Strony

30 grudnia 2013

INFORMOWANI

w komentarzach proszę wpisujcie nazwy, ok? 
kc <3 

17.

przeczytaj notkę pod rozdziałem, a głównie to co jest na czerwono! 
____________________________________________________________________

Wyszłam ze szpitala i zaczęłam iść na parking, gdzie czekał na mnie Will.
Czuję, jakbym zostawiła tam cząstkę siebie. Czy to normalne? Czy to normalne, że żywię takim uczuciem praktycznie obcego mi człowieka? Jedyne uczucie jakie ogarnia mnie od rana, to pustka...totalna pustka. Czuję się przytłoczona tym całym bogactwem, które nie należy do mnie, nie pracowałam na to... To wszystko wydaje się jak sen. Momentami koszmar.
-Rozmawiałaś z lekarzem?-Zapytał mnie Will, gdy usiadłam na siedzeniu pasażera.
-Tak.-Odpowiedziałam cicho. Nie chcę o tym teraz mówić, ale rozumiem, że Will też się o niego martwi.
-Powiesz mi co z nim?-Przekręcił kluczyk i nim zdążyłam zebrać myśli, aby mu odpowiedzieć odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę. Teraz chyba jedziemy do banku.
-Więc... Nie wiem zbyt wiele.-Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się paznokciami.-Lekarz powiedział, że szanse na powrót do zdrowia są...-poczułam, jak w gardle rośnie mi wielka gula. Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Oczy zaczęły wypełniać łzy.-znikome. On może umrzeć.-Zakryłam twarz dłońmi i za wszelką cenę starałam się powstrzymać natarczywie napływające łzy.
-Eli, nie powinnaś płakać. Uwierz, że będzie dobrze. Pamiętasz, jak powiedział Pan Jones?-Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Nie bardzo wiedziałam co ma na myśli.-Gdy lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, to Ty go utrzymywałaś przy życiu. On uwierzył. Ty też uwierz, Elisabeth. To jedyne co możesz zrobić.-Ma racje.
-Tak, powinnam uwierzyć.
-Musisz, jeśli chcesz, żeby wyzdrowiał.
-Oczywiście, że chcę.-Wyszeptałam.
Samochód zatrzymał się przed budynkiem banku. Czy właśnie za chwilę będę miliarderką? Czy właśnie tego chcę?








-Nie mogę uwierzyć, że mnie oszukał.-Warknęłam wychodząc z budynku.
-Pan Jones Cię nie oszukał, tylko zachował prawdę.-Will próbował mnie uspokoić. Na marne...
-Jasne! Bo przecież po co mówić, że dostane dwie karty? I po co mówić, że na jednej jest dwadzieścia razy więcej niż na drugiej! Po co?-Wymachiwałam rękoma i krzyczałam na biednego, niewinnego Willa.
-Teoretycznie to dwadzieścia jeden razy więcej, Elisabeth.
-Ugh! Jedźmy już do domu. Do mojego domu!
-T-tak jest.-Super. Przestraszyłam go. Będzie mnie teraz uważał za niezrównoważoną. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Starałam się uspokoić i całkiem nieźle mi to wyszło.
-Will.-Szepnęłam zawstydzona moim nagłym wybuchem.
-Hm?
-Chciałam Cię przeprosić. Ja... To wszystko mnie przerasta.
-Wiem, Eli. Byłem pod ręką, dlatego na mnie naskoczyłaś. Nie dziwię Ci się. Jesteś silna, bo nie każdy by zniósł tyle co Ty.
-A jeszcze tyle przede mną.
-Właśnie.
Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do mojego mieszkania.
-Wezmę tylko najpotrzebniejsze rzeczy.-Zapewniłam Willa, gdy otwierałam drzwi.
-Mogłaś powiedzieć wcześniej, to kupiłbym sobie jedzenie i wziąłbym książkę.
-Nie, najpotrzebniejsze rzeczy.-Powiedziałam sylabując aby zrozumiał.
-Przecież wam, kobietom wszystko jest potrzebne.-Zachichotałam i ruszyłam na poszukiwanie mojej walizki.
-Chcesz coś do picia?-Krzyknęłam z mojego pokoju.
-Poradzę sobie.-Rozpoczęłam pakowanie się.
Podczas pakowania "najpotrzebniejszych" rzeczy, zrozumiałam, że moi rodzice nie wiedzą nic, o moim życiu. Powinnam im to mówić? Jak oni zareagują no to, że jej córka dostała dwie karty, na jednej 4, a na drugiej 84 miliardy. Jak zareagują, że mam dom, za nie wiadomo ile pieniędzy i służbę? Ciekawe co oni na to, że mam nowego chłopaka? Nie wiedzą nawet, że rozstałam się z Tomem. Muszę im o tym powiedzieć. O wszystkim.
-Gotowe.-Powiedziałam ciągnąc walizkę, przez pokój, w którym powinien być Will.-Will? Gdzie jesteś?-Nie wiem dlaczego, ale zaczął rosnąć we mnie niepokój. Zaczęłam szukać go po całym mieszkaniu. Nigdzie go nie było. Weszłam do pokoju Angeli, byłego już pokoju, i zobaczyłam, że śpi na jej łóżku. Ogromnie mi ulżyło. Nie mam pojęcia dlaczego tak strasznie się przejęłam. Może jestem rozkojarzona przez wspaniałą noc z Gregiem? Zaczerwieniłam się na to wspomnienie. A może po prostu przydałby mi się odpoczynek? Czuję, że to dopiero początek.-Will. Możemy już jechać.-Podeszłam do niego i delikatnie potrząsnęłam jego ramionami.
-Um... Tak, tak, Ana. Już wstaję.-Wymamrotał przez sen.
-Ana?-Uniosłam brwi i uśmiechnęłam się.
-Eli?-Usiadł, zmarszczył brwi i rozejrzał się dookoła.
-Zasnąłeś, gdy na mnie czekałeś.-Zaśmiałam się.
-Gdy pakowałaś najpotrzebniejsze rzeczy?-Zaśmialiśmy się oboje.-Możemy już jechać?
-Tak jest!-Zasalutowałam i udałam się w stronę drzwi ciągnąc walizkę.
-Ja to wezmę.-Zabrał mi walizkę i przeniósł ją przez próg. Zamknęłam drzwi i zeszliśmy po schodach.
Gdy siedzieliśmy już w samochodzie zaczęłam zastanawiać się, kim jest Ana.
-Kto to Ana?
-To moja narzeczona.-Uśmiechnął się dumnie, a mi zrobiło się przykro.
-Wszystko w porządku?-Zapytał zmartwiony moją nagłą zmianą nastroju.
-Tak, pewnie.-Nie, nie jest. Zdałam sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej nigdy nie dojdziemy do tego etapu z Gregiem.
-Elisabeth. Daj spokój będzie dobrze.-Will uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
-A jak nie? Co ja wtedy zrobię?-Nie mogę się rozpłakać. Wystarczy, że płakałam przez cały czas w szpitalu.
-Nie dopuszczaj do siebie takiej myśli! Przestań wreszcie patrzeć na to tak pesymistycznie! Będzie dobrze. Zrozum to!
-Ale ja nie potrafię. Tak strasznie się martwię. Lekarz nie dał mi powodów, aby patrzeć na to pozytywnie. Spójrz prawdzie w oczy, Will. Nie jest dobrze.
-Ale będzie.-Westchnęłam głośno.
-Obyś miał rację.







Kręciłam się po domu, a raczej zamku, fortecy, jakkolwiek by to nazwać, nie mogłam znaleźć sobie żadnego zajęcia. Może to ten moment, gdy powinnam porozmawiać z rodzicami? Wzięłam do ręki telefon i wyszukałam numer mamy. Po kilku sygnałach usłyszałam jej głos.
-Cześć mamo. Jesteście zajęci?
-Nie, jest niedziela. W niedzielę nigdy nie jest się zajętym.-Zaśmiała się do telefonu. Jej melodyjny śmiech przyprawił mnie o uśmiech. Tak strasznie się stęskniłam za moimi rodzicami.
-Mogę gdzieś was zabrać? Muszę z wami porozmawiać.-Starałam się wypowiedzieć to jak najmniej podejrzliwym tonem.
-Coś się stało?-Zaniepokoiła się.
-Wszystko w porządku. Będę pod waszym domem za godzinę. Czekajcie na mnie.-Zakończyłam rozmowę, bo pewnie ciągnęłaby mnie za język...jak to mama.
Od razu udałam się do garażu i wsiadłam do samochodu Grega. A raczej mojego...







Idealnie wyrobiłam się w czasie. Dość długo nie jeździłam samochodem, więc przyznam, że dojechałam szybko. Rodzice akurat wychodzili z domu. Wyszłam z samochodu i uściskałam ich najmocniej, jak tylko potrafiłam.
-Oh, Eli...Tak bardzo tęskniłam.-Powiedziała mama, łamiącym się głosem.
-Ciężko mieć dorosłą córkę.-Zaśmiał się tata.-Tęsknota nas kiedyś wykończy, zobaczysz.
-Nie tylko Ciebie, tato.-Zaszkliły mi się oczy i wyobraziłam sobie, jak bardzo będę tęsknić za Gregiem, gdyby go zabrakło.
-Skarbie, co się u Ciebie dzieje? Coś nie tak z Tomem?
-Mamo, wejdźmy do samochodu. Porozmawiamy tam.
-Wypożyczyłaś samochód?-Zapytał tata, gdy dostrzegł Range Rovera.
-W samochodzie porozmawiamy.-Westchnęłam.
-A gdzie konkretnie jedziemy?-Zapytała mama.
-Do mojego domu.-Nowego, który jest mój, ale nie mój. Wsiedliśmy do samochodu.
-Więc...Eli, co chciałabyś nam powiedzieć?-Niecierpliwy jak zawsze.
-Może zacznę od tego, że nie chcę mieć nic wspólnego z Tomem. Zdradził mnie z Pam i przyłapałam go na tym.
-O mój Boże, kochanie, tak mi przykro mi bardzo. Jak się trzymasz?-Ok, może wyglądam na załamaną, ale nie dlatego.
-Jest dobrze. Poznałam Grega.
-Tak szybko?
-Tak. I pokochałam go w taki sposób, w jaki nigdy nie kochałam Toma.
-Ale to chyba za szybko, żeby kogoś pokochać.
-Gdybyś tylko znała Grega, zrozumiałabyś, że to jest wspaniały człowiek.
-Chciałbym go poznać.-Wtrącił się tata.
-To niemożliwe. Greg leży w szpitalu. Ma białaczkę.
-O Boże, Elisabeth, ja nie wiem co mam powiedzieć. Czego jeszcze się dzisiaj dowiemy od Ciebie? Czuję, że to nie wszystko.-Dlaczego ona zna mnie tak dobrze?
-Greg najprawdopodobniej umrze, i wszystko co ma, przepisał na mnie.
-Wszystko co ma?-Zapytał tata.
-Hotel, willę, samochody, 88 miliardy.-Wypowiedziałam bez tchu.
-Willę?-Zapytała mama.
-Samochody? Jakie? Ile ich jest?-Mężczyźni...tylko samochody.
-Tato, to nie istotne.
-Tak, masz rację. Przepraszam.-Odchrząknął.-Ile miliardów?-Przewróciłam oczami.
-Chcę, żeby w moim mieszkaniu zamieszkał Adam. Ma już dziewiętnaście lat.
-To nie jest temat na tę chwilę. Chcę poznać Grega.
-Mamo, on jest teraz bardzo słaby.
-Jak go poznałaś?
-To długa historia. Wejdziemy do domu, zaparzę herbatę i wszystkiego się dowiecie. Obiecuję wam.









Dojechaliśmy do bramy. Zadzwoniłam i powiadomiłam Willa, że to ja. Rodzice patrzyli przed siebie, jakby nie mogli uwierzyć własnym oczom. Zaparkowałam samochód przed drzwiami wejściowymi.
-Jak tu pięknie. Cudowny ogród.-Powiedziała moja mama. Jakbym widziała siebie, gdy pierwszy raz tu byłam.
-Też mi się podoba.-Zdałam sobie sprawę, że już jest ciemno. O tej porze ogród wygląda jeszcze piękniej. Lampki oświetlają praktycznie całą jego powierzchnię. Idealnie, aby posiedzieć z ukochanym na ławeczce i rozmawiać do wschodu słońca. Czy to mnie kiedyś spotka?
Weszliśmy do środka. Rodzice rozglądali się, zwiedzali, podziwiali. Zostali w salonie, a ja poszłam do kuchni zrobić herbatę. Natknęłam się na kobietę w fartuszku. To chyba Doris. Greg coś o niej wspominał.
-Dzień dobry, Doris.-Uśmiechnęłam się ciepło do kobiety.
-Witaj, panno McAdams.-Sprawia wrażenie przemiłej osoby.
-Proszę Cię, mów mi Eli.-Podałam jej dłoń, którą bez zastanowienia uścisnęła.
-Potrzebujesz czegoś?
-Przyszłam zrobić rodzicom herbatę. Nie spodziewałam się tutaj kogokolwiek.
-Ja zrobię herbatę. Gdzie ją podać?
-Nie trzeba. Poradzę sobie sama.
-Eli, to moja praca. Tym zarabiam na życie, nie możesz mnie wyręczać.-Powiedziała i wskazała ręką na drzwi.
-Będę w salonie.-Przewróciłam oczami, po czym zaśmiałyśmy się obie i wyszłam. Podeszłam do rodziców.-Doris zaraz przyniesie herbatę dla was.
-Kim jest Doris?-Zapytał tata, a mama spojrzała od razu na niego i zmarszczyła brwi.
-Gosposią.
-Masz tu gosposie? Serio?
Opowiedziałam rodzicom o wszystkim co mnie spotkało i okazali się być bardzo wyrozumiali.








Przez dwa tygodnie moje życie wyglądało tak: dom, szpital, dom, szpital, dom, szpital....
Z każdym kolejnym dniem, stan Grega się poprawiał. Wyglądał pogodniej, nie był już taki blady.
Weszłam do pokoju szpitalnego Grega i nie zastałam go. Łóżko było idealnie pościelone. Serce przestało mi bić, a w głowie zaczęło mi się kręcić. Nogi miałam jak z waty. Czy to możliwe? Czy tak miało być? Cholera! To niemożliwe. Bardzo powoli podeszłam do łózka i nie zdążyłam usiąść, padłam na kolana, przed łóżkiem i zaczęłam głośno płakać. Czułam, że to koniec świata. Nic już nie miało znaczenia. Ludzie przechodzili korytarzem, a ja klęczałam, płacząc za moim ukochanym. To niemożliwe.
-Elisabeth?-Poznam ten głos zawsze i wszędzie. To głos Grega. Czy ja mam już urojenia?-Eli, skarbie, nie płacz.-Głos był coraz głośniejszy.Starałam się to ignorować, dopóki ktoś nie klęknął naprzeciw mnie. Spojrzałam na tą osobę i to był Greg.-Dlaczego płaczesz?-Przytulił mnie. O mój Boże! On żyje!
-Myślałam, że Ty....-Próbowałam się uspokoić.
-Nie zostawię Cię tak szybko. Obiecuję.-Pocałował mnie w czoło.-Kocham Cię.
-Ja ciebie też.-Uspokoiłam się po chwili i wstaliśmy z podłogi.-Dlaczego jesteś normalnie ubrany?
-Na tydzień mogę iść do domu.-Uśmiechnął się szeroko.
-To wspaniale.-Uścisnęłam go z całych sił, a on to odwzajemnił. Czuję, że ma więcej siły niż dwa tygodnie temu.
-Chciałbym, żebyś zaprosiła swoich rodziców na dzisiejszy wieczór. Doris przygotuje kolację.-Powiedział, gdy wrzucaliśmy walizki do samochodu.
-A jaka to okazja?-Uniosłam brwi zaciekawiona.
-Chcę ich poznać.-Otworzył drzwi od strony pasażera, abym zajęła miejsce.
-A oni Ciebie.-Zatrzasnęłam drzwi i pociągnęłam Grega za koszulkę, tak że stał bardzo blisko mnie i pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek i pchnął mnie na samochód, a on przyparł do mnie swoim ciałem. Całował mnie namiętnie, a mi aż brakowało tchu.
-Brakowało mi tego.-Powiedział i odsunął się ode mnie.
-Mi też.-Otworzyłam drzwi od strony pasażera.-Ja prowadzę.-Pokazałam ręką, żeby wszedł, na co nie zareagował.-Zaproszenie mam Ci wysłać?-Zaśmiał się i usiadł. Zatrzasnęłam za nim drzwi i zajęłam swoje miejsce. Przekręciłam kluczyk i ruszyliśmy w drogę.
-Załóż dzisiaj sukienkę, którą miałaś podczas mojej imprezy pożegnalnej.-Powiedział i położył rękę na moim kolanie, a moje serce zaczęło bić niemiłosiernie szybko.
-Do-dobrze.-Wyjąkałam.-Pozwól skupić mi się na drodze.-Zaśmiał się i zabrał swoją dłoń.
Weszliśmy do domu i zastaliśmy Angelę i Lewisa. Mogę powiedzieć, że mieszkają tu ze mną.
-Jak dobrze Cię wiedzieć.-Krzyknął Lewis i rzucił się na niego z przyjacielskim uściskiem. Po chwili Greg przywitał się również z Angelą.
-Przyjdźcie na kolację o 18. Ubierzcie się elegancko.
-To dziś? O Jezu! Nie mogę się doczekać!-Pisnęła Angela.
-Pójdę wziąć prysznic.-Burknęłam i wyszłam z holu. Słyszałam, że ktoś za mną idzie, ale zignorowałam to, ponieważ momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam szybko do łazienki i zwróciłam całą zawartość mojego żołądka. Po raz kolejny. Mam tak od tygodnia. Może to ze stresu? Usłyszałam pukanie, a raczej walenie w drzwi. Spuściłam szybko wodę i opłukałam gardło.
-Elisabeth! Wszystko dobrze?-Krzyczał Greg.
-Wejdź.-Powiedziałam spokojna.
-Wymiotowałaś.-Warknął.
-Wiem, widocznie reaguję tak na stres.-Wzruszyłam niewinnie ramionami.
-Od jak dawna?-Wywiad przeprowadza czy co?
-Od tygodnia.-Zmarszczyłam brwi.
-Poczekaj tu.-Wyjął telefon z kieszeni i wyszedł. Postanowiłam wreszcie wziąć prysznic. Rozebrałam się i odkręciłam wodę. Gdy temperatura była odpowiednia, weszłam do kabiny i zamknęłam ją. Zauważyłam, że do łazienki wszedł Greg. Na Boga! Jestem naga.
-Mogę się przyłączyć?-Oh, oczywiście, że może...
-Jasne.-Zaczął zdejmować z siebie ubrania a ja obserwowałam każdy jego ruch. Wszedł do kabiny i od razu mnie pocałował. Wyciągnął z mojej dłoni szampon do włosów i nalał sobie go na dłoń.
-Pozwolisz?-Czy chodzi mu o włosy?
-Mhm.-Zaczął masować skórę mojej głowy i od razu się rozluźniłam. Umyliśmy nawzajem nasze ciała i wyszliśmy spod prysznica. Wytarliśmy się i założyliśmy szlafroki, po czym udaliśmy się do pokoju Grega.
-Śpisz w tym pokoju?-Zapytał Greg i usiadł na łóżku.
-Tak, chyba nie masz nic przeciwko?
-Jasne, że nie. Za chwile 18, kochanie.-Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Greg wyszedł na chwilę z pokoju. Wrócił z niewielkim pudełkiem w ręku.-Idź, zrób to, co tam trzeba i wróć.-Podrapał się po karku i podał mi pudełeczko. Test ciążowy? Odruchowo się zaśmiałam.
-Dobrze się czujesz, Greg? Dlaczego muszę to robić?
-Um... bo... musimy się upewnić.-Nagle mnie olśniło. Wymioty? Przemęczenie? O Boże... On ma racje.
-Tak, dobry pomysł.-Nerwowym krokiem podążałam do najbliższej łazienki. Zrobiłam to, co tam trzeba, jak określił to Greg i poczekałam. Czekałam chwilę, a wydaje mi się, że to cała wieczność. Spojrzałam na test i zobaczyłam dwie kreski. Dwie kreski! O Matko... Jestem w ciąży. Minęły dwa tygodnie, więc można już to stwierdzić. Nie wiem czy mam się cieszyć. Boję się reakcji Grega. Wybiegłam z łazienki i biegłam przez hol. Powoli i cicho otworzyłam drzwi od pokoju Grega. Weszłam.
-I co?-Zapytał zniecierpliwiony.
-A z jakiej odpowiedzi cieszyłbyś się najbardziej?-Spuściłam głowę.
-Proszę Cię, powiedz.-A jak się nie ucieszy?
-Będziesz miał dziecko.-Powiedziałam i obserwowałam jego reakcję. Uśmiechnął się.-Cieszysz się?
-Oczywiście, że tak.-Podszedł i pocałował mnie czule. Będę mamą? Ja?
-Nie martw się. Damy sobie radę, kochanie.-Przytuliłam się do jego torsu.-A teraz ubieraj się. Masz jeszcze 10 minut.-Co?! 10 minut? Poszłam do łazienki i szybko musnęłam rzęsy czarnym tuszem do rzęs, a na powieki nałożyłam ciemnoszary cień. Usta pomalowałam czerwoną szminką a włosy rozpuściłam. Weszłam do pokoju i założyłam sukienkę i czarne szpilki.
-Możesz chodzić w szpilkach?-Zapytał mnie Greg, który był już ubrany.
-Spokojnie, to dopiero początek.
-No tak. Jesteś lekarzem. Znasz się na tym.-Zaśmiał się i zeszliśmy na dół.







W jadalni czekali na nas moi rodzice, Adam, Lewis, Angela, Sel i jakaś kobieta.
-Alison, to moja dziewczyna. Elisabeth.-A więc to jest Alison?
-Miło mi Panią poznać, wiele o ani słyszałam.
-Ja o Tobie również, moja droga.-Alison wróciła do stołu, i chyba powinnam przedstawić Grega rodzicom.
-Mamo, tato. To jest właśnie Greg. Mój chłopak.-Dodałam dumnie.
-Christian, miło mi.-Przedstawił się mój tata.
-Mi również.-Podali sobie dłonie.
-Amelia.-Pocałował moją mamę w dłoń.
-Adam, braciszku-poczochrałam jego blond włosy-poznaj Grega.
-Siema.-Przybili sobie piątkę. Poszłam przywitać się z Sel i wszyscy zabraliśmy się za jedzenie. Każdy zajęty był dyskutowaniem, dopóki Greg nie przerwał.
-Zaprosiłem was tu w konkretnym celu.-Greg wstał i podszedł do mnie. Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził na środek pomieszczenia. Staliśmy na przeciwko sobie, aż nagle uklęknął przede mną.Wyciągnął z kieszeni pudełeczko i otworzył je, a moim oczom ukazał się przepiękny srebrny pierścionek. -Elisabeth McAdams, czy zostaniesz moją żoną?-Zapytał i wyciągnął pudełko w moją stronę. Mężczyzna mojego życia właśnie prosi mnie o rękę? Najcudowniejszy mężczyzna właśnie prosi mnie o rękę! Ojciec mojego dziecka... Nigdy nie śniłam o tym. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Wyciągnął pierścionek. Bez zastanowienia wsunęłam palec.
-Oczywiście, że tak!-Pisnęłam, a Greg nie wstając przytulił się do mojego ciała. Podniósł się i pocałował mnie czuje.
-Kocham Cię.-Powiedział, i nagle wszyscy goście zaczęli bić brawa. Spojrzałam w ich stronę i nie dostrzegłam ani jednej osoby, która by się nie wzruszyła.-Skoro jesteśmy już w centrum uwagi, chcielibyśmy powiedzieć wam coś, o czym dowiedzieliśmy się kilka minut przed rozpoczęciem kolacji.-Chwycił moją dłoń i pocałował ją.-Ja i moja wspaniała narzeczona spodziewamy się dziecka!




______________________________________________________________
cześć! powracam zza światów, a mianowicie skończyła mi się kara. 
taaaak!
poudawałam grzeczną dziewczynkę itp itd 


rozdział jest do dupy, wiem, ale musicie mi wybaczyć bo właśnie jest 03:03.
O BOŻE! GODZINA DUCHÓW! 
aaaaaaaaaa!

a, no i błędów pewnie dużo jest.


dobra, nie ważne. odstawię strach na bok.... 
mam pytanie. 
czy gdybym zaczęła pisać nowe opowiadanie, to czytalibyście je? 
bo podczas kary natchnęło mnie i uważam, że to byłby dobry pomysł. 


i mam prośbę. 
jeśli chcecie być informowani, to piszcie nazwy w komentarzach pod postem INFORMOWANI, albo w zakładce, jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale zrobię na pewno. 
bo miałam wszystkich zapisanych na notebooku ale go pożyczyłam dla cioci i tak wyszło, że nie wiem kogo informować, bo mogę kogoś pominąć i przepraszam z góry. 




ejejejejejej, to nie koniec!
nie spodziewaliście się, tego nie? bo wiecie.... ta ciąża, oświadczyny. 
SZOK O.o 



to tyle. dziękuję. dobranoc. 
KC 

























24 października 2013

!

Piszę, bo to trochę przykre, że piszecie mi w DM na tt, że "zaniedbuję opowiadanie". 
To jest jedyne opowiadanie, które mi w miarę wychodzi i nie mam zamiaru go zaniedbywać,
 a co dopiero zostawiać. 
Nie będę wytykać palcami, kto do mnie pisze, bo nie chodzi tu o to.
Skoro się zastanawiacie, dlaczego nie dodaję dość długo postów, to się zapytajcie, a nie piszecie do mnie z pretensjami. 
Macie mojego tt, aska, więc w czym problem?
Nie oskarżajcie mnie o lenistwo...
A poza tym widzę, że niektórym osobą podobają się perypetie Elisabeth i Grega, 
więc będę to pisała dalej. 
DLA NICH.
Miałam napisać dwa słowa.
Przynajmniej, wiecie już ile to u mnie "dwa słowa".
Chcę wam jeszcze powiedzieć, że nie dodaje nic nowego, ponieważ mam karę. 
Dziennie mogę używać komputera przez 2h, więc sami rozumiecie, że wystarcza mi to tylko na odrabianie lekcji.
Gdy tylko kara mi się skończy, dodam nowy rozdział.



Przypominam, że możecie pytać mnie, np.: czego możecie spodziewać się w nowym rozdziale 
(nie ukrywam, że mam plany na kilka następnych c; ).
 


 chciałabym, żeby moja kochana @pani_Malik_xoxo
uzbroiła się w cierpliwość. 


dla jasności:
 a jeśli wam wygodniej, to email: karolina.duszak2@gmail.com

KOCHAM WAS, MISIE 

 
 
 

15 września 2013

16.



Zakupy zajęły nam mniej czasu, niż myślałam.
-Będzie ktoś kogo znam na tej Twojej imprezie?-Mam nadzieję, że będzie przynajmniej kilka osób.
-Raczej nie, poza Angelą i Lewisem.-Głośno westchnęłam. Weszliśmy do domu Grega i zobaczyłam, że przy drzwiach stoi mężczyzna ubrany w garnitur. Kamerdyner? Czy jak to się nazywa w bogatych domach… Przyznam szczerze, że wyobrażałam sobie kamerdynera, jako starszego Pana, a tu proszę… Przystojny, młody człowiek.
-Will, to jest Panna Elisabeth.-Panna Elisabeth? Dlaczego Greg jest teraz taki dziwny… taki formalny?
-Cześć, jestem Eli.-Uśmiechnęłam się do niego ciepło i wyciągnęłam dłoń. Chwycił ją i odwzajemnij uśmiech.
-Will.-Greg rzucił na niego srogie spojrzenie, a chłopak natychmiast się wyprostował.-Czy mogę w czymś pomóc, proszę Pana?-Jeeezu. Nieźle go sobie wyćwiczył.
-W bagażniku są zakupy. Proszę, przynieś je do kuchni.-Ciekawe czy sam gotuje czy też ma od tego służbę. Nie wiem jakbym zareagowała gdybym w kuchni zobaczyła kucharkę…
-Tak jest, proszę Pana.-Czy to wojsko?
-Greg, tam jest dużo zakupów. Nie da sam rady.-Złapałam Grega za rękę i szepnęłam.
-Poradzi sobie.-Odparł obojętnie. Gdy Will zaczął iść w kierunku drzwi, od razu puściłam Grega.
-Czekaj, Will. Pomogę Ci.-Podbiegłam do niego.
-Nie ma takiej potrzeby. To moja praca.-Powiedział ostatnie zdanie trochę ciszej.
-Jest.-Pociągnęłam go za ramie do wyjścia. Gdy staliśmy już przy samochodzie postanowiłam dowiedzieć się parę rzeczy od niego.-Zawsze dla Ciebie taki jest?-Powiedziałam podejrzliwym tonem.
-Kto?-Zmarszczył brwi. Święty Mikołaj!
-Greg.
-Ah… Pan Jones. Nie, zazwyczaj jest miły, ale dzisiaj się stresuje tą całą imprezą…-Ciekawi mnie jak wygląda impreza według Grega…
-Dlaczego się nią stresuje?-Detektyw Elisabeth McAdams.
-Przekonasz się.-Uśmiechnął się tajemniczo i otworzył bagażnik. Wyjęliśmy z niego torby i weszliśmy do hallu. Chyba nie miałam przyjemności jeszcze go opisać. Więc… Był ogromny, ściany w jasnym, ciepłym beżu. Białe schody naprzeciw drzwi prowadziły do pokoi na piętrze. Na podłodze były ułożone kremowe, lśniące kafelki, mogę się jedynie domyślać, że był to jakiś drogi kamień. Z resztą, co w tym domu nie było drogie? Nie wspomnę o żyrandolu… Zwisał z wysokiego sufitu na kablu ozdobionym tysiącami kryształków. To najdroższy żyrandol jaki kiedykolwiek widziałam. Dziwnie się czułam w tym domu, był zbyt duży. Weszliśmy z Willem do kuchni i położyliśmy zakupy na stole. Greg od razu zaczął je rozpakowywać.
-Gdzie się podziewa Doris?-Greg zapytał Willa. Mogę powiedzieć, że nawet krzyknął.
-D-dał Pan jej dzisiaj wolne.-Wyjąkał przestraszony kamerdyner.
-Zapomniałem.-Westchnął i przetarł twarz dłońmi. On naprawdę się stresuje. Tylko czym?
-Wstawię samochód do garażu.-Stanął na baczność przed Gregiem.
-Nie. Możesz iść do domu.
-Ale…
-Idź do domu. Masz wolne.-Powiedział głośno.
-Dziękuję. Do zobaczenia.-Podali sobie rękę, a ja pomachałam Willowi.



Gdy tylko wyszedł z kuchni, od razu postanowiłam się wszystkiego dowiedzieć. Przecież jeszcze pół godziny temu było dobrze.
-Greg…-A może nie powinnam? A jak znowu się zdenerwuje na mnie?
-Mam dla Ciebie prezent.-Uśmiechnął się słabo. Dobra, wrócę jeszcze do tego tematu… Ciekawe co to?
-Nie musisz mi robić prezentów.-Usiadłam na stół. Spojrzał trochę zdziwionym wzrokiem. Co ja poradzę na to, że lubię siedzieć na stole?
-Ale chcę, Eli. I od razu mówię, nie kłóć się ze mną, dobrze?-Powiedział surowym tonem. Ugh! Nie lubię gdy jest taki stanowczy.
-Mhm…-Spóściłam głowę w dół, po chwili chłopak podszedł do mnie i złapał moje dłonie. Spojrzałam w jego oczy i zupełnie się w nich zatraciłam. Biło z nich ciepło… i smutek. Co się dzieje?!
-Poczekaj chwilę.-Pokiwałam głową. Nie mam zamiaru się stąd ruszać. Przecież bym się tu zgubiła… Rozejrzałam się po kuchni, nie miałam jeszcze okazji przyjrzeć się wystrojowi tego pomieszczenia. Ogromny zestaw mebli kuchennych w białym kolorze i klasycznym stylu. Stół i krzesła, jakby wyjęte z epoki romantyzmu. Może kuchnia była w starym stylu, ale była idealnie wyposażona. Lodówka, zmywarka, mikrofalówka i zgniatarka śmieci były wbudowane w meble, co zdążyłam zauważyć, gdy Greg rozpakowywał zakupy. Lśniąca podłoga, trochę ciemniejsza od tej w hallu i ściany w jasnym morelowym odcieniu. Gdybym miała na sobie odpowiedni strój, to chyba uwierzyłabym, że żyję w XVIII wieku. Nie ukrywam, że podoba mi się to. Zawsze myślałam, że bogaci ludzie mają wszystko w nowoczesnym stylu, a tu takie zaskoczenie. Do kuchni wszedł Greg z pudełeczkiem w ręku. Zapakowane w czarny papier w białe kropki, a na środku przyklejona była czerwona kokardka. Położył pudełeczko obok mnie i zdjął mnie ze stołu. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego, wręczył mi bez żadnego słowa prezent.
-Co to takiego?-Zapytałam i uśmiechnęłam się lekko. Szczerze mówiąc, to nic nie przychodzi mi do głowy. Zawsze mam jakieś podejrzenia co do prezentów, ale nie teraz... nie wiem czego mogę spodziewać się po Gregu.
-Otwórz, to się przekonasz.-Pocałował mnie w czoło, no co zamknęłam oczy. Powoli zaczęłam otwierać paczkę. Przyznam, że trochę się stresowałam, mimo że nie mam czym… Zdjęłam kokardkę i przyczepiłam ją do bluzki Grega.
-To jest najlepszy prezent. Nie potrzebuje już niczego innego.-Uśmiechnęłam się szeroko i wspięłam się na palce, by delikatnie musnąć jego usta.
-Kokardka?-Zmarszczył brwi. Serio myśli, że chodzi mi o kokardkę?
-Ty.-Przewróciłam oczami. Jak można być takim niedomyślnym? No jak?
-Mnie już masz, więc proszę Cię, odpakuj ten prezent.-Przytulił mnie i czułam jak szybko bije jego serce. Mam nadzieję, że dzisiaj dowiem się o co chodzi…
-Dobrze.-Zdjęłam papier i moim oczom ukazało się ciemnozielone pudełeczko. Ah…czyli jakaś biżuteria. Powoli je otworzyłam, ale w połowie spojrzałam niepewnie na Grega. Nie chcę od niego żadnych prezentów!
-No dalej, zobacz to co.-Uśmiechnął się zachęcająco. Dobra, Eli. To tylko jakaś biżuteria… Otworzyłam pudełko i zaparło mi dech w piersiach. To łańcuszek. Nie byle jaki… Na delikatnym łańcuszku wisiał kryształ w kształcie serca. Widać, że to nie jest chińska podróba… To musiało kosztować majątek! Nie jego, ale mój by nawet na to nie wystarczył. Nie jestem pewna czy łańcuszek jest ze srebra czy z białego złota…
-Nie mogę tego przyjąć, Greg.-Zamknęłam pudełko i wyciągnęłam na dłoni w stronę chłopaka. Nie fatygował się, żeby wziąć go z powrotem.
-Eli, proszę Cię…-Westchnął i otworzył pudełko.
-Wolę nawet nie wiedzieć ile to kosztowało.
-Jesteś warta wszystkiego co mam, więc proszę, weź chociaż część.-Więc jestem warta miliardów? Wątpię, bo niektórzy mówili mi, że nie jestem warta złamanego grosza… Odszedł ode mnie. Zastanawiałam się gdzie idzie, dopóki nie poczułam, że odgarnia moje włosy na jedno ramię.
-Greg, nie mogę tego przyjąć.-Poczułam zimny kryształ na mojej skórze. Czy on nie może zrozumieć, że ja tego nie chcę? To znaczy chcę, ale nie wypada mi tego brać… Posadził mnie z powrotem na stole. Stanął naprzeciw mnie.
-Chcę, żebyś zawsze go nosiła i myślała o mnie, gdy nie będzie mnie blisko Ciebie.
-Zawsze będziesz.-Poczułam, że coś nie gra. Widok smutnych oczu Grega dobija mnie najmocniej na świecie.
-Nie… Wyszedłem ze szpitala tylko na chwilę. Pozałatwiać różne sprawy…-Co?
-Do czego zmierzasz?-Moje serce zaczęło szybko bić i poczułam, że ze stresu do moich oczu napływają łzy.
-Szpik się nie przyjął i muszę wracać jutro do szpitala.-Dlaczego? Znowu mnie zostawi? Wytarł pojedynczą łzę spływającą po moim policzku swoim kciukiem. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Przecież on jest jedyną dobrą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała. Nie chce żyć bez niego. Kocham go!-Tym razem nie zostawię Cię, nie chcę znowu umierać od środka z tęsknoty.-Przytuliłam się do niego z całych sił. Zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo płaczę gdy usłyszałam głośny szloch.
-Dlaczego powiedziałeś mi o tym dopiero teraz?-Powiedziałam szlochając. Nadal byłam wtulona w jego klatkę piersiową.
-Miałem powiedzieć Ci wieczorem, ale… mam już dosyć udawania. Nie potrafię spokojnie spojrzeć Ci w oczy i udawać, że jest dobrze. Nie chcę Cię okłamywać.-Pocałował moje włosy.-Musisz mi obiecać dwie rzeczy.-Odsunął mnie od siebie i chwycił moją twarz w obie swoje dłonie. Spojrzałam mu prosto w oczy.-Jedna, mniej ważna rzecz… Zaopiekuj się tym domem.
-Nie rozumiem.-Jego oczy zaszkliły się.
-Zamieszkaj tu.-Powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Ale ja mam swoje mieszkanie.
-Sprzedasz je.-Pokiwałam przecząco głową.-Eli, proszę Cię. Zrób to dla mnie. Nie chcę, żeby ktoś obcy dla mnie mieszkał w tym domu.
-A Alison i Sel?
-Eli, proszę Cie. One Ci na pewno pomogą. Zrób to dla mnie.
-Ale przecież Ty tu wrócisz, zamieszkasz tu.
-Nie, Eli. Ja już tu nie wrócę…-Łza spłynęła po jego policzku. Czy…czy on umrze?
-Nie myśl tak. Nie możesz tak myśleć. Wrócisz, wyzdrowiejesz. Będzie tak, jak jest teraz.
-Eli, będzie tak jak jest teraz, ale beze mnie. Proszę Cię, zamieszkaj tu.-Nie chcę, żeby mnie opuszczał… Nie zasłużył na to, żeby umierać! Nikt na to nie zasługuje!
-Dobrze, dla Ciebie.-Powiedziałam a on mnie pocałował.
-A teraz ta druga rzecz, najważniejsza…-Złapał moje dłonie i spojrzał głęboko w oczy.
-Mów, obiecuję, że zrobię o co mnie poprosisz.
-Nie zostawiaj mnie… Nigdy.-Powiedział i po jego policzkach zaczęły spływać ścieżki łez.
-Nie zostawię, obiecuje.-Wyszeptałam. Nigdy w życiu nie płakałam tak mocno jak dziś. Przyciągnęłam go bliżej stołu, na którym siedziałam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Objął mnie ramionami i oboje głośno szlochaliśmy. Trwaliśmy w tym uścisku dosyć długo, bo co najmniej pół godziny. Do kuchni wszedł Lewis i Angela.
-Impreza gotowa?-Krzyknął na całą kuchnię, nim zorientował się jaka panuje atmosfera. Powoli odsunęliśmy się od siebie. Lewis podszedł do Grega i uścisnął go po przyjacielsku. A gdy tylko sylwetka Grega odsłoniła mnie, Angela od razu do mnie podbiegła i przytuliła mnie.
-Powiedziałeś jej?-Zapytał Grega chłopak Angeli.
-Tak.-Odpowiedział cicho i przetarł twarz dłońmi.
-Nie płacz, Eli. Będzie dobrze.-Powiedziała Angela zaczynając płakać.
-Koniec użalania się nad sobą! Nie będziemy przecież cały wieczór płakać! Dzisiaj jest dzisiaj, a płakać będziemy jutro!-Krzyknął Lewis. Ma rację… Zeszłam ze stołu i podeszłam do Grega. Chwyciłam go za rękę i oparłam głowę o jego ramię.-Jedź z nią do domu. Niech się przebierze i ogarnie, a my z Angelą wszystko przygotujemy.-Powiedział Lewis i poklepał Grega po ramieniu.
-Dzięki.-Powiedziałam cicho.
-Nie musicie się śpieszyć, bo trochę nam tu zajmie.-Powiedziała Angela. Przytuliła najpierw mnie, a potem Grega.-No, jedźcie już.-Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu.
-Eli, cieszmy się dzisiejszym wieczorem, dobrze?-Odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę.
-Dobrze.-Uśmiechnęłam się lekko, ocierając z policzków ostatnie łzy.
-Kocham Cie, wiesz?-Położył rękę na moim kolanie.
-Ja Ciebie też, wiesz?-Położyłam swoją dłoń na jego dłoni.
-Wiem.-Uśmiechnął się, nawet nie patrząc na mnie. Jego wzrok skupiony był tylko i wyłącznie na drodze przed nami.
-Masz prawo jazdy?-Zapytał ni stąd ni zowąd.
-Mam, czemu pytasz?-Spojrzałam na niego, ale on nadal patrzył przed siebie.
-Bo nie wiedziałem, czy zostawić Ci samochód, czy załatwić szofera.
-Greg, nie chcę nic od Ciebie. Potrafię sama zadbać o siebie.
-Proszę Cię, chcę mieć pewność, że wszystko co mam będzie miało wszystko, i niczego  jej zabraknie.-Jestem jego wszystkim?-Nie pragnę niczego innego, tylko Twojego szczęścia, Eli.
-Dobrze, zaakceptuję wszystko co chcesz, jeśli to Cię uszczęśliwi.
-Dziękuję.-Spojrzał na mnie na chwilę, chwycił moją dłoń i pocałował ją.
-A o swoje mieszkanie się nie martw. O wszystko już zadbałem i potrzebuję tylko Twojego podpisu. Musisz podpisać umowę sprzedaży.
-A jeśli nie chcę sprzedawać mojego mieszkania?
-Eli, nie kłóć się ze mną.-Znowu podął decyzje za mnie.
-Dobrze…-Wywróciłam oczami.
-Jutro pojedziesz z Willem po swoje rzeczy, skarbie.-Jak on mnie nazwał? Skarbem? Zarumieniłam się. Zatrzymaliśmy się pod moim blokiem. Weszliśmy do mieszkania i zrobiłam herbatę Gregowi. Trochę na mnie poczeka… Weszłam do łazienki i zmyłam resztki makijażu, potem wzięłam prysznic. Przyznam, że wolałabym wziąć kąpiel w wannie, może choć trochę bym się odprężyła… Wytarłam mokre ciało i owinęłam się ręcznikiem. Nie wiem jak powinnam ubrać się na tą „imprezę”…. Na luzie czy elegancko? Zrobiłam makijaż, nie za mocny, ale też nie powiem, że delikatny. Wyszłam z łazienki i jak najszybciej skierowałam się do swojego pokoju, aby nie paradować w ręczniku przy Gregu. Podeszłam do szafy i po chwili zastanowienia wybrałam sukienkę, w której byłam na przyjęciu po obronie magisterki.
Obcisła sukienka, cała w srebrnych cekinach z rękawami do łokci. Niby elegancka, ale ramiona i plecy miałam odkryte więc nadaje się na „imprezę” u Grega, bo nie wiadomo czy będzie sztywno czy nie. Sukienka, a raczej świecący kawałek materiału zakrywały moje uda tylko do połowy. Szczerze? Nie lubię tej sukienki, bo jest zbyt skąpa, ale nie mam nic uniwersalnego. Z dolnej półki wyciągnęłam granatowe szpilki i kopertówkę w podobnym odcieniu. Ubrałam się…A co z włosami? Nie mam czasu na czesanie się… Greg już się pewnie niecierpliwi. Pobiegłam do łazienki tupiąc szpilkami, w których o mały włos się nie wywaliłam. Szybko wyprostowałam włosy i wzięłam naszyjnik, który dostałam od Grega. Musiałam go ściągnąć, bo brałam prysznic i szkoda mi było go moczyć, chociaż i tak pewnie by mu to nie zaszkodziło. Pobiegłam z powrotem do pokoju po torebkę i weszłam do kuchni, gdzie od jakiejś godziny czekał na mnie Greg.
-Wow…Elisabeth.-Wstał z krzesła i podszedł do mnie. Chwycił mnie w talii i przyciągnął blisko siebie.-Wyglądasz nieziemsko…Z chęcią rozmazałbym tą szminkę na Twoich ustach.
-A ja z przyjemnością bym Ci na to pozwoliła, ale nie mamy na to czasu.-Najdelikatniej jak potrafiłam musnęłam jego usta, prawie ich nie dotykając.-Mógłbyś mi zapiąć?-Podałam mu naszyjnik.
-Jasne.-Wykonał moją prośbę i wyszliśmy z kuchni, gdy wychodziliśmy z mieszkania Greg nie pozwolił mi zamknąć drzwi.
-Zostaniesz u mnie dzisiaj na noc?
-Dobrze.-Uśmiechnęłam się i weszłam znowu do mieszkania. Wyciągnęłam małą torbę podróżną i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Greg obserwował każdy mój ruch.
-Mam nadzieję, że nie będziesz się nachylała przy ludziach.-Powiedział surowym tonem, a mnie aż przeszły ciarki.-Widać Ci prawie cały tyłek!
-Greg! Gdzie Ty się patrzysz?!-Spłonęłam rumieńcem. Zamknęłam szafę i zasunęłam torbę. Poszłam jeszcze do łazienki po kosmetyczkę.
-Męski instynkt.-Uśmiechnął się. Wsadziłam kosmetyczkę do torby i znowu ją zasunęłam.
-To niech teraz mężczyzna wykaże się siłą i weźmie tą ciężką torbę.-Wyszłam już na korytarz i otworzyłam drzwi dla Grega dźwigającego torbę.
-Miałaś wziąć, rzeczy na jedną noc…
-I tak zrobiłam.-Zamknęłam mieszkanie i zeszliśmy po schodach. Modliłam się jedynie o to, aby nie spaść ze schodów w tych butach…



Dojechaliśmy do bramy wjazdowej. W koło było pełno samochodów i ludzi. Mężczyźni w garniturach, kobiety w eleganckich sukienkach.
-Miała być normalna impreza.
-Spokojnie, daj im czas, żeby się rozkręcili.-Weszliśmy do domu i od razu skierowaliśmy się na górę, do pokoju Grega. Jego pokój był normalny… Wcale nie wyglądał jak pokój bogatego człowieka. Postawił moją torbę obok łóżka. Mamy spać w jednym łóżku? Zauważyłam, że z szafy wyciąga garnitur. Zdjął swoją koszulkę, a ja udawałam, że nie patrzę. Rzuciło mi się w oczy kilka tatuaży, ale nie przyjrzałam im się dokładnie, bo jeszcze przyłapałby mnie na gapieniu się. Założył garnitur i wyglądał w nim niesamowicie!
-Wygląda Pan bardzo grzecznie w tym garniturze.-Podeszłam bliżej niego i pociągnęłam za krawat w swoją stronę.
-Miało być seksownie, a nie grzecznie.-Zaśmiał się.
-Mi tam się podoba.-Zarzuciłam ręce na jego szyi.-Co ja bez Ciebie zrobię?-Odsunęłam się od niego.
-Dopóki nosisz to, zawsze będę przy Tobie.-Powiedział i wziął w ręce kryształ.
-To jest białe złoto?-Mogę chyba wiedzieć co noszę, prawda?
-I najprawdziwszy diament.
-C-co?
-Jesteś warta wszystkiego co mam, więc to nie jedyny prezent ode mnie. Reszta jutro, kochanie.-Cmoknął mnie w policzek.-A teraz chodźmy do sali balowej.-Powiedział i wyszliśmy pod rękę z jego pokoju. Przeszliśmy hall, salon aż w końcu moim oczom ukazały się ogromne drzwi. Po dwóch stronach stało dwóch mężczyzn w garniturach. Zbliżyliśmy się do drzwi, a oni je nam otworzyli.
-Panie Jones, Panno McAdams.-Ukłonili się nam. Lekko się ukłoniliśmy i weszliśmy. Głośna muzyka, woń alkoholu i dużo ludzi tańczących. Wyobrażałam sobie raczej tą imprezę jako spotkanie, czy przyjęcie dla bogaczy. Zapowiada się ciekawie. Przeszliśmy przez całą salę i Greg zaciągnął mnie na scenę, na której stał mikrofon.
-Dobry wieczór.-Powiedział do mikrofonu Greg a ja stałam skrępowana obok niego. Miało być czterdzieści osób, a jest co najmniej sto! Wszyscy skupili swój wzrok na nas.-Wszyscy wiemy dlaczego się spotykamy i dlatego chcę, aby dzisiaj złamać wszystkie reguły! To moja ostatnia zabawa. Dzisiaj się bawcie, a płakać będziecie na moim pogrzebie.-Wszyscy na „widowni” zaczęli się śmiać. To ich bawi? Mnie nie!-Obiecałem wam, gdy odwiedzaliście mnie w szpitalu, że przedstawię wam Elisabeth.-Wskazał ręką na mnie. Co ja mam robić? Pomachałam im.-Dziękuję, że przybyliście. Życzę wam dobrej zabawy!-Wszscy zaczęli wiwatować. Zeszliśmy ze sceny.
-Cześć, jestem Matt. Miło mi Cię wreszcie poznać. Jesteś jeszcze ładniejsza niż opowiadał Greg, o ile to możliwe.-Nieźle Greg im naściemniał.
-Dziękuję, bardzo mi miło.-Greg pociągnął mnie za rękę i poszliśmy do stolika. Od razu kelnerka, jak się domyślam, przyniosła na stół wino i dwa kieliszki. Greg nalał mi oraz sobie.
-Możesz pić?-Zapytałam.
-Dzisiaj mogę wszystko.-Puścił mi oczko.-Zdrowie!-Stuknęliśmy się kieliszkami.
-Ostrzegam, mam słabą głowę. Jak wypiję za dużo, będziesz musiał nieść mnie po schodach.-Zaśmieliśmy się oboje.
-Dam sobie radę.-Podszedł do niego jakiś starszy mężczyzna.-Skrabie, wybacz na chwilę.-Odszedł i straciłam go z pola widzenia.



Doszło do mnie, że to nasza pierwsza i ostania noc razem. Pragnę go i jestem pewna, że on mnie też. Znalazłam Lewisa i wzięłam od niego numer telefonu Grega. Nie miałam okazji z nim pisać czy rozmawiać przez telefon.
Weszłam na górę do jego pokoju. Usiadłam na łóżku i napisałam wiadomość do Grega.
Do: Greg xx~ Gdy będziesz już miał czas, to przyjdź do mnie. Czekam w Twoim pokoju. E.
Zdjęłam buty i sukienkę. Zostałam w samej bieliźnie gdy otrzymałam wiadomość.
Od: Greg xx~Zaraz będę.
Nie zdążyłam odłożyć telefonu a drzwi się otworzyły. Stałam przy łóżku półnaga. A co jeśli on nie chce tego co ja?
-Coś się sta…-Przerwał gdy tylko mnie zobaczył.-Czy Ty…-Nie umiał pozbierać słów.
-A Ty?-Moja pewność siebie chyba powoli znika.
-Bardzo.-Zaczął iść w moją stronę zdejmując marynarkę.
-Kocham Cię, Greg.-Wyszeptałam rozpinając jego koszulę.




Obudziłam się naga, otulona ciepłą pościelą i ramieniem Grega. Moja głowa schowana była w zagłębieniu na jego szyi. Bawił się moimi włosami. Wydostałam się spod jego ramienia i usiadłam, chowając się w kołdrze.
-Dzień dobry, księżniczko.-Pogłaskał mnie po gołych plecach, a mnie przeszły ciarki w każdym możliwym miejscu.
-Dzień dobry.-Powiedziałam ziewając.-Która godzina?-Rozejrzałam się po pokoju. Na podłoże były porozrzucane ubrania i bielizna Grega. A gdzie moje rzeczy? Rozejrzałam się jeszcze raz dokładnie po podłodze i nadal ich nie widziałam. Znalazłam je na komodzie i biurku… A jakby ktoś wszedł?
-5:15.
-Dlaczego nie śpisz?-Położyłam się obok Grega.
-Trochę wcześnie poszliśmy spać.
-Naprawdę? O której?
-Przed 20 byłem już w tym pokoju.
-Nie było Cię na swojej pierwszej imprezie.-Westchnęłam.
-Warto było. Myślisz, że zabawa jeszcze trwa?-Zaśmiał się cicho.
-Wątpię. Muszę do łazienki. Tylko nie bardzo wiem gdzie.-Wzruszyłam ramionami i znowu usiadłam.
-Zaprowadzić Cię?-Zaśmiał się.
-Nie, po prostu powiedz gdzie mam iść.-Wstałam i owinęłam się cała kołdrą. Podeszłam do torby i wyciągnęłam z niej kosmetyczkę.
-Łazienka jest przy każdym pokoju, tylko nie tutaj. Pospiesz się, bo jest mi zimno.-Spojrzałam na niego i zrozumiałam o co mu chodzi. Zabrałam mu kołdrę, a on leżał nagi. Nagi! Zarumieniłam się, zabrałam kosmetyczkę i wyszłam z pokoju. Na dole kręciło się jeszcze sporo ludzi, jak na piątą rano. Modliłam się o to, żeby nikt mnie nie zobaczył. Weszłam do pierwszego lepszego pokoju. Ten pokój bardzo różnił się od pokoju Grega. Był bardzo dobrze wyposażony. Na stoliku leżał laptop, naprzeciw łóżka wisiał ogromny telewizor, a u Grega nie ma nawet telewizora. Zastanawia mnie dlaczego akurat ten pokój był jego. Weszłam do łazienki i zaczęłam poszukiwania lustra. Nie mogłam go znaleźć, przez kilkanaście sekund błądzenia wzrokiem po ścianach zdałam sobie sprawę, że lustro to drzwi. Serio, nigdy bym nie pomyślała, że ludzie wpadają na takie pomysły. Wyglądałam jak siedem nieszczęść! Rozmazany makijaż, szminka na całej twarzy… Pomocy! Zmyłam makijaż i mogę stwierdzić, że wyglądam prawie dobrze. Rozczesałam włosy i upięłam je w wysokiego kucyka. Wyszłam z łazienki, a potem z pokoju. Po drodze natknęłam się na Matta. O ile dobrze pamiętam, to właśnie takie jest jego imię. Szedł wgapiony w telefon i pewnie by mnie nie zauważył.
-Cześć, Matt.-Uśmiechnęłam się ciepło.
-O, Elisabeth. Nie śpicie już czy jeszcze nie?-Zaśmiał się i spojrzał na mnie od góry do dołu. Boże, byłam w kołdrze! Zupełnie zapomniałam.
-Już. Jak się bawiłeś?
-Świetnie, ale zabawa tam na dole trwa dalej.-Uśmiechnął się, a ja wyglądałam pewnie na „lekko” zdziwioną.-Wszyscy chcą się pożegnać z Gregiem.-No tak, dzisiaj jedzie do szpitala. Zacisnęłam usta, żeby tylko się nie rozpłakać.-Nie przejmuj się. Nic na to nie poradzimy. Tak już musi być.-Uśmiechnął się do mnie lekko, widać, że też jest przybity tym wszystkim. To pewnie jakiś bliższy znajomy Grega.
-Niestety. Przepraszam, pójdę już do niego.
-Jasne, trzymaj się.-Pomachał mi.
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się słabo i weszłam do pokoju Grega. Zasnął. Aż tak długo mnie nie było? Zdjęłam z siebie kołdrę i okryłam nią śpiącego chłopaka. Pod ręką, a raczej stopą miałam jedynie białą koszulę. Założyłam ją i usiadłam na łóżku. Palcem delikatnie błądziłam po jego policzku z nadzieją, że go obudzę. Mruknął cicho i złapał moją dłoń, po czym delikatnie pocałował, nie otwierając oczu.
-Pobudka, kochany. Wszyscy na Ciebie czekają.
-Jacy wszyscy?-Przeciągnął się.
-Twoi znajomi.-Położyłam głowę na jego torsie a on objął mnie ramieniem.
-Są tam jeszcze?
-Tak, chcą się z Tobą pożegnać.-Pogłaskał mnie po włosach.
-Więc chodźmy.-Wstaliśmy i Greg zaczął chodzić po pokoju. Pewnie szukał koszuli.
-Szukasz czegoś?-Zachichotałam pod nosem.
-Koszuli, nie widziałaś jej?-Spojrzał na mnie i dopiero po chwili się zorientował, że mam ją na sobie.-Ładnie wyglądasz.
-Dziękuję.-Podszedł do szafy i wyjął jasne rurki i białą koszulkę na krótki rękaw. I ja się ubiorę… Wyciągnęłam z torby szare rurki, białą koszulkę na ramiączka i jeansową kurtkę. Najpierw ubrałam dolną partię ciała. Zdjęłam nie swoją koszulę i zaczęłam męczyć się z zapięciem od stanika.
-Pomóc?-Zaśmiał się.
-Jeżeli możesz.-Zaczerwieniłam się. Gdy tylko dotknął mojej skory od razu poczułam przyjemne dreszcze. Założyłam bluzkę i kurtkę. Na nogi założyłam czarne trampki i wzięłam kosmetyczkę. Wyciągnęłam z niej małe lustereczko i musnęłam rzęsy czarnym tuszem.
-Gotowa?-Schowałam szybko lusterko do kosmetyczki, a kosmetyczkę rzuciłam na łóżko.
-Tak.-Uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił. Wyszliśmy z pokoju i zeszliśmy po schodach. Wielki zegar, wiszący nad drzwiami wejściowymi wskazywał na 6 rano. Powinnam właśnie przekręcać się na drugi bok… Weszliśmy do sali balowej. Jak na tą godzinę, było o wiele za dużo osób. Każdy, kto nas zauważył zaczął nas ściskać i składać życzenia. Gregowi życzyli powrotu do zdrowia, a mi powodzenia w nowym świecie. Nawet nie trudzili się, żeby mi się przedstawić. Jakieś młode dziewczyny zaciągnęły mnie do ich stolika…
-Naprawdę nie mogę uwierzyć, że Greg ma dziewczynę.-Pisnęła jedna. O ile się nie mylę ma na imię Janet.
-Coś w tym dziwnego?-Uniosłam brwi do góry. Przystojny, inteligentny, miły… Czego chcieć więcej?
-Wiesz… kilka lat temu Greg poznał Sarę. Byli ze sobą ponad rok, ale gdy okazało się, że Greg jest chory…-Pokręciła głową.-Zostawiła go. Od tamtej pory Greg uciekał przed związkami.
-Zostawiła go, bo jest chory?-Prychnęłam. Takie złe kobiety chodzą po naszym świecie?
-Nie mówmy o tym, dobrze? To dla nas ciężki temat, bo zaprzyjaźniłyśmy się z Sarą.-Powiedziała Tiffany.
-Jasne.-Uśmiechnęłam się lekko.-Długo znacie się z Gregiem?
-Kilkanaście lat. Nasi ojcowie-Janet wskazała na siebie i cztery pozostałe dziewczyny.-Pracują w hotelu, który wcześniej należał do ojca Grega.-Pokiwałam głową pokazując, że rozumiem i wysłuchałam.
-Wiecie co, muszę już iść. Zgubiłam gdzieś przyjaciółkę.-Pomachałam im.
-Mam nadzieję, że się kiedyś umówimy na kawę.-Uśmiechnęły się.
-Jasne. Cześć.
-Do zobaczenia, Elisabeth.-Udałam się na poszukiwania Angeli. Pewnie jest w kuchni, o ile w ogóle tu jeszcze jest. Przeszłam przez salon, potem przez hall i weszłam do kuchni. Nie myliłam się i zastałam tam moją przyjaciółkę.
-Angela!-Krzyknęłam, a ta ze strachu aż podskoczyła.
-Eli, cześć!-Przytuliłam się do niej.-Siadaj, pogadamy.-Usiadłyśmy przy stole.
-O czym chcesz pogadać?-Zrobiłam podejrzliwą minę.
-Słyszałam, że spędziłaś upojną noc z Gregiem.-Poczułam, że przypominam w tej chwili pomidora.
-No tak. Wiesz, że nie lubię gadać na takie tematy!
-To przynajmniej powiedz jak było? Chcę chociaż tyle wiedzieć!-Ciekawska…
-Było… um…Lepiej nie mogło być.-Mam nadzieję, że dobrze określiłam wczorajsze przeżycie.
-Lepiej niż z Tomem?-A co ją to obchodzi?!
-Milion razy.-Spuściłam głowę i żałuję, że nie mam rozpuszczonych włosów. Chociaż na chwile schowałabym się przed nią…
-To nieźle… Zabezpieczaliście się?-Co? Nie! Zapomniałam.
-Um…
-Jak mogliście o to nie zadbać?
-Uspokój się. Nie ma co panikować…
-A jak zajdziesz w ciążę?-Wyszeptała.
-Przestań! Nic jeszcze nie wiadomo, przestaniesz kiedyś przewidywać wszystko?-Powiedziałam spokojnie.
-Nie przestanę.-Powiedziała obojętnie. Do kuchni wszedł Lewis i gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się.
-Cześć, Eli. Jak się spało?-Puścił do mnie oczko.
-Ugh! Przestańcie…
-Dobra, ja już nic nie mówię.-Uniósł dłonie na wysokość barków i zaśmiał się.-Greg Cię szuka. Czeka na Ciebie w pokoju.-Usiadł obok Angeli.
-Pójdę do niego. Do zobaczenia!-Nie czekałam na odpowiedź i pobiegłam do pokoju Grega.
-Szukałeś mnie?-Zapytałam nim zdążyłam porządnie otworzyć drzwi.
-Pomożesz mi się spakować?-Zapytał przygnębiony.
-Oczywiście.-Wyciągnęliśmy tylko kilka ubrań, bo przecież w szpitalu nie będą mi potrzebne… Poukładaliśmy je w walizce. Kosmetyki włożył do kosmetyczki.-A ręczniki?
-Spokojnie, w oddziale dla VIP-ów dostanę ręczniki, a nawet szlafrok, pidżamy. Luksusy, nie?-Zaśmiał się. Nie wierzę, że to mogło go rozbawić. Spakowaliśmy wszystko co potrzebne i Greg wyjął z jednej z szuflad  papierową teczkę.
-Elisabeth… Mam swój hotel. Po ojcu.-Dobrze wiedzieć.-Przepiszę go na Ciebie.-Co?! Szeroko otworzyłam oczy ze zdziwienia. Mam mieć hotel?!-Uspokój się, Eli. Twoja odpowiedzialność, to podpisywanie papierków, które będzie Ci dostarczał menager. On o wszystko zadba.-Skoro nic nie muszę robić, to co mi zależy?
-Dobrze.-Przecież nie mogę mu odmówić? Chcę, żeby był szczęśliwy.
-Dziękuję. Podpisz tutaj.-Wskazał palcem miejsce w prawym dolnym rogu jakiegoś dokumentu. Nie muszę go czytać, bo mu ufam. Podpisałam dokument swoim imieniem i nazwiskiem.
-Tu jest umowa sprzedaży Twojego mieszkania.
-Proszę, nie karz mi go sprzedawać.
-Ma stać puste?
-Nie musi być puste. Może zamieszkać w nim Twoja siostra. Na pewno chciałaby mieć własne mieszkanie.
-Ona ma piętnaście lat.-Zmarszczył brwi.
-Ale za trzy lata będzie miała osiemnaście.
-Alison na pewno zadba o mieszkanie dla niej.
-Oh…A mój brat? Ma dziewiętnaście lat.
-Masz brata? Nigdy nie wspominałaś mi o tym.-Bo nigdy nie pytałeś!
-Nie było okazji. A poza tym, mieszkanie jest na moich rodziców.
-No dobra. Wygrałaś…-Wyciągnął portfel i wyjął z niego kartę kredytową.-Tu jest moja karta, jutro pójdziesz do banku i dostaniesz nową. Wszystko jest już załatwione. Moje konto zostało przepisane na Ciebie.
-C-co?
-Chyba musisz z czegoś żyć.
-Poradzę sobie. Mam swoje pieniądze, a poza tym mogę znaleźć sobie pracę.
-Ale utrzymanie tego domu jest drogie.
-Ile jest na tym koncie?
-Wszystko co mam.
-Ile jest na tym koncie?-Zapytałam nieco podwyższonym tonem.
-4 miliardy.-Nigdy nie miałam nawet okazji zapisać takiej liczby na matematyce a co dopiero nosić to w portfelu!
-Zwariowałeś!
-Jesteś moja i chcę, żebyś miała wszystko o czym tylko sobie zamarzysz. Mogę Ci to zapewnić.
-Wszystko, tylko nie Ciebie…



______________________________________________________________
 CZEEEŚĆ! JEST TO NAJDŁUŻSZY ROZDZIAŁ!
chcę wam tylko powiedzieć, że jestem ogromnie wdzięczna za to, 
że ktoś czyta moje opowiadanie. 
Mam nadzieję, że trochę was zaskoczyłam, 
bo nie często zdarza mi się tak szybko dodać rozdział.
Mam do was jeszcze małe pytanie... 
MYŚLICIE, ŻE ELI POGODZI SIĘ Z UTRATĄ UKOCHANEGO?
P.S.
KOCHAM WAS! xx

11 września 2013

15.



-To co powiesz teraz, nie zmieni moich wcześniejszych myśli, Greg…-Na te słowa przytulił mnie jeszcze mocniej. Nie wiem co się ze mną dzieje. Co chwila płaczę. Jestem szczęśliwa, że Greg jest ze mną tu i teraz. Mimo że powiedziałam, że mu wybaczam, to i tak mam do niego żal. Nie powinien tego robić… nie powinien mnie zostawiać na trzy miesiące! Chciałabym cofnąć się w czasie i zatrzymać się w chwili, kiedy obudziłam się na jego kolanach. Wtedy wszystko było proste dla mnie. Dla niego było pewnie trudniej, bo ukrywał przede mną chorobę. Przez ten krótki czas zdążyłam dosłownie oszaleć na jego punkcie. W każdej minucie myślałam tylko o nim, a jak tak nagle zniknął z mojego życia, nie mogłam się pozbierać. Było mi ciężko. Angela, Rayan i Lewis starali się mi pomóc, ale to nie dawało żadnych rezultatów. Nadal siedział w mych myślach. W końcu zaczęłam sobie wmawiać, że umarł… Wiem, to było głupie, ale naprawdę mi pomagało. Jeśli mam być szczera, to cieszę się, że nie do końca zaczęłam życie na nowo. Moje życie stanęło do góry nogami, a gdybym do końca uwierzyła, że umarł, to co byłoby teraz?
-Pójdziemy na spacer?-Zapytał, wyrywając mnie z rozmyśleń.  W sumie to całkiem niezły pomysł.
-Daj mi chwilę, dobrze?-Nie czekałam na żadną reakcje z jego strony. Poszłam do łazienki i wysuszyłam włosy, jeszcze dziesięć minut i daję głowę, że same by wyschły. Spojrzałam na termometr, który wisiał za oknem. 26°... Całkiem ciepło. Wyszłam z łazienki i szłam do mojego pokoju. Przechodząc obok pokoju Angeli, poczułam pustkę. Tęsknię za nią… Stanęłam przed szafą i zaczęłam zastanawiać się w co powinnam się ubrać. Wybrałam czarną, zwiewną sukienkę i zarzuciłam sobie kurtkę  na ramię. Tak na wypadek, gdyby się ochłodziło. Weszłam jeszcze na chwilę do łazienki i pomalowałam powieki czarnym cieniem, do tego musnęłam rzęsy tuszem. Stanęłam cała przed lustrem i odetchnęłam z ulgą.
-Wreszcie wyglądam jak człowiek.-Powiedziałam sama do siebie. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w stanie ubrać się tak, jak mi się podoba. Ciągły pośpiech, kiepski humor… Wyciągnęłam moje stare buty i szybko je założyłam. Weszłam do salonu, w którym czekał na mnie Greg od dobrych kilkunastu minut.
-Wyglądasz…tak inaczej.-Uczesane włosy, lekki makijaż i sukienka. Tak, zdecydowanie inaczej.
-Wreszcie tak, jak ja.-Uśmiechnęłam się i chwyciłam jego rękę, ciągnąc go do wyjścia. 



Wyszliśmy z bloku i skierowaliśmy się w stronę parku. O nie! Ostatni spacer po parku się źle skończył…-Musimy iść do parku?
-A nie chcesz?-Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Złe wspomnienia.-Spuściłam wzrok na moje buty. Nie bardzo pasowały do sukienki, ale nie przejmowałam się tym.
-Jeśli chodzi Ci o nasz poprzedni spacer, to gwarantuję Ci, że nie skończy się tak, jak wtedy.-Spojrzałam na niego a on jedynie uśmiechnął się pocieszająco.
-Mam nadzieję…-Szepnęłam mając nadzieję, że tego nie usłyszał. Męczyły mnie dwie myśli. Wyrzuty sumienia, że pocałowałam Rayana i stan zdrowia Grega. Mam nadzieję, że szpik się przyjął. Tego nie dowiemy się szybko.
-Chodźmy na kawę.-Powiedział. A może by się mnie najpierw zapytał? Zapomniałam wziąć ze sobą torebki.
-Nie, zapomniałam portfela.-Zaśmiał się. Co go rozbawiło?
-Żartujesz, prawda?
-Nie rozumiem.-Zmarszczyłam brwi.
-A po co Ci portfel? To ja Cię zapraszam na kawę, a nie Ty mnie.-Zawsze gdy wychodziłam gdzieś z Tomem, to ja płaciłam za kawy, obiady albo inne takie rzeczy.
-Przepraszam, nie jestem do tego przyzwyczajona.-Wzruszyłam ramionami. Spojrzał na mnie trochę zdziwiony i wiedziałam, że muszę wytłumaczyć.-Po prostu… Jak wychodziłam z Tomem, to ja zawsze płaciłam.
-Ileż w nim klasy.-Prychnął. Zrobiło mi się głupio, że byłam taka ślepa.-Ej, nie przejmuj się, Eli.-Uśmiechnął się. Oh… On i ten jego uśmiech. Mimowolnie zrobiłam to samo.-Od razu lepiej.-Złapał mnie za rękę.
-Czemu Ty mi to robisz?
-Co masz na myśli?-Założę się, że chcielibyście zobaczyć jego minę.
-Powinnam być na Ciebie zła, ale nie potrafię.-Wiem, że nie powinnam ciągle drążyć tego tematu, ale nie potrafię.
-Musisz ciągle o tym myśleć?-Wydaje mi się, że zdenerwowałam go. Ścisnął moją dłoń a jego szczęka mocno się zarysowała.
-Dobra. Nic już nie mówię.-Zaczęłam iść szybciej. Nie oszukując się, to ciągnęłam za sobą Grega.
-Zobaczymy jak długo.-Zachichotał i dorównał mi kroku. Jestem okropną gadułą. Nie wytrzymam zbyt długo… Na myśl nasunęło mi się pytanie. Nie mogłam wytrzymać i odezwałam się. Wow…długo byłam cicho...
-Dlaczego nie pozwoliłeś, żeby Lewis choć trochę mnie poinformował o Twoim stanie zdrowia?
-Skąd wiesz o Lewisie?
-Wiesz, że wszystkiego się dowiem.-Puściłam jego dłoń i usiadłam na najbliżej ławce. Greg jednak nie usiadł, tylko stanął naprzeciw mnie.
-Jak już mówiłem…nie chciałem, żebyś cokolwiek o mnie wiedziała, bo mogłem umrzeć, a Ty niepotrzebnie byś się martwiła.-Powiedział z udawanym spokojem w głosie. Niepotrzebnie? Chyba wolę to przemilczeć.
-Wiedziałeś co u mnie słuchać na bieżąco, a ja nawet nie wiedziałam, czy żyjesz. Uważasz, że to sprawiedliwe?!
-Zycie jest niesprawiedliwe, Eli. Powinnaś się z tym pogodzić. I proszę Cię, przestań wreszcie poruszać ten temat.-Może powinnam już dać sobie na spokój? To robi się już męczące.
-Eh…Chodźmy już.-Wstałam i zaczęłam iść. Po chwili zauważyłam, że Greg obejmuje mnie swoim ramieniem. Poczułam, że momentalnie się rozluźniłam. Nic już nie jest ważne gdy jest obok. Nareszcie jest obok mnie. Tak długo na to czekałam… 





Weszliśmy do jakiejś niewielkiej kawiarni i zajęliśmy stolik na zewnątrz.
-Jaką chcesz kawę?-Zapytał mnie.
-Zdam się na Twój gust.-Uśmiechnęłam się do niego.
-I nie pożałujesz.-Zaśmiał się.
-Zobaczymy.-Zachichotałam. Gdy Greg poszedł złożyć zamówienie rozległa się głośna melodia. Byłam przekonana, że moja ulubiona piosenka leci w radiu, ale gdy wzrok każdej osoby w pobliżu skupił się na mnie, zrozumiałam, że dzwoni mój telefon. Ludzie patrzyli się, jakby nigdy w życiu nie słyszeli głosu Michaela Jacksona. Dobra, nie ważne… Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki a na wyświetlaczu ukazało mi się zdjęcie Lewisa. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Tak, Lewis?
-Hej, gdzie jesteś? Wiem na pewno, że nie w domu bo właśnie pocałowaliśmy klamkę.-Przecież nie muszę mu się spowiadać z każdego mojego kroku.
-Pocałowaliście?-Jest z Angelą?
-Tak. Ja i Angela. To gdzie jesteś?
-W takiej małej kawiarni zaraz za parkiem. Nie wiem jak się nazywa.
-Chyba wiem o czym mówisz. Zaraz będziemy.-Rozłączył się. Ale ja nie jestem sama! Do stolika podszedł Greg.
-A więc to Ty jesteś tą fanką Michaela?-Aż taki głośny jest ten telefon.
-Słyszałeś?-Zaśmiał się i przytaknął.
-Z kim rozmawiałaś?
-Z Lewisem. Nie zdążyłam powiedzieć, że jestem z Tobą, bo oznajmiając, że zaraz będą rozłączył się.
-Nie ma problemu. A z kim przyjdzie?-Ucieszył się, w końcu to jego przyjaciel.
-Z Angelą. To jego dziewczyna.
-To ta Twoja przyjaciółka, tak?-Pokiwałam głową.-Wreszcie będę mógł ją poznać.-Uśmiechnął się szeroko. Rozejrzałam się, aby sprawdzić, czy nasze gołąbeczki idą już do nas, ale niestety zamiast nich zobaczyłam Rayana. Wyglądał zza wielkiego drzewa. Czy on nas śledzi? Myślał, że jak się schowa za drzewem, to go nie zauważymy?! Żałosne…
-Greg, widziałeś Rayana?-Zapytałam zaniepokojona.
-Kogo?-Może coś mi się przywidziało?
-Nieważne.
-Na pewno?-Ah, ta jego nadopiekuńcza strona…
-Tak.-Powiedziałam stanowczo. Mam nadzieję, że mi się wydaje… Dobra, Eli…Nie myśl o tym, bo Greg się domyśli, że coś nie gra.
-Może zamówimy też kawę dla Angeli i Lewisa?
-Czemu nie.-Uśmiechnęłam się lekko. Spojrzałam w jego oczy. Coś do mnie mówił, ale nie mogłam go zrozumieć. Jakby mówił w innym języku. Może to język aniołów?
-Elisabeth!-Podniósł głos a ja dopiero oderwałam się od jego pięknych czekoladowych tęczówek.
-Przepraszam, co mówiłeś?-Czułam, że się zarumieniłam. Greg zaśmiał się lekko a ja moje poliki zaczęły płonąć jeszcze bardziej.
-Pytałem co mam zamówić dla Angeli.
-Latte z bitą śmietaną.-Wstał i podszedł znowu złożyć zamówienie. Akurat gdy go nie było przyszli Lewis i Angela. Przywitałam się z nimi.
-Czemu siedzisz tu sama?-Zapytała Angela.
-Nie jestem sama.-Uśmiechnęłam się delikatnie i robiłam wszystko, aby się nie zarumienić. Do stolika podszedł Greg i nie musiałam już wiele tłumaczyć.
-A więc to Ty jesteś ten Greg. Eli wiele mi o tobie opowiadała.-Zaśmiała się i podała rękę Gregowi.-Jestem Angela.
-Miło mi Cię wreszcie poznać, też wiele o Tobie słyszałem.
-Mam nadzieję, że nic złego.-Zaśmieli się oboje.
-O mój Boże, Greg. Jak miło się widzieć w innym miejscu niż szpitalna sala.-Odezwał się Lewis.
-Śmieszne.-Powiedział z sarkazmem Greg i przytulił swojego przyjaciela.
-Czekajcie. Czegoś tu nie rozumiem. To Ty jesteś ten Greg o którym tyle Lewis mi opowiadał?-Nie tylko ona jest niepoinformowana.
-Najwidoczniej.-Rozbawiło to wszystkich, oprócz Angeli.
-Lewis, dlaczego ja nic o tym nie wiem?!-Wzrok każdego skupił się na biednym szatynie.
-Nie pytałaś.-Wzruszył ramionami, jakby to było coś normalnego.
-Widzisz, Angela… ja też nigdy o to nie pytałam, bo nie podejrzewałam, że oni mogę się znać.-Wskazałam brodą na dwójkę chłopaków.-Tylko ja wczoraj zareagowałam trochę inaczej.-Zaśmiałam się cicho, a Lewis nie potrafił się pohamować. Wybuchł śmiechem na tyle głośno, że wzrok ludzi z kawiarni skierował się na nas. Nie wspomnę już o ludziach na zewnątrz.
-Nie chcielibyście widzieć wczoraj Elisabeth.
-Skąd ona wie?-Zapytał poważnym tonem Greg, na co Lewis tylko przełknął głośno ślinę. Do stolika podeszła kelnerka i przyniosła nam nasze kawy. Ile można było czekać?! Gdy tylko kelnerka odeszła Greg spojrzał na Lewisa.-Skąd ona wie?-Jezu, dawno nie widziałam takiego wkurzonego Grega. No pomijając te chwile, gdy rozmawiamy o szpitalu.
-Musiałem jej powiedzieć, bo zaczęła wątpić…
-Wątpić w co?-Lewis spojrzał na mnie przepraszając mnie za to, co zaraz powie.
-Zaczynała wątpić, że ją kochasz…-Powiedział i spuścił głowę.
-Naprawdę w to zwątpiłaś?-Powiedział bardzo łagodnym tonem i sięgnął po moją dłoń.
-A dziwisz mi się?-Szepnęłam.
-Nie.-Powiedział i pocałował mnie.
-Ej, my tu jesteśmy!-Powiedział Lewis, na co Angela jedynie uderzyła go z pięści w ramię.
-Skąd się znacie?-Zapytałam i spojrzałam na Grega i Lewisa? Posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i odezwał się Lewis.
-Na studiach dorabiałem sobie jako ochroniarz w domu Grega. Poszliśmy kilka razy na piwo i tak zostało.
-Ochroniarz w domu Grega?-Spojrzała zszokowana Angela.
-Mówiłam Ci, że ma wielki dom.
-Ale aż tak wielki?
-Widocznie.-Wzruszyłam ramionami.
-Lewis, może wpadniesz dzisiaj do mnie z Angelą?-Ej, a ja?!
-Świetny pomysł.-Powiedzieli razem.
-A Eli?-Zapytała Angela. Jedyna się o mnie martwi, jak miło.
-Sam ją zabiorę.-Nawet nie zapytał czy mam ochotę… Czy ktoś się tu liczy z moim zdaniem?
-Pyszna kawa.-Powiedziała Angela.
-Ja to wiem co dobre.-Zaśmiał się Greg.
-Ej!-Spojrzałam na niego „spod byka” i zaśmiałam się.
-Wiem, że to Eli wybierała. Tylko ona wie co lubię.-Lewis spojrzał na nią w dziwny sposób, a ona puściła mu oczko. Chyba wiem co oboje mieli na myśli…
-Dziękuję.-Upiłam łyk kawy i muszę przyznać, że Greg się na tym zna.
-Masz coś na ustach.-Zaśmiał się Lewis. Dlaczego on zawsze się śmieje?
-Ja się tym zajmę.-Powiedział Greg i pocałował mnie. Przejechał językiem po górnej wardze, jak się domyślam, miałam „wąsy” od kawy. Zapiekły mnie poliki, przecież tu są ludzie.
-Smakuje Ci kawa?-Zapytał Greg i oblizał usta.
-Bardzo.-Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Mi też.-Uśmiechnął się szeroko a mi zaczęło brakować tlenu w płucach. Jak on to robi, że jego uśmiech jest taki zniewalający?
-My się już zbieramy, prawda Angela?-Spojrzała trochę zdziwiona.
-Tak, tak.-Powiedziała rozkojarzona. Lewis wyjął portfel.
-Daj spokój, ja zapłacę.-Zaśmiał się Greg.
-Przepraszam, nie jestem przyzwyczajony do towarzystwa milionera.
-Kogo?!-Trochę szkoda mi Angeli. O niczym nie wie. Ale ja wczoraj też nie wiedziałam.
-Chodź już.-Powiedział szatyn i pociągnął swoją dziewczynę za rękę. Pewnie nie chce mu się tego wszystkiego tłumaczyć.
-O której przyjdziecie do nas? –Zapytał Greg. Do nas?
-Zgadamy się jeszcze.-Powiedziała Angela, pomachali nam i poszli. Wypiłam kawę do końca i od razu wytarłam buzię, Greg tylko zaśmiał się pod nosem.
-Idziemy już?-Zapytał mnie Greg.
-W sumie, to możemy iść.-Wsadził banknot do książeczki z rachunkiem i poszliśmy. Szliśmy za rękę przez park i zrobiło mi się zimno.-Zostawiłam kurtkę w kawiarni.-Skleroza…
-Pójdę po nią.-Dał mi swoją i poszedł do kawiarni. Usiadłam na ławce i założyłam kurtkę. Pachniała przepięknie. Tak, pachniała Gregiem. Zobaczyłam przechodzącego obok mnie Rayana. 





-O, Eli. Co Ty tu robisz?-Zapytał zdziwiony i zatroskany. Dobry z niego aktor.
-Nie udawaj, że spotkałeś mnie przypadkiem.-Warknęłam.
-Czemu odzywasz się takim tonem do przyjaciela?
-Nie jesteś moim przyjacielem. Udawałeś go tylko po to, aby mnie wreszcie zdobyć.
-Możliwe, ale przyznaj, że całkiem nieźle mi szło. Byłoby świetnie, gdyby nie ten Twój kochaś…
-Odczep się od niego.-Wysyczałam i stanęłam naprzeciw jego.
-Wolałbym, żeby jednak umarł!-Spojrzał na mnie z podstępnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Jak on w ogóle śmie tak mówić?!
-Odpierdol się od niego!-Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Wyzdrowiał, teraz jest w formie.-Za kogo on mnie uważa?!-Pewnie podoba Ci się jego gruby portfel, co?-O nie! Tego już za wiele! Uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek. Głośny dźwięk uświadomił mi ile tak naprawdę mam siły. Otworzył szeroko oczy.
-Pewnie płaci za siłownie dla Ciebie, co?-Czy on jest normalny?! Ma na twarzy dokładnie odciśniętą moją rękę i ma czelność jeszcze się odzywać?
-Nie Twoja sprawa.-Odepchnęłam go, na co zrobił to samo. Gdyby nie ławka, pewnie bym się przewróciła.-Jesteś nienormalny. Podnosisz rękę na kobietę, którą jak twierdzisz kochasz. Powinieneś iść do lekarza!-Zobaczyłam, że zbliża się Greg, więc byłam nieco odważniejsza.
-Jestem zdrowy. Ponosi mnie na samą myśl, że nie mogę Cię mieć, że całuje Cię człowiek, który nie ma nic poza pieniędzmi.
-Wypluj to!-Zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki wdech.
-On nawet nie powinien żyć!-Uderzyłam go z pięści w nos, a gdy zgiął się wpół z bólu poprawiłam kolanem. Pchnęłam go i leżał teraz na trawie. Podbiegł Greg i od razu odsunął mnie, gdy szłam w kierunku Rayana. Mogłabym mu naprawdę zrobić krzywdę.
-Elisabeth, co Ty wyprawiasz?-Powiedział zasapany.
-Nikt nie będzie Cię obrażał.-Miałam łzy w oczach. Greg otworzył lekko usta, jakby ze zdziwienia i mocno mnie przytulił. Oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie.
-Wiesz, że najprawdopodobniej złamałaś mu nos?-Spojrzał na mnie tak, jakby miał na mnie zaraz nakrzyczeć.
-Bez przesady. Nie mam aż tyle siły.-Uniósł do góry jedną brew.
-To dlaczego masz krew na kolanie?-O mój Boże! Rozwaliłam mu nos. Mam jego krew na kolanie.-Uspokój się.-Powiedział łagodnym tonem.-Usiądź, a ja zobaczę co z nim.-Usiadłam na ławce, i wszystko obserwowałam.
-Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się do mojej dziewczyny, to przysięgam, że wtedy będę na czas, i nie skończy się na złamanym nosie.-Wrzasnął do leżącego Rayana. Blondyn coś powiedział, ale nie byłam w stanie usłyszeć co, po chwili wstał i odszedł od Grega.
-Nie jestem Twoją dziewczyną.-Wstałam z ławki i zaczęliśmy iść w stronę mojego mieszkania.
-Chciałbym, żeby to się zmieniło.-Powiedział i pocałował mnie w rękę, a moje poliki zaczęły piec mnie niemiłosiernie. Mam ochotę mu wykrzyczeć prosto w twarz, że chcę być jego dziewczyną.
-Pomyślę nad tym.-Udałam obojętną a on spojrzał na mnie trochę smutnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i  musnęłam jego policzek.
-To znaczy, że się zgadzasz?-Spojrzał w moją stronę.
-Przecież nic nie powiedziałam.
-Przestań się ze mną drażnić, Eli. Chcę wiedzieć na czym stoję.-Jak to by wyglądało? Milioner z dziewczyną, która ma zaledwie pare tysięcy na koncie. I to z oszczędności, które dostawała od rodziców. Nie mam pracy, bo nie ma miejsc w szpitalach, a do prywatnych klinik trzeba mieć kilka lat doświadczenia… Będę czuła się źle, gdy będziemy chcieli gdzieś razem wyjechać…
-Przemyślę to, dobrze?
-Dobrze…-Westchnął chłopak.-Robię dzisiaj przyjęcie dla znajomych i chciałbym, żebyś pomogła mi zrobić jakieś zakupy.
-A dużo będzie tych znajomych?-Zamilkł na chwilę.
-Około czterdziestu…-Ile?!
-A to będzie przyjęcie jak na milionera przystało, czy normalna impreza.
-Chciałbym, aby to była normalna impreza. Pomożesz mi?-Jest 13…Może zdążymy do wieczora.
-Pewnie. Tylko muszę iść do domu umyć nogę.-Zaśmiałam się.
-Szkoda czasu, mam w samochodzie chusteczki.
-No dobra.-Doszliśmy do samochodu, który stał pod moim blokiem i Greg otworzył mi drzwi. Ruszyliśmy w drogę. Wyjął  chusteczki ze schowka i podał mi je. Jak dobrze, że nawilżane… Wytarłam kolano, a chusteczkę wrzuciłam do popielniczki. Zobaczyłam, że jest tam trochę popiołu.



-Palisz?-Zapytałam zmartwiona.
-Czasami.-Powiedział obojętnie.
-To niezdrowe!
-I co z tego? Martwienie się na zapas też jest niezdrowe, więc przestań.-On był chory i palił?!
-Nie pal więcej, dobrze?-Położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie na chwilę i znowu skupił swój wzrok na drodze.-Dla mnie.-Westchnął głośno.
-Dobrze.-Uśmiechnęłam się do niego. Wyjął ze schowka paczkę papierosów. Zastanawiało mnie co z nią zrobi. Otworzył szybę i wyrzucił ją. Zaskoczyło mnie to bardzo.
-Dziękuję.-Musnęłam delikatnie jego policzek. Zatrzymaliśmy się pod supermarketem. Nienawidzę takich sklepów, bo zawsze się w nich gubię. Wyszliśmy z samochodu i poszliśmy po wózek. Nie rozumiem dlaczego budują takie ogromne sklepy i są w nich takie małe wózki?
-Więc… Czego potrzebuję na normalną imprezę?
-To Twoja pierwsza normalna impreza, prawda?-Zaśmiałam się.
-Tak.-Nie wierzę, ten chłopak miałby największe powodzenie na imprezach.
-A wtedy co um… no wiesz.-Aż wstyd się przyznać.
-Wtedy co mnie pocałowałaś, tak?-Próbował się nie zaśmiać, ale nie wyszło mu to za dobrze.
-Tak, wtedy.-Spuściłam głowę, ponieważ nie chcę, żeby zamiast mnie oglądał jakiegoś pomidora.
-Byłem na spacerze i zobaczyłem Ciebie, gdy wchodziłaś do tego domu. I ja tam poszedłem… i nie żałuję.-Uśmiechnął się do mnie tym swoim przesłodkim uśmiechem. 



 _______________________________________________________________________
TAK...WIEM, ŻE POWINNAM DODAĆ ROZDZIAŁ BARDZO DAWANO TEMU.
jakoś nie miałam głowy... 
moi rodzice się rozstali, zaczęła się szkoła, 
jestem chora...
MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE JESTEŚCIE NA MNIE ŹLI. 
a, i jeszcze jedna sprawa. 
przywróciłam sobie konto na asku, więc jeśli będziecie mieli jakieś pytania, 
np. kiedy dodam rozdział, czy cokolwiek innego, to pytajcie xx 
nie wiem czy dam radę dodawać rozdziały co sobotę, być może będzie to inny dzień tygodnia. 
macie tu mojego aska: http://ask.fm/karolinaDuszak
KOCHAM WAS! <3 
P.S. czekam na komentarze xx