedzenie. Greg zjadł całą swoją porcję, a ja siedziałam i bawiłam się.
-Może pójdziemy na spacer?-Zapytałam z nadzieją, że dzięki temu odejdę wreszcie od tego talerza…
-Dobry pomysł.-Wstałam od stołu a Greg zaczął zbierać talerze. Chwyciłam jego dłoń.
-Zostaw. Posprzątam później.-Spojrzałam w jego oczy. Były wpatrzone w moje. Dlaczego one są takie piękne?
-Na pewno?-Zapytał nie spuszczając wzroku z moich oczu.
-Na pewno.-Szepnęłam. Nie byłam w stanie mówić normalnym tonem. Stałam jak zahipnotyzowana. Musnął moje wargi swoimi.
-Chodźmy już.-Powiedział i pocałował mnie czule. Ten pocałunek mnie nie ucieszył, lecz zmartwił. Czułam w nim strach, desperację, smutek… Nie wiedziałam co powinnam zrobić, co powinnam powiedzieć. Spojrzałam tylko na niego ze strachem w oczach i przytuliłam się do niego. Wtuliłam się w jego tors a on objął mnie ramionami. Zrobił to tak, jakby nie chciał mnie wypuścić ze swoich ramion w strachu, że odejdę.
-Nigdzie się nie wybieram, Greg.-Byłam tego pewna. Nie odpowiedział, tylko pocałował moje włosy. Wyszliśmy z mojego mieszkania w zupełnej ciszy.
-To gdzie idziemy?-Wreszcie któreś z nas przerwało tą męczącą ciszę. To znaczy męczącą dla mnie, ale Gregowi to chyba odpowiadało.
-Może do parku?-Jego wyraz twarzy był obojętny.
-Ok.-Westchnęłam. Szliśmy tuż obok siebie. Trochę dalej niż chciałam, ale w sam raz, żeby trzeźwo myśleć. Nie rozumiem nagłej zmiany jego nastroju. Może to przez leki? Atmosfera między nami nie wiele się zmieniła przez te kilka godzin. Spacerowaliśmy po parku w absolutnej ciszy. Chciałam już wracać.
-Wróćmy już, dobrze?-Spojrzałam w jego oczy. Wydawałoby się, że to nie jest ta sama uśmiechnięta, ciesząca się życiem osoba.
-Jasne.-Spodziewałam się kiwnięcia głową, ale jednak się odezwał. Lubię jego głos, jest taki kojący… Podczas drogi powrotnej zamieniliśmy dosłownie kilka zdań. Staliśmy już pod moim blokiem.
-Wejdziesz na górę?-Zapytałam nie patrząc nawet na niego. Nie chciałam znowu zobaczyć smutnego i przygnębionego Grega.
-Nie, ale dziękuję za zaproszenie.-Powiedział formalnie.
-Szkoda.-Szkoda, bo liczyłam, że wejdzie i porozmawiamy wreszcie, ale jak zwykle się pomyliłam…
-Eli, muszę Ci coś powiedzieć…-Wyczułam zdenerwowanie w jego głosie.
-Hm?
-Nie powinniśmy się spotykać.-Powiedział z trudem i złapał moje dłonie. Czy właśnie moje serce pękło na pół, czy tylko mi się wydaje? Spojrzałam na niego, ale nie widziałam już jego oczu. Wszystko było rozmazane z powodu napływających łez.
-Mogę wiedzieć dlaczego?-Poczułam, że łzy spływają po moich policzkach. Puścił moje dłonie i uchwycił swoimi moją twarz, wycierając słoną ciecz swoimi kciukami.
-Eli, proszę Cię…nie płacz.-Jak mam nie płakać?
-Muszę iść.-Tak naprawdę nie musiałam, ale bardzo chciałam być już w domu, leżeć na łóżku i płakać w poduszkę.
-Pozwól mi wyjaśnić.-Powiedział błagalnie. Odeszłam od niego. Chwycił mój nadgarstek, uniemożliwiając mi odejście.
-Puść mnie.-Warknęłam do niego.
-Nie.-Zacisnął szczękę. Chyba nie takiego toku wydarzeń się spodziewał. Pewnie miałam błagać go na kolanach, żebyśmy jednak powinni się spotykać…
-Czego Ty ode mnie jeszcze chcesz, co?!-Krzyknęłam. Kolejne przedstawienie dla Pani Makowskiej…
-Chcę Ci wyjaśnić!
-Wyjaśnić co?-Puścił mnie nareszcie.
-To, dlaczego nie powinniśmy się spotykać.-Wsadził ręce do kieszeni.
-Nie ma czego wyjaśniać.-Nie chciałam już go słuchać. Nie teraz, nie dzisiaj. Jak na dzisiaj starczy wrażeń. Podbiegłam do klatki i zaczęłam próbować wpisać kod. Cholera! Ze stresu zapomniałam. Zaczęłam grzebać w torebce i szukać klucza. Nim się obejrzałam, Greg stał obok mnie.-Daj mi spokój.-Wrzasnęłam. Już mam tego dość! Dlaczego on nie chce po prostu zejść mi z oczu? Nie chcę go dzisiaj ani widzieć, ani słyszeć!
-Eli…-Od razu mu przerwałam.
-Nie mów do mnie Eli, jasne?-Byłam na niego zbyt wkurzona, aby pozwolić mu tak na mnie mówić. Eli-tylko dla przyjaciół. I nie obchodzi mnie, jak tandetnie to brzmi. W tej chwili nie był moim przyjacielem. Żałuję, że go tak bardzo polubiłam…
-Elisabeth, poczekaj. Porozmawiajmy.-O, nareszcie znalazłam ten klucz. Postanowiłam zignorować Grega. Weszłam do klatki i nie musiałam się nawet odwracać, aby wiedzieć, że idzie za mną.
-Nie masz czego tu szukać.-Warknęłam cicho, bo przecież ściany mają uszy i nikt w tym bloku nie ma swojego życia…
-Czyli nie wysłuchasz mnie?-Spojrzałam na niego. Otarłam swoje łzy, aby lepiej widzieć jego piękną twarz. Jedna łza spłynęła po jego policzku. Boże, czułam jakby ktoś wbił mi nóż w plecy… Nigdy w życiu nie chcę widzieć płaczącego Grega.
-Nie dzisiaj…-Odpowiedziałam w miarę normalnym tonem.
-Więc kiedy?-Chłopie, przestań płakać, bo zaraz zmięknę.
-Jeszcze nie wiem.-Wyciągnęłam klucz spod wycieraczki, a Greg uważnie mi się przyglądał.
-Eli, ja tak strasznie Cię przepraszam. Nie wiedziałem, że aż tak to Cię zaboli.
-Muszę iść.-Powtórzyłam się.
-Nie musisz.-Podszedł do mnie i próbował mnie przytulić. Pewnie myślał, że padnę mu w ramiona i się uspokoję. A, i że zapomnę o tej całej sytuacji…
-Nie, nie muszę, ale chcę!-Odepchnęłam go delikatnie od siebie. Otworzyłam drzwi do mieszkania i weszłam do niego zatrzaskując drzwi. Oparłam się o ścianę, nagle poczułam ogromną potrzebę pożegnania się z Gregiem. Otworzyłam drzwi, ale go nie było. Słyszałam, że ktoś schodzi po schodach, więc zbiegłam szybko. Mocno pociągnęłam jego ramię, aby się odwrócił. Nigdy nie widziałam nikogo tak zdziwionego, jak Greg w tej chwili.
-Elisabeth, co Ty wypra…-Nie dokończył, ponieważ mu przerwałam.
-Zamknij się!-Warknęłam i pociągnęłam go z kark, po to, żeby jego twarz była bliżej mojej. Spojrzałam w jego oczy i pocałowałam go. Chłopak bez mojego pozwolenia pogłębił pocałunek chwytając mnie za talię i przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Tak namiętnego pocałunku jeszcze nigdy nie przeżyłam. Oderwałam się nagle od niego gdy tylko poluźnił uścisk swoich dłoni na mojej talii. Byłam gotowa do ucieczki. Zrobiłam już co najmniej dwa kroki, ale Greg chwycił mnie za rękę i przyciągnął  z powrotem blisko siebie. Ponownie złączył nasze usta. To wszystko wygląda jak scena wycięta z jakiegoś romansidła. Nie zdziwiłabym się, gdyby ze skrzynki pocztowej wyszedł reżyser a za chwilę zadzwonił budzik i obudziłby mnie. Odkleiłam się wreszcie od chłopaka i uciekłam. Chwycił moją dłoń, ale nie zdążył użyć wystarczająco dużo siły, aby mnie zatrzymać, ponieważ biegłam szybciej niż mi się wydawało. Wbiegłam po schodach i zamknęłam drzwi. Od razu poszłam do kuchni czymś się zająć. Wyrzuciłam resztki obiadu z mojego talerza i pozbierałam wszystkie naczynia i sztućce ze stołu. Po raz kolejny zmywam… Kolejna rzecz, która jest do mnie nie podobna… Przechodząc z kuchni do salonu zauważyłam kartkę na kalendarzu.
Przypominam, że za miesiąc mamy egzaminu kończące, Eli.
 A Ty zamiast się uczyć, spacerujesz sobie z kolegą(?).
A, zapomniałabym…
 Zabrałam swoje rzeczy, gdy Ciebie nie było. 
Przepraszam, że nie zaczekałam, ale Lewis się śpieszył. 
Tak, przeprowadziłam się do niego. 
Tak, jesteśmy oficjalnie razem!
 Ale jestem szczęśliwa!!!
 Dobra, kończy się kartka, więc się nie rozpisuję.
 Do zobaczenia jutro na zajęciach, kochana.
~ANGELA :) xx”
Więc zostałam sama…

2 sierpnia 2013

11.



-A jaka to rzecz?-Głaskał to plecy, to włosy, a po moim ciele przechodziły przyjemne dreszcze.
-Ty. Nie poznałabym Ciebie.-Co ja gadam?! Nie mogę uwierzyć, że właśnie to powiedziałam. Jego serce zaczęło bić coraz mocniej, chwilę temu myślałam, że to już niemożliwe, ale jak zwykle byłam w błędzie. Uśmiechnął się tylko i pocałował moje włosy. Znowu ta cisza… Wszystko, tylko nie to!-Nic nie powiesz?-Zapytałam trochę zdenerwowana. Bałam się odpowiedzi.
-Wiesz, że myślę to samo.-W sumie to wiedziałam. Czułam… Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy. Przypomniałam sobie, że muszę iść. Musnął moje usta a na moich policzkach znowu pojawiły się rumieńce.
-Muszę już iść.-Powiedziałam smutno. Muszę, ale nie chcę. Mam nadzieję, że Greg to wiedział.
-No tak, zapomniałem.-Nie znoszę, kiedy jest smutny, tak jak teraz. Dalej siedzieliśmy objęci na łóżku, mino tego że musimy iść. Oboje nie chcieliśmy przerywać tej chwili… -To chodźmy.-Powiedział i wreszcie się od siebie odkleiliśmy. Wyszliśmy z pokoju a potem z domu. Znowu szliśmy przez ten piękny ogród. Byłam pewna, że sam go dba o to tylko ma od tego ludzi. Doszliśmy do samochodu i tradycyjnie otworzył mi drzwi. Usiadłam i czekałam aż on zrobi to samo. Odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę.

Podczas drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Opowiedziałam mu trochę o Angeli i o tym jak bardzo mnie wspiera. Był godny podziwu dla jej poświęceń.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że się do Ciebie wprowadziła.-Powiedział Greg.
-Wspiera mnie, jak już Ci mówiłam. Nie chciała, żebym czuła się samotna.
-Muszę Cię częściej gdzieś zabierać, aby miała chociaż chwilę dla siebie.-Zażartował.
-Nie jestem jej dzieckiem i nie musi się mną opiekować.-Zachichotałam pod nosem.
-Długo się przyjaźnicie?-Zapytał, ale jego wzrok nadal był skupiony na drodze przed nami.
-Dość długo… Od podstawówki.-Może to i długo, ale wiedziałam, że przed nami jeszcze dłuższa droga razem. Świetnie się dogadujemy, mimo że mamy dwa odmienne charaktery.
-Ona naprawdę z Tobą tyle wytrzymała?-Ah…. On i te jego poczucie humoru. Zaczął się śmiać, ale ja się powstrzymałam.
-Ej, to nie jest śmieszne!-To jest śmieszne. Uderzyłam z pięści jego ramię, a po chwili skrzyżowałam ręce na piersi. Fuknęłam i odwróciłam głowę aby nie widział mojego uśmiechu.
-Ohh…Przepraszam, że Cię uraziłem, Eli.-Powiedział żartobliwie. Chwycił mój podbródek, abym na niego spojrzała. Gdy tylko to zrobiłam od razu mnie pocałował. I te przeklęte rumieńce! Nie mogłabym się do tego już przyzwyczaić?
-Nie wiem czy Ci wybaczę.-Uniosłam głowę do góry i po raz kolejny ją odwróciłam. Greg nagle zwolnił. Spojrzałam na niego pytająco, na co chłopak się tylko uśmiechnął. W ciągu ułamku sekundy przycisnął swoje wargi do moich. Nie przerywając pocałunku co kilka sekund zerkał na drogę.
-Skup się na drodze, bo chcę jeszcze żyć.-Z trudem oderwałam się od jego ust.
-Za chwilę.-Powiedział markotnie i pocałował mnie po raz kolejny. Dobrze, że akurat na tym odcinku drogi nie jeżdżą prawie żadne samochody.
-Nie za chwilę, tylko teraz!-Powiedziałam donośnie, pomimo tego, że nie chciałam kończyć tego pocałunku. Oderwał się na chwilę od moich ust.
-A wybaczysz mi?-Po tych słowach kolejny raz wpił się w moje wargi. Pogłębił pocałunek. On jest taki cudowny… Zamknęłam oczy pod wpływem tej przyjemności.
-Mhm…-Wymruczałam nie dogrywając się od jego miękkich i słodkich warg. Poczułam nagłą potrzebę, by spojrzeć w jego piękne oczy. Gdy otworzyłam swoje zauważyłam, że samochód nie jedzie wcale. Stał na środku ulicy...-Greg, proszę Cię… jedźmy już. Mam szkołę.
-No dobrze, dobrze.-Powiedział chyba smutnym tonem. Nie wiem… Nie potrafię tego jeszcze odróżnić.

Dojechaliśmy pod mój blok. Greg zaparkował na parkingu i wyszedł z samochodu. Czekałam aż otworzy przede mną drzwi, jak to on i inni gentelmanowie mieli w zwyczaju. Podał mi dłoń i mocno mnie pociągnął. Myślę, że mogę określić, że wyciągnął mnie auta. Pociągnął mnie tak mocno, że od razu moja klatka piersiowa była przyciśnięta to jego torsu, a jego dłoń obejmowała moją talię. Pierwszy raz, jestem z nim tak blisko i nie ukrywam, że podoba mi się to. Nachylił się i podniósł mnie, abym stanęła na palcach i musnął lekko skórę na mojej szyi. Wzdrygnęłam się na to, ponieważ spodziewałam się nieco innego rodzaju pocałunku. Nie żeby mi to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
-Wejdziesz na górę?-Zapytałam chłopaka.
-Nie powinienem.-Powiedział i na jego ustach pojawił się uśmiech. Jest trudny do zrozumienia.
-Dlaczego?-Zmarszczyłam brwi. Dlaczego on musi być zawsze taki skomplikowany?!
-Wiesz…Masz jutro szkołę, musisz się przygotować.
-Szkoła może przecież poczekać.-Uśmiechnęłam się i zaczepnie uderzyłam palcem wskazującym w jego nos. Gdy miałam zamiar odsunąć już dłoń, Greg chwycił ją i pocałował jej wewnętrzną stronę.
-Jesteś taki słodki.-O nie! Nie mogę uwierzyć, że powiedziałam to na głos! Wolną dłonią uderzyłam się w czoło.-Ummm... to znaczy… ja…Po porostu przy Tobie zbyt często zdarza mi się głośno myśleć.
-Więc w ten sposób o mnie myślisz?-Zapytał, przy czym ukazał rząd białych zębów i uniósł jedną brew do góry. Tak, ale tylko czasami uważam Cię za słodkiego. Większość czasu myślę, że jesteś zbyt seksowny i cholernie pociągający.
-Może…-Powiedziałam przeciągając ostatnią sylabę i spuściłam głowę. Wpatrując się w swoje buty modliłam się, żeby włosy zasłoniły moją twarz, która tak okropnie mnie piekła.
-Hej, Elisabeth… Spójrz na mnie.-Powiedział takim łagodnym tonem. Czułam, jak się rozpływam. Pokiwałam głową na znak, że jednak nie wykonam jego polecenia. –Aż tak Cię onieśmielam?-Wiedziałam, że na jego ustach pojawił się uśmiech. Ten piękny uśmiech, na którego miałam ogromną ochotę spojrzeć choć przez chwilkę, przez sekundę, a nawet jej ułamek. Uległam tej potrzebie i mimowolnie moje usta wydęły się w uśmiechu.
-Jesteś zbyt bezpośredni, Greg.-Spojrzałam na niego.
-Lubię sposób, w jaki wymawiasz moje imię.-Spojrzał na mnie tak, że moje nogi stały się miękkie.
-A ja lubię sposób w jaki teraz na mnie patrzysz.-Powiedziałam i nie czułam, że się rumienię. Zdziwiło mnie to, i jak się okazuje mnie tylko mnie. Chłopak przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że bliżej nie mogłoby już być. Pocałował mnie bardzo namiętnie.
-A gdzie rumieńce u mojej słodkiej małej dziewczynki?
-Ej! Nie jestem dziewczynką!-Fuknęłam i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi. Tym razem twarz mnie zapiekła.
-Może i nie jesteś, ale gdy się rumienisz tak wyglądasz.-Powiedział i zaczął bawić się moimi włosami gdy stałam wtulona w niego.
-I nie jestem Twoja…-Powiedziałam szepcząc. Znowu głośno myślałam. Cholera!
-Nie?-Zaśmiał się.
-Nie.-Powiedziałam. Kreśliłam fikuśne wzorki na odkrytej części jego szyi i czułam pod opuszkami palców gęsią skórkę. Wodziłam palcami coraz wyżej a chłopak podnosił głowę do góry. Ma taką miękką skórę, że nie mogłam się powstrzymać przed pocałunkiem. Musnęłam delikatnie jego skórę. Czułam to tak, jakby moje wargi właśnie dotknęły skrawka jedwabiu, a chłopak jedynie gardłowo jęknął. Gdy zbliżyłam się moimi wzorkami na linię jego szczęki, chwycił ją i zaprzestał dalszemu działaniu mojego palca.
-Mogłabyś przestać?-Powiedział ciężko łapiąc oddech.
-Dlaczego?-Zapytałam zalotnym tonem. Boże! Czy ja właśnie flirtuję? Ja? Ten człowiek mnie zmienia… Ale to chyba dobrze.
-Bo cholernie mnie to podnieca.-Wychrypiał mi do ucha.
-Um…przepraszam..-Przepraszam? Za co? Oj, Eli… Najpierw myśl, potem mów.
-Nie, spokojnie. To nie Twoja wina, że jesteś tak bardzo seksowna.-Ah…czyli to ja go podnieciłam? Brawo, Eli!
-J-Ja?-Trudno mi się nie jąkać.
-Nikt inny.-Powiedział i wzruszył ramionami.
-Wiesz, że muszę iść, ale nadal tu stoimy. Określ się. Idę na górę sama, albo możesz też pójść ze mną.-Starałam się zmienić temat, i całkiem dobrze mi to idzie.
-Tamten temat był ciekawy i nie rozumiem po co to robisz.-O, a jednak nie idzie mi tak dobrze jak myślałam.-Dziękuję za zaproszenie, ale nie skorzystam z niego. Masz jutro szkołę i nie chcę Ci przeszkadzać.-Nie ukrywam, że się trochę zawiodłam. Byłam przekonana, że jednak ze mną pójdzie.
-Nie będziesz mi przeszkadzał i dobrze o tym wiesz… No chyba, że nie chcesz.-Wiedziałam, że chce.
-Oczywiście, że chcę.-Puścił mi oczko. Jeśli nie skłamał, to się nie pomyliłam.
-Więc nie rozumiem, dlaczego ciągle odrzucasz moje zaproszenie…-Zmarszczyłam brwi.
-Bo się boję.-Boisz się?! Czego?! Mnie?! Spojrzałam na niego pytająco i miałam nadzieję, że pogłębi swoją wypowiedź.-Boję się, że sprawy między nami pójdą za daleko.-Zachichotałam pod nosem i zaczerwieniłam się na myśl o tym, co właśnie powiedział.
-Spokojnie. Nie pozwoliłabym Ci na to.-Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Ostatnio też nie pozwoliłaś mi na pocałunek.-Zaśmiałam się i nagle przypomniałam sobie, że po jego policzku spłynęła łza. Uznałam, że to dobra chwila by go o to zapytać.
-Pod czas tego pocałunku…-Zawahałam się, ale postanowiłam kontynuować.-Ty…płakałeś. Dlaczego?-Zapytałam niepewnie.
-Złe pytanie.-Wyczułam lekkie zdenerwowanie.
-Zła odpowiedź.
-Nie teraz, dobrze?-Spojrzał na mnie spod rzęs.
-A kiedy?-Uniosłam brew do góry i skrzyżowałam ręce na piersi. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
-Kiedyś na pewno. Cierpliwości, kochanie.-Zaczerwieniałam się po raz kolejny gdy usłyszałam co do mnie powiedział. Trochę za szybko, co?
-Um…No dobra.-Poczułam, że zaczyna kropić, więc chciałam już iść do domu. To znaczy chciałam i nie chciałam.  Chciałam, bo niezbyt lubię moknąć, ale nie chciałam, bo Greg….
-Idziesz czy nie?-Zapytałam. Chłopak nie odpowiedział. Stał ze spuszczoną głową. Mówię do Ciebie!-Greg!-Ociężale podniósł głowę i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Jego twarz była okropnie blada.-Jezu, Greg! Wszystko w porządku?
-Tak, jest ok.-Powiedział cicho.-Idź już, nie chcę, żebyś zmokła.
-Zwariowałeś?! Nie zostawię Cię w tym stanie!-Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć…Strasznie się o niego martwię!
-Jest ok! Idź już!-Krzyknął na mnie.
-Nie jest ok! Mam przecież oczy!-Odpowiedziałam trochę ciszej od niego.
-Eli! Do jasnej cholery! Musisz zawsze być taka uparta?! Idź do domu!-Moje oczy zaszkliły się. Dlaczego on na mnie krzyczy?! Martwię się o niego, ale nie mogę sobie na to pozwolić.
-Dobra, jak chcesz! Dowidzenia!-Wrzasnęłam i poszłam w kierunku drzwi na klatkę schodową. Gdy byłam już w budynku postanowiłam skorzystać ze szklanych drzwi i bacznie obserwowałam zachowanie chłopaka. Przetarł dłońmi swoją twarz i wyciągnął telefon. Rozmawiał bardzo krótko, a po chwili wszedł do samochodu od strony pasażera. Na miejsce podjechał duży, czarny samochód i wysiadł z niego jakiś mężczyzna. Usiadł na miejscu kierowcy i samochód, którym tu przyjechał odjechał. Greg wyciągnął ze schowka jakąś kosmetyczkę. Trochę mnie to zdziwiło, ale po chwili zauważyłam co w niej jest. Leki. Postanowiłam nie czekać dłużej. Pobiegłam w stronę auta Grega i wiedziałam, że jest chory. Deszcz padał cholernie mocno ale nie przeszkadzał mi. Widziałam jak Greg łyka te wszystkie tabletki i rozpłakałam się. Dlaczego mi nie powiedział?! Gdy mnie zobaczył posłał mi spojrzenie, które miało mnie przeprosić i samochód nagle odjechał. Zostawił mnie… Stałam na ulicy naprzeciw parkingu i nie mogłam w to uwierzyć. Byłam cała przemoknięta, ale nic nie mogłam poradzić na to, że nie mogłam się ruszyć. Łzy zlewały się z kroplami deszczu… Zrozumiałam, że stoję na ulicy dopiero gdy usłyszałam pisk opon. Odwróciłam się w kierunku tego dźwięku i ujrzałam samochód, który zatrzymał się przede mną. Dzieliła mnie z nim odległość kilku centymetrów. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Uciekłam. Gdy weszłam do domu rzucił mi się w oczy zegarek. 21:30…
-Gdzie byłaś?! Nie było Cię całą noc i cały dzień!-Usłyszałam krzyk Angeli.-O mój Boże, Eli… Co się stało?-Zapytała gdy tylko mnie zobaczyła. Podbiegła do mnie i z całych sił mnie przytuliła.
-Greg jest chory…-Powiedziałam przez szloch.
-Będzie dobrze…Czekaj! Kto?!-Nie powiedziałam jej o nim.
-Ja go bardzo lubię, Angela.-Nieco się uspokoiłam. Usiadłyśmy na łóżku w moim pokoju.
-Dobrze, tylko ja dalej nie wiem kto to jest!
-To ten chłopak…co… -Nie chciałam mówić, że go pocałowałam, bo może go nie pamięta.-Co podszedł do nas na imprezie. No wiesz… Ciemne, postawione włosy…-Nie dokończyłam dalej wymieniać, ponieważ Angela mi przerwała.
-Ah… Ten co go pocałowałaś!-Spojrzała na mnie spod byka.
-Właśnie ten.-Nie płakałam już.
-Gdzie się podziewałaś? Byłaś z nim?-Jak ja ją kocham… Wiedziała, żeby nie drążyć tematu choroby, bo dopiero się uspokoiłam. Zna mnie bardziej niż ja sama znam siebie.
-Tak.
-Całą noc?-Jej oczy zrobiły się nieprawdopodobnie wielkie.
-Nie!-Od razu zaprzeczyłam.-Po imprezie poszliśmy do mnie.
-Co proszę?-Wiedziałam o czym myśli.
-Nie myśl za dużo.-Uśmiechnęłam się.-Chciałam, żeby został, bo czuję się przy nim bezpiecznie. Poszliśmy już spać. Nie, nie razem. On spał w pokoju dla gości… Przyszedł Tom.
-Czego tu szukał?!-Od samego początku za nim nie przepadała.
-Był bardzo nachalny i chciał mnie zgwałcić.-Gdy przypomniałam sobie te wydarzenie zrobiło mi się bardzo gorąco. Złość, to jedyne co czułam.
-Boże! Pobił Cię?-Angela jak zwykle się przejęła.
-Nie, nie zdążył. Greg go pobił i uciekł.
-Tom? Uciekł? To do niego niepodobne.-Nie wierzyła własnym uszom.
-A najlepsze jest to, że nawet nie miał siły wstać.-Ucieszyłam się, bo wiedziałam, że to go odstraszy.
-Oh… Też bym czuła się bezpiecznie przy takim jak Greg.-Zaśmiałyśmy się obie. Opowiedziałam jej dokładnie całą noc i nie mogłam jej uspokoić. Przeraźliwie śmiała się z tego, jakiej pobudki doświadczył Greg.
-Jak czekałam na Grega to zauważyłam, że sanitariusze wnoszą go do karetki. Pojechałam z nim i tak straciłam przytomność. Obudziłam się już następnego dnia. Ze szpitala odebrał mnie Greg i pojechaliśmy razem do jego domu.
-Jaki ma dom? Ładny? Mieszka sam?-Ciekawska… Tak jak ja.
-Piękny. Zgubiłabym się w nim ze sto zrazy gdyby nie Greg.
-Aż taki duży?-A co Cię to obchodzi? To mój chłopak! O nie… to nie jest mój chłopak. Muszę być na niego wściekła. Muszę!
-Jak pałac… Odziedziczył go po ojcu.-Przypomniałam sobie, że powiedział mi już wcześniej o tym, że jego ojciec zmarł na raka. Oby Greg…Nie, nawet tak nie myśl, Eli.
-Ile on ma właściwie lat?
-Nie wiem. Nigdy go o to nie pytałam….-Poczułam okropne zmęczenie.
-Śpij, kochanie. Dużo dzisiaj przeszłaś…-Przypomniałam sobie, gdy Greg powiedział do mnie „kochanie”. Usłyszałam jego głos i od razu odpłynęłam do krainy snu…



Obudziłam się i od razu pobiegłam budzić Angelę.
-Wstawaj! Zaspałyśmy na zajęcia! Już 9!-Nie miała zamiaru mnie posłuchać.
-Sprawdź kalendarz!-Wrzasnęła i po chwili znowu zasnęła. Wiedziałam, że nie wygram z jej potrzebą snu, więc poszłam sprawdzić ten kalendarz. Data zaznaczona na czerwono! Wolne! Dzięki Bogu! Nie miałam zamiaru już iść spać. Czułam się wypoczęta. Ciągle męczą mnie myśli o Gregu… Poszłam wziąć prysznic. Gdy już paradowałam do domu owinięta jedynie ręcznikiem usłyszałam pukanie. Wytarłam skrawkiem ręcznika mokre ramiona, na które nadal spływały krople wody z mokrych włosów i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je a moim oczom ukazał się Greg. Ucieszyłam się, że żyje, że nic mu nie jest… Od razu się do niego przytuliłam. Patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach.
-Aż tak się za mną stęskniłaś?-Zapytał przez śmiech. Nie odpowiedziałam, tylko chwyciłam jego rękę i wciągnęłam go do mieszkania. Popchnęłam go na drzwi jednocześnie je zatrzaskując.
-Wszystko dobrze?-Zapytała zaspanym głosem Angela.
-Tak, śpij sobie, śpij!-Powiedziałam, a Greg się zaśmiał. Próbował coś powiedzieć, ale przerwałam mu pocałunkiem. Pogłębiłam go a oczy Grega się powiększyły. Sama się sobie dziwię, więc go rozumiem. Jakoś nie przejmowałam się tym, że to wszystko do mnie nie podobne. Tak bardzo cieszyłam się, że nic mu nie jest. Że żyje… Że mogę go zobaczyć, pocałować.
-Eli, wszystko do…-Nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Zamknij się!-Warknęłam i wtuliłam się jego tors. Wsłuchiwałam się rytm bicia jego serca.
-Mamy tak stać w korytarzu?-Zapytał nieźle rozbawiony dzisiejszym moim zachowaniem.
-A przeszkadza Ci to?-Zapytałam, bo nie miałam ochoty się nigdzie ruszać.
-Nie, dopóki tu jesteś.-Awww… Słodki. Ale nie mogę zapomnieć, że jestem na niego strasznie zła.
-Eli, jest ktoś u nas?-I od razu wiedziałam o co chodziło chłopakowi.
-Nie!-Krzyknęłam na tyle głośno aby usłyszała w innym pomieszczeniu.
-Dziwne.. Słyszałam jakby męski głos.
-Słucham muzyki. Ściszę, jeśli chcesz.-Greg zaczął się śmiać.
-Nie, jest ok.
-To śpij!-Pierwszy raz karzę jej spać. Niech lepiej nie marnuje tej okazji.
-W sumie to się chyba wyspałam.-No nie!
-Jak wolisz!-Chwyciłam dłoń chłopaka i zaprowadziłam go do mojego pokoju. Od razu usiadł na łóżku.
-Greg…Wyglądasz na zmęczonego.-Powiedziałam z troską.
-I tak się czuję. Całą noc nie spałem.-Powiedział i spuścił głowę.
-Dlaczego?-Może źle się czuł czy coś…
-Wyrzuty sumienia. Przepraszam, że Cię wczoraj tak zostawiłem.
-Nic się nie stało.-Powiedziałam zgodnie z prawdą. Bardziej przejęłam się tym, że jest chory.
-Wiem, że się stało. Możesz się przeze mnie rozchorować.-Spojrzał się na mnie i wstał.
-Oh…Czyli przejmujesz się moim karkiem? Powinieneś raczej przejąć się sobą, Greg!- Krzyczałabym, gdyby nie Angela. Nie chciałam, żeby wparowała do mojego pokoju, kiedy rozmowa zeszła już na temat stanu zdrowia Grega.
-Eli…-Podszedł do mnie i zewnętrzną stroną dłoni pogłaskał mój policzek.
-Dobrze…Poczekam, aż sam mi o tym powiesz.-Uśmiechnął się.
-Dziękuję.-Powiedział i pocałował mnie w czoło. Po chwili pocałował mój obojczyk, a w moim brzuchu zaczęło fruwać stado motyli. Zaczął zostawiać mokre pocałunki na mojej szyi. Przychyliłam głowę na bok, dając mu lepszy dostęp. Pocałował mnie w usta bardzo czule. Ten pocałunek nie dostarczał zbyt wiele emocji…. Uwielbienie… i… i miłość. Tak, to było to.
-Nie wiem jak to możliwe, ale nie mogę bez Ciebie wytrzymać. Nie mogłem bez Ciebie zasnąć.-Powiedział i znowu zaczął całować moją szyję, co chwilę ssąc skórę.-Nie wiem jak Ty to robisz, ani dlaczego.-Mówił z przerwami na pocałunki. Jego słowa budziły przyjemne ciepło w moim podbrzuszu… Zauważyłam, że znowu zrobił się blady. Nie tak bardzo jak wczoraj, ale i tak się cholernie przestraszyłam.
-Powinieneś się położyć. Źle wyglądasz…-Musnęłam jego policzek.
-A położysz się ze mną?-Uśmiechnął się słabo. To nie ten sam uśmiech co zawsze. Zgodziłam się i Greg chwycił moją dłoń. Położyliśmy się i wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Widok jego zmęczonych, przygnębionych i smutnych oczu zabijał mnie od środka.
-Martwię się o Ciebie, Greg…
-Nie możesz się o mnie martwić. Poradzę sobie sam i nie chcę Cię w nic mieszać.
-Nie mógłbyś mi przynajmniej powiedzieć co Ci jest?
-Proszę Cię, Eli… Odpuść sobie.-Powiedział błagalnym tonem. Był taki wyczerpany.
-Śpij już. To dobrze Ci zrobi.-Pogłaskałam zewnętrzną stroną dłoni jego policzek i jak na zawołanie zasnął. Złożyłam krótki pocałunek na jego czole i wyszłam z pokoju.




____________________________________________________________________
rozdział jest TROSZECZKĘ dłuższy niż ostatnio. Nie miałam cały dzień internetu i wzięłam się za pisanie :) xx