-Więc po co tu przyszłaś?-Zapytał przygnębiony.
-Powiedzieć Ci, że ja też Cię kocham...-Spuściłam głowę,
ponieważ jak bardzo chciałam zobaczyć jego uśmiech tak bardzo się bałam, że go
nie ujrzę. Boję się odrzucenia. Nie wyobrażam sobie tego, co byłoby gdyby nie
odwzajemniał moich uczuć. Wiem, że mi to napisał, ale może zrobił to po to, aby
mnie pocieszyć. Sama nie wiem co powinnam myśleć, a co dopiero zrobić… Po
chwili milczenia postanowiłam spojrzeć w jego cudowne oczy. Niestety,
zobaczyłam jak wyprowadzają go lekarze. Dlaczego akurat teraz? Stałam jakbym
była sparaliżowana. W mojej głowie było tysiące, a nawet miliony myśli co
powinnam zrobić. Strasznie chciałam iść za nim. Przytulić go i dowiedzieć się
wszystkiego o stanie jego zdrowia, ale nie mogę… Po prostu nie mogę! Co mam mu
powiedzieć? „Nie mam Ci za złe tego, że zostawiłeś mnie na trzy miesiące, nie
dając znaku życia. Myślałam, że nie żyjesz i chciałam ułożyć sobie życie na
nowo, ale... sam widzisz.” Nie mogę… To dla mnie zbyt wiele. Co powinnam zrobić?
Gdyby mu na mnie zależało, nie zostawiłby mnie na tak długo. Co ja sobie
wyobrażałam?! Miłość na całe życie? Jestem naiwna… Przecież ja go nawet nie
znam! Wyszłam z sali i udałam się w stronę wyjścia. Spotkałam Jennifer ale nie
miałam ochoty opowiadać o tym, jak super było w Paryżu. Bez Grega, nigdzie nie
jest fajnie…
Złapałam taksówkę i wsiadłam do niej. Rzuciłam okiem na szpital i
zauważyłam w oknie człowieka, który przykłada dłoń do szyby. Nie musiałam się
długo zastanawiać. To był Greg. Poprosiłam kierowcę, aby natychmiast ruszył.
Powiedziałam dla kierowcy adres, nie mój, lecz Rayana. Nie wiem po co chcę do
niego pojechać. Nie myślę logicznie.
-Proszę Pani, wszystko w porządku?-Zapytał mnie taksówkarz.
Dopiero teraz zrozumiałam, że płaczę. Wytarłam szybko policzki.
-Tak, dziękuję.-Patrzyłam tępo przez szybę na mijające nas
samochody, na pary, które są zatracone w potrzebie bycia przy tej jedynej
osobie. Ja też tego potrzebuję... potrzebuję być przy Gregu. Najgorsze jest to,
że nie czuję tego, że on potrzebuje bycia przy mnie. Kierowca się zatrzymał.
Wręczyłam mu pieniądze i poczekałam na resztę. Wyszłam z pojazdu i skierowałam
się do domu Rayana. Dobrze, że nie mieszka w bloku, bo nie mam siły chodzić po
schodach, a do windy raczej nie wejdę. Zapukałam do drzwi. Nic. Pukałam i
pukałam, dopóki nie usłyszałam zbliżających się kroków.
-Eli?-Stanął bardzo zdziwiony w drzwiach.
-Cześć. Mogę?-Zapomniałam, że chyba jest na mnie zły. Albo
to ja powinnam być zła na niego. Oh…nie ważne.
-Jasne, wejdź.-Od razu skierowałam się do jego sypialni i
rzuciłam się na łóżko. Byłam padnięta. Podróż, konferencja. Do tego męczyły
mnie wyrzuty sumienia, że odjechałam spod szpitala, kiedy patrzył na mnie z
okna. Podejrzewam, że chciał, żebym wróciła do szpitala i z nim porozmawiała.
Ale jak? O czym? A poza tym, zachowałam się tak jak on wtedy, kiedy zostawił
mnie pod blokiem. No, tyle że wtedy padał deszcz i mało nie potrącił mnie
samochód…
-Co Cię sprowadza?-Z przemyśleń wyrwało mnie pytanie Rayana.
-Jeśli mam być szczera, to nie wiem.-Może nie chciałam być
sama… Usiadłam na łóżku.
-Może zrozumiałaś swój błąd?-Do czego on zmierza? Usiadł
naprzeciw mnie. Blisko… o wiele za blisko!
-Jaki błąd?-Odsunęłam się trochę od niego, na co jedynie się
przysunął. Był teraz jeszcze bliżej.
-To, że powiedziałaś, że nasze stosunki nigdy się nie
zmienią.-Ah…ten błąd. Ale zaraz, zaraz. To wcale nie jest błąd!
-Rayan, daj spokój.-Powiedziałam z nadzieją, że sobie
wreszcie odpuści…
-Nigdy nie dam sobie z Tobą spokoju. Zrozum, że moje uczucia
co do Ciebie nigdy się nie zmieniły. Przez tyle lat jesteś dla mnie cholernie
ważna.-Złapał moją twarz w dłonie i przyciągnął ją bliżej swojej. Spojrzałam w
jego zielone oczy.-Kocham Cię, Eli.-Przycisnął swoje wargi do moich. Nie wiem
co mi strzeliło do głowy, ale oddałam pocałunek. Chłopak bez mojego pozwolenia
pogłębił go. Nie sprzeciwiałam się. Czułam się kochana. Wiem, że nie mogę tego
robić. Wykorzystuję tylko Rayana. Wiem to i nie mogę na to pozwolić. Odkleiłam
się od niego. Nadal miał zamknięte oczy i oblizał powoli swoje usta. Wstałam i
skierowałam się do drzwi.
-Lepiej już pójdę.-Nie czekając na odpowiedź wyszłam z
pomieszczenia. Założyłam buty, stojące w przedpokoju i wybiegłam z domu. Rayan
mieszka na drugim końcu miasta, więc to daleko. A do tego zaczyna się
ściemniać… Postanowiłam, że poproszę Lewisa, aby po mnie przyjechał.
-Cześć. Przepraszam, że przeszkadzam ale miałabyś chwilkę?
-Nie bardzo. Ale o co chodzi?
-Chciałam, żebyś po mnie przyjechał, ale dobra. Przejdę
się.-Miałam nadzieję, że jednak nie będę musiała się przechodzić.
-Eli, pewnie, że po Ciebie przyjadę. Jest już prawie ciemno!
Gdzie jesteś?-Mówiłam, że przed te trzy miesiące ja i Lewis bardzo się
polubiliśmy?
-Pod domem Rayana.
-Zaraz będę.-Nie zdążyłam mu nawet podziękować. Naprawdę nie
rozumiem, dlaczego wcześniej go tak nie lubiłam? Usidłam na krawężniku, byłam
odwrócona plecami do domu Rayana.
-Dlaczego tu siedzisz? Odwieźć Cię?-Usłyszałam głos
zielonookiego chłopaka. Wyglądał z okna swojego salonu.
-Dam sobie radę. Dzięki.-Powiedziałam surowym tonem. I jak
na zawołanie przyjechał Lewis. Wsiadłam do samochodu.
-Dziękuję, że po mnie przyjechałeś.-Poczochrałam jego włosy.
-Żaden problem. Dlaczego Rayan Cię nie odwiózł?-Zapytał
zatroskany.
-Nie chciałam.-Powiedziałam i skupiłam swój wzrok na drodze.
-Co się stało?-Spojrzał na mnie.
-Nic.-Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się moimi dłońmi.
-Oj, Eli…Przecież widzę.-Chwycił mnie za podbródek,
zmuszając bym na niego spojrzała.
-Pocałował mnie.-Lewis zacisnął szczękę.
-Palant!-Wykrzyczał.-Mówiłem mu setki razy, że ma się od
Ciebie odpierdolić!
-Nie przeklinaj.-Powiedziałam cicho. Dlaczego go to tak
rozzłościło?
-Przepraszam. Poniosło mnie.-Powiedział nieco spokojniej.
-Dlaczego Cię poniosło?-To nie jego sprawa…
-Bo wiem, że Greg Cię kocha, a Ty kochasz Grega. Nie chcę,
żeby on to zepsuł.
-Skąd możesz niby wiedzieć, że Greg mnie kocha,
co?-Parsknęłam.
-Bo mi to powiedział.-To jakiś żart? Chciał mnie tym
rozbawić?-Znam go. To mój przyjaciel. Odwiedzałem go w szpitalu.
-Zatrzymaj się!-Wykonał moje polecenia. Otworzyłam drzwi i
szłam przed siebie. Emocje we mnie buzowały. Byłam taka zdenerwowana, że nie
mogłam normalnie oddychać.
-Gdzie idziesz?-Dobiegł do mnie Lewis i złapał z ramię.
-Nie wiem! Traktowałam Cię jak przyjaciela, wiesz?-Z moich
oczu zaczęły lecieć strumienie łez.
-Eli, uspokój się. Nadal nim jestem.-Powiedział tonem, który
jak przypuszczam miał mnie uspokoić.
-Nie, nie jesteś! I jak się okazuje, nigdy nim nie byłeś!
Jak mogłeś?! Patrzyłeś jak nocami płaczę, jak nie potrafię cieszyć się z
niczego z tęsknoty! Rayan wmawiał mi, że ma mnie w dupie, a Ty temu nie
zaprzeczyłeś!-Moje zaciśnięte pięści uderzały o jego klatkę piersiową.
-Uspokój się, Elisabeth!-Krzyknął.
-Nie! Jak mam to zrobić?! Pozwoliłeś mi myśleć, że on nie
żyje!-Przytulił mnie z całych sił, na co jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Chodź, jedziemy.-Głaskał moje włosy.
-Nigdzie z Tobą nie jadę!
-Eli, daj już spokój. Nie mówiłem nic, bo prosił mnie o to.
Obiecałem mu.
-Mogłeś mi chociaż powiedzieć, że żyje!-Wtuliłam się w jego
tors.
-Nie mogłem. Obiecałem to mojemu przyjacielowi. Rozumiesz,
prawda?-Pokiwałam głową, na znak tego, że rozumiem. Gdybym obiecała coś dla
Angeli to też bym nic nie powiedziała. Ale na pewno nie pozwoliłabym jej
myśleć, że nie żyje…
-Przepraszam.-Powiedziałam bardzo cicho.-Naprawdę powiedział
Ci, że mnie kocha?-Uśmiechnęłam się przez łzy.
-Nie mógłbym Cię oszukiwać.-Nie? A co robił przez te trzy
miesiące? Objął ramieniem moją szyję i szliśmy w kierunku samochodu. Gdy do niego
weszliśmy, nie byłam w stanie płakać. Byłam radosna, jak nigdy dotąd.
Uwierzyłam, że Greg naprawdę mnie kocha. Może wszystko się jeszcze ułoży…
Lewis zatrzymał się pod moim blokiem. Podziękowałam mu i
pożegnałam się z nim buziakiem w policzek. Weszłam do mieszkania, zdjęłam buty
i od razu położyłam się na łóżku.
Otworzyłam oczy i było już jasno. Co do cholery? Oh…
musiałam zasnąć. Usiadłam na łóżku i po chwili wstałam. Poszłam do łazienki i
wzięłam prysznic. Usłyszałam pukanie.
-Zaraz!-Wrzasnęłam i szybko się ubrałam. Mokre włosy zrobiły
ślady na mojej koszulce koszulce. Poszłam otworzyć drzwi. Gdy zdałam sobie
sprawę, kto taki do mnie pukał moje serce zaczęło bić niewyobrażalnie
szybko.-Wejdź.-Powiedziałam oschłym tonem, nie czekając na przywitanie ze
strony Grega.
-Tak strasznie za Tobą tęskniłem, Eli.-Chciał swoją dłonią
pogłaskać mój policzek, ale w porę odsunęłam głowę. Zobaczyłam jego zszokowany,
przygnębiony i zdesperowany wyraz twarzy.
-Miło mi to słyszeć.-Co ja mam zrobić? Nie mogę wpaść mu w
ramiona po tym, jak mnie potraktował. Jestem taka szczęśliwa, że stoi tu i
teraz naprzeciwko mnie, ale nie powinnam chyba mu tego pokazać. Widocznie z
jego zdrowiem jest wszystko w porządku, skoro nie jest w szpitalu.
-Elisabeth…-Zaczął.-Wiem, że masz powody by być na mnie zła,
ale błagam Cię. Wybacz mi.-Spojrzałam w jego oczy i było widać, że to co mówi
jest szczere.
-Nie wiem czy potrafię, Greg.-Westchnął głośno.
-Zrobiłem to, bo lekarze nie dawali mi żadnych szans.
Naprawdę myślałem, że umrę, tak jak mój ojciec. Umarł przy mnie, gdy siedziałem
obok niego. Do tej pory mam ten widok przed oczami. Czasami budzę się w nocy i
mam wrażenie, że jestem w szpitalu, a on leży obok mnie… nieżyjący.-W tych
pięknych czekoladowych oczach pojawiły się łzy. Czułam, że moje serce łamie się
w pól.-Nie chciałem, żebyś mnie znalazła, bo mógłbym umrzeć przy Tobie. Mógłbym
umrzeć w każdej chwili…-Nie potrafię być na niego zła.-Wybaczysz mi?-Klęknął
przede mną.
-Nie wygłupiaj się, Greg. Wstawaj.-Powiedziałam wpatrując
się z góry w jego ozy. Czułam, że moje poliki płoną…
-Nie wstanę, dopóki nie powiesz, że mi wybaczasz.-Uśmiechnął
się lekko, a ja czułam jak uginają się pode mną nogi.-To jak? Wybaczysz mi?
-Tak!-Stałam przed nim i nie mogłam powstrzymać się od
uśmiechu. Może wreszcie wszystko się ułoży.
-Tak co?-Wyszczerzył te swoje śnieżnobiałe ząbki. Jego
uśmiech jest taki pocieszny.
-Wybaczam Ci!-Krzyknęłam, a Greg od razu wstał i przytulił
mnie z całych sił.
-Brakowało mi tego przez te trzy miesiące.-Powiedział i
ścisnął mnie jeszcze bardziej.
-Puść, bo mnie udusisz.-Poluźnił nieco uścisk. Spojrzał w
moje oczy i czule mnie pocałował. Po tak długiej rozłące jego usta wydają się
być jeszcze bardziej jedwabiste, o ile to w ogóle możliwe.
-Będziemy tu tak stali?-Zapytałam, na co chłopak zaprzeczył.
Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na sofie. Greg cały czas się we mnie
wpatrywał. Rozumiem, że nie widział mnie szmat czasu, ale bez przesady… Czuję
się niezręcznie. Czas przerwać milczenie. Myśl, Eli… myśl…-Greg, mam do Ciebie
pytanie.
-Słucham.-Uśmiechnął się lekko, a moje serce zaczęło
szybciej bić. Co ja chciałam powiedzieć? Ah…
-Ile Ty masz właściwie lat?-Zaśmiał się i chwycił moją dłoń.
-Zgadnij.-Dlaczego on tak bardzo lubi się ze mną drażnić?
-Nie. Powiedz mi.-Musnęłam jego wargi w nadziei, że to
pomoże.
-Zgadnij.-Powtórzyłam czynność, tylko tym razem czulej.
-Powiedz mi.-Pocałowałam miejsce pod
uchem.-Proszę.-Wyszeptałam seksowym tonem, ale jak wyszedł to nie wiem.
Przełknął głośno ślinę, więc pewnie mi się udało.
-D-dobra.-Panie i Panowie! Greg Jones się jąka! I to za moją
sprawą…
-Więęęęc?-Zamrugałam kilka razy i przygryzłam dolną wargę.
-Zmieniłaś się.-Uśmiechnął się lekko. Ja?
-Dlaczego?-Szczerze mówiąc to zaskoczyło mnie jego
stwierdzenie.
-Stałaś się bardziej pewna siebie.-Nie, po prostu przy Tobie
nie potrafię się kontrolować! To takie dziwne?
-Wydaje Ci się.-Zarumieniłam się i spuściłam głowę w dół.
-Wcale nie.-Powiedział i pocałował mnie. Oddałam mu
pocałunek a on go pogłębił. Trwaliśmy w pocałunku, dopóki ktoś nie zaczął
dobijać się do drzwi. Dosłownie, dobijać.
Wstałam, szłam w kierunku drzwi i zauważyłam, że ktoś nie czeka
na zaproszenie.
Drzwi się otworzyły a w nich stał Rayan.
-Cześć, Eli. Ja na chwilę.-Powiedział i zaczął iść w moją
stronę.
-Nie mam czasu.-A co jeśli znowu odwali taką szopkę jak
wczoraj? Tyle, że jest tutaj Greg.
-Chcę porozmawiać o wczoraj.-Otworzyłam szeroko oczy. A
jeśli Greg usłyszy?!
-Nie mamy o czym rozmawiać.-Wysyczałam. Podszedł do mnie
Greg i objął mnie w talii. Na twarzy Rayana pojawił się przebiegły uśmiech.
Ukazał się dosłanie na sekundę, a zaraz po nim zrobił smutną minę.
-A więc wczorajszy pocałunek nic dla Ciebie nie
znaczył?-Powiedział i udawał zdesperowanego. Nim zdążyłam odpowiedzieć Greg
zbliżył się do niego. Byli mniej więcej tego samego wzrostu, ale na miejscu
Rayana bałabym się. Greg chwycił go za koszulkę i powiedział mu coś na ucho.
Nie słyszałam co, ale gdy oczy Rayna zrobiły się niewyobrażalnie wielkie,
wiedziałam, że to nic miłego.
-A teraz idź stąd.-Warknął Greg. Chłopak nie odpowiedział mu
nic, tylko wyszedł. Greg zbliżył się i stanął naprzeciw mnie. Górował nade mną
wzrostem. Widziałam że był nieźle wkurzony. Miał zaciśniętą szczękę.
-Wczorajszy pocałunek?-Starał się uspokoić.
-Greg, to nie tak jak myślisz…-Zaczęłam, ale przerwał mi.
-Pocałowałaś go?-Zapytał już nieco łagodniej.
-Tak.-Powiedziałam i spuściłam głowę. Było mi tak wstyd…
-Wczoraj powiedziałaś mi, że mnie kochasz, do
cholery!-Krzyknął.
-Nie krzycz na mnie!-Sama zaczęłam krzyczeć.
-Jak mam nie krzyczeć, co?! Wczoraj powiedziałaś mi, że mnie
kochasz, a całowałaś się z kimś innym!-Boże, niech on przestanie krzyczeć. Nie
chce, żeby był na mnie zły. Żałuję tego pocałunku.
-Żałuję tego!-Nie płacz, Eli! Wszystko, tylko nie płacz.
-Więc po co to zrobiłaś?!
-Wiesz jakie to uczucie, gdy ktoś ma Cię w dupie przez trzy
miesiące?! Nie odzywa się do Ciebie, nie daje znaku życia! Zaczęłam już myśleć,
że nie żyjesz, wiesz?-Szlag! Rozryczałam się.-Wczoraj, od razu ze szpitala
pojechałam do Rayna. Nie chciałam być sama, tak jak przez te przeklęte trzy
miesiące! Powiedział mi, że mnie kocha. Po tylu tygodniach ktoś powiedział mi,
że mnie kocha! Po raz pierwszy od tego czasu czułam się kochana!-Podszedł do
mnie i przytulił mnie mocno.
-Nie miałem Cię w dupie, Eli. Przecież powiedziałem Ci,
dlaczego to robiłem.-Powiedział łagodnym głosem.
-To co powiesz teraz, nie zmieni moich wcześniejszych myśli,
Greg…
________________________________________________________
na wstępie, chcę podziękować wam za wszystkie miłe słowa.
to na prawdę dużo dla mnie znaczy.
nigdy nie przypuszczałabym, że moje opowiadanie może się spodobać tylu osobom.
Chcę was jeszcze poinformować, że nowe rozdziały będą dodawane raz w tygodniu.
Może w soboty? Co wy na to?
Oczywiście, ten rozdział jest już dodany na sobotę.
Następnego oczekujcie w sobotę 31.08.
Jeszcze raz dziękuję za komentarze.
P.S. Myślicie, że Rayan zdoła namieszać w relacjach Eli i Grega?