-A jaka to rzecz?-Głaskał to plecy, to włosy, a po moim
ciele przechodziły przyjemne dreszcze.
-Ty. Nie poznałabym Ciebie.-Co ja gadam?! Nie mogę uwierzyć,
że właśnie to powiedziałam. Jego serce zaczęło bić coraz mocniej, chwilę temu
myślałam, że to już niemożliwe, ale jak zwykle byłam w błędzie. Uśmiechnął się
tylko i pocałował moje włosy. Znowu ta cisza… Wszystko, tylko nie to!-Nic nie
powiesz?-Zapytałam trochę zdenerwowana. Bałam się odpowiedzi.
-Wiesz, że myślę to samo.-W sumie to wiedziałam. Czułam… Podniosłam
wzrok i spojrzałam w jego oczy. Przypomniałam sobie, że muszę iść. Musnął moje
usta a na moich policzkach znowu pojawiły się rumieńce.
-Muszę już iść.-Powiedziałam smutno. Muszę, ale nie chcę.
Mam nadzieję, że Greg to wiedział.
-No tak, zapomniałem.-Nie znoszę, kiedy jest smutny, tak jak
teraz. Dalej siedzieliśmy objęci na łóżku, mino tego że musimy iść. Oboje nie
chcieliśmy przerywać tej chwili… -To chodźmy.-Powiedział i wreszcie się od
siebie odkleiliśmy. Wyszliśmy z pokoju a potem z domu. Znowu szliśmy przez ten
piękny ogród. Byłam pewna, że sam go dba o to tylko ma od tego ludzi. Doszliśmy
do samochodu i tradycyjnie otworzył mi drzwi. Usiadłam i czekałam aż on zrobi
to samo. Odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę.
Podczas drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
Opowiedziałam mu trochę o Angeli i o tym jak bardzo mnie wspiera. Był godny
podziwu dla jej poświęceń.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że się do Ciebie
wprowadziła.-Powiedział Greg.
-Wspiera mnie, jak już Ci mówiłam. Nie chciała, żebym czuła
się samotna.
-Muszę Cię częściej gdzieś zabierać, aby miała chociaż
chwilę dla siebie.-Zażartował.
-Nie jestem jej dzieckiem i nie musi się mną
opiekować.-Zachichotałam pod nosem.
-Długo się przyjaźnicie?-Zapytał, ale jego wzrok nadal był
skupiony na drodze przed nami.
-Dość długo… Od podstawówki.-Może to i długo, ale
wiedziałam, że przed nami jeszcze dłuższa droga razem. Świetnie się dogadujemy,
mimo że mamy dwa odmienne charaktery.
-Ona naprawdę z Tobą tyle wytrzymała?-Ah…. On i te jego
poczucie humoru. Zaczął się śmiać, ale ja się powstrzymałam.
-Ej, to nie jest śmieszne!-To jest śmieszne. Uderzyłam z
pięści jego ramię, a po chwili skrzyżowałam ręce na piersi. Fuknęłam i
odwróciłam głowę aby nie widział mojego uśmiechu.
-Ohh…Przepraszam, że Cię uraziłem, Eli.-Powiedział
żartobliwie. Chwycił mój podbródek, abym na niego spojrzała. Gdy tylko to
zrobiłam od razu mnie pocałował. I te przeklęte rumieńce! Nie mogłabym się do
tego już przyzwyczaić?
-Nie wiem czy Ci wybaczę.-Uniosłam głowę do góry i po raz
kolejny ją odwróciłam. Greg nagle zwolnił. Spojrzałam na niego pytająco, na co
chłopak się tylko uśmiechnął. W ciągu ułamku sekundy przycisnął swoje wargi do
moich. Nie przerywając pocałunku co kilka sekund zerkał na drogę.
-Skup się na drodze, bo chcę jeszcze żyć.-Z trudem oderwałam
się od jego ust.
-Za chwilę.-Powiedział markotnie i pocałował mnie po raz
kolejny. Dobrze, że akurat na tym odcinku drogi nie jeżdżą prawie żadne
samochody.
-Nie za chwilę, tylko teraz!-Powiedziałam donośnie, pomimo
tego, że nie chciałam kończyć tego pocałunku. Oderwał się na chwilę od moich
ust.
-A wybaczysz mi?-Po tych słowach kolejny raz wpił się w moje
wargi. Pogłębił pocałunek. On jest taki cudowny… Zamknęłam oczy pod wpływem tej
przyjemności.
-Mhm…-Wymruczałam nie dogrywając się od jego miękkich i
słodkich warg. Poczułam nagłą potrzebę, by spojrzeć w jego piękne oczy. Gdy
otworzyłam swoje zauważyłam, że samochód nie jedzie wcale. Stał na środku
ulicy...-Greg, proszę Cię… jedźmy już. Mam szkołę.
-No dobrze, dobrze.-Powiedział chyba smutnym tonem. Nie
wiem… Nie potrafię tego jeszcze odróżnić.
Dojechaliśmy pod mój blok. Greg zaparkował na parkingu i
wyszedł z samochodu. Czekałam aż otworzy przede mną drzwi, jak to on i inni
gentelmanowie mieli w zwyczaju. Podał mi dłoń i mocno mnie pociągnął. Myślę, że
mogę określić, że wyciągnął mnie auta. Pociągnął mnie tak mocno, że od razu
moja klatka piersiowa była przyciśnięta to jego torsu, a jego dłoń obejmowała
moją talię. Pierwszy raz, jestem z nim tak blisko i nie ukrywam, że podoba mi
się to. Nachylił się i podniósł mnie, abym stanęła na palcach i musnął lekko
skórę na mojej szyi. Wzdrygnęłam się na to, ponieważ spodziewałam się nieco
innego rodzaju pocałunku. Nie żeby mi to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
-Wejdziesz na górę?-Zapytałam chłopaka.
-Nie powinienem.-Powiedział i na jego ustach pojawił się
uśmiech. Jest trudny do zrozumienia.
-Dlaczego?-Zmarszczyłam brwi. Dlaczego on musi być zawsze
taki skomplikowany?!
-Wiesz…Masz jutro szkołę, musisz się przygotować.
-Szkoła może przecież poczekać.-Uśmiechnęłam się i zaczepnie
uderzyłam palcem wskazującym w jego nos. Gdy miałam zamiar odsunąć już dłoń,
Greg chwycił ją i pocałował jej wewnętrzną stronę.
-Jesteś taki słodki.-O nie! Nie mogę uwierzyć, że
powiedziałam to na głos! Wolną dłonią uderzyłam się w czoło.-Ummm... to znaczy…
ja…Po porostu przy Tobie zbyt często zdarza mi się głośno myśleć.
-Więc w ten sposób o mnie myślisz?-Zapytał, przy czym ukazał
rząd białych zębów i uniósł jedną brew do góry. Tak, ale tylko czasami uważam
Cię za słodkiego. Większość czasu myślę, że jesteś zbyt seksowny i cholernie
pociągający.
-Może…-Powiedziałam przeciągając ostatnią sylabę i spuściłam
głowę. Wpatrując się w swoje buty modliłam się, żeby włosy zasłoniły moją
twarz, która tak okropnie mnie piekła.
-Hej, Elisabeth… Spójrz na mnie.-Powiedział takim łagodnym
tonem. Czułam, jak się rozpływam. Pokiwałam głową na znak, że jednak nie
wykonam jego polecenia. –Aż tak Cię onieśmielam?-Wiedziałam, że na jego ustach
pojawił się uśmiech. Ten piękny uśmiech, na którego miałam ogromną ochotę
spojrzeć choć przez chwilkę, przez sekundę, a nawet jej ułamek. Uległam tej
potrzebie i mimowolnie moje usta wydęły się w uśmiechu.
-Jesteś zbyt bezpośredni, Greg.-Spojrzałam na niego.
-Lubię sposób, w jaki wymawiasz moje imię.-Spojrzał na mnie
tak, że moje nogi stały się miękkie.
-A ja lubię sposób w jaki teraz na mnie patrzysz.-Powiedziałam
i nie czułam, że się rumienię. Zdziwiło mnie to, i jak się okazuje mnie tylko
mnie. Chłopak przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że bliżej nie mogłoby już
być. Pocałował mnie bardzo namiętnie.
-A gdzie rumieńce u mojej słodkiej małej dziewczynki?
-Ej! Nie jestem dziewczynką!-Fuknęłam i schowałam twarz w
zagłębieniu jego szyi. Tym razem twarz mnie zapiekła.
-Może i nie jesteś, ale gdy się rumienisz tak
wyglądasz.-Powiedział i zaczął bawić się moimi włosami gdy stałam wtulona w
niego.
-I nie jestem Twoja…-Powiedziałam szepcząc. Znowu głośno
myślałam. Cholera!
-Nie?-Zaśmiał się.
-Nie.-Powiedziałam. Kreśliłam fikuśne wzorki na odkrytej
części jego szyi i czułam pod opuszkami palców gęsią skórkę. Wodziłam palcami
coraz wyżej a chłopak podnosił głowę do góry. Ma taką miękką skórę, że nie
mogłam się powstrzymać przed pocałunkiem. Musnęłam delikatnie jego skórę.
Czułam to tak, jakby moje wargi właśnie dotknęły skrawka jedwabiu, a chłopak
jedynie gardłowo jęknął. Gdy zbliżyłam się moimi wzorkami na linię jego
szczęki, chwycił ją i zaprzestał dalszemu działaniu mojego palca.
-Mogłabyś przestać?-Powiedział ciężko łapiąc oddech.
-Dlaczego?-Zapytałam zalotnym tonem. Boże! Czy ja właśnie
flirtuję? Ja? Ten człowiek mnie zmienia… Ale to chyba dobrze.
-Bo cholernie mnie to podnieca.-Wychrypiał mi do ucha.
-Um…przepraszam..-Przepraszam? Za co? Oj, Eli… Najpierw
myśl, potem mów.
-Nie, spokojnie. To nie Twoja wina, że jesteś tak bardzo
seksowna.-Ah…czyli to ja go podnieciłam? Brawo, Eli!
-J-Ja?-Trudno mi się nie jąkać.
-Nikt inny.-Powiedział i wzruszył ramionami.
-Wiesz, że muszę iść, ale nadal tu stoimy. Określ się. Idę
na górę sama, albo możesz też pójść ze mną.-Starałam się zmienić temat, i
całkiem dobrze mi to idzie.
-Tamten temat był ciekawy i nie rozumiem po co to robisz.-O,
a jednak nie idzie mi tak dobrze jak myślałam.-Dziękuję za zaproszenie, ale nie
skorzystam z niego. Masz jutro szkołę i nie chcę Ci przeszkadzać.-Nie ukrywam,
że się trochę zawiodłam. Byłam przekonana, że jednak ze mną pójdzie.
-Nie będziesz mi przeszkadzał i dobrze o tym wiesz… No
chyba, że nie chcesz.-Wiedziałam, że chce.
-Oczywiście, że chcę.-Puścił mi oczko. Jeśli nie skłamał, to
się nie pomyliłam.
-Więc nie rozumiem, dlaczego ciągle odrzucasz moje
zaproszenie…-Zmarszczyłam brwi.
-Bo się boję.-Boisz się?! Czego?! Mnie?! Spojrzałam na niego
pytająco i miałam nadzieję, że pogłębi swoją wypowiedź.-Boję się, że sprawy między
nami pójdą za daleko.-Zachichotałam pod nosem i zaczerwieniłam się na myśl o
tym, co właśnie powiedział.
-Spokojnie. Nie pozwoliłabym Ci na to.-Uśmiechnęłam się
delikatnie.
-Ostatnio też nie pozwoliłaś mi na pocałunek.-Zaśmiałam się
i nagle przypomniałam sobie, że po jego policzku spłynęła łza. Uznałam, że to
dobra chwila by go o to zapytać.
-Pod czas tego pocałunku…-Zawahałam się, ale postanowiłam
kontynuować.-Ty…płakałeś. Dlaczego?-Zapytałam niepewnie.
-Złe pytanie.-Wyczułam lekkie zdenerwowanie.
-Zła odpowiedź.
-Nie teraz, dobrze?-Spojrzał na mnie spod rzęs.
-A kiedy?-Uniosłam brew do góry i skrzyżowałam ręce na
piersi. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
-Kiedyś na pewno. Cierpliwości, kochanie.-Zaczerwieniałam
się po raz kolejny gdy usłyszałam co do mnie powiedział. Trochę za szybko, co?
-Um…No dobra.-Poczułam, że zaczyna kropić, więc chciałam już
iść do domu. To znaczy chciałam i nie chciałam.
Chciałam, bo niezbyt lubię moknąć, ale nie chciałam, bo Greg….
-Idziesz czy nie?-Zapytałam. Chłopak nie odpowiedział. Stał
ze spuszczoną głową. Mówię do Ciebie!-Greg!-Ociężale podniósł głowę i spojrzał
na mnie zmęczonym wzrokiem. Jego twarz była okropnie blada.-Jezu, Greg!
Wszystko w porządku?
-Tak, jest ok.-Powiedział cicho.-Idź już, nie chcę, żebyś
zmokła.
-Zwariowałeś?! Nie zostawię Cię w tym stanie!-Wyglądał,
jakby miał zaraz zemdleć…Strasznie się o niego martwię!
-Jest ok! Idź już!-Krzyknął na mnie.
-Nie jest ok! Mam przecież oczy!-Odpowiedziałam trochę
ciszej od niego.
-Eli! Do jasnej cholery! Musisz zawsze być taka uparta?! Idź
do domu!-Moje oczy zaszkliły się. Dlaczego on na mnie krzyczy?! Martwię się o
niego, ale nie mogę sobie na to pozwolić.
-Dobra, jak chcesz! Dowidzenia!-Wrzasnęłam i poszłam w
kierunku drzwi na klatkę schodową. Gdy byłam już w budynku postanowiłam
skorzystać ze szklanych drzwi i bacznie obserwowałam zachowanie chłopaka.
Przetarł dłońmi swoją twarz i wyciągnął telefon. Rozmawiał bardzo krótko, a po
chwili wszedł do samochodu od strony pasażera. Na miejsce podjechał duży,
czarny samochód i wysiadł z niego jakiś mężczyzna. Usiadł na miejscu kierowcy i
samochód, którym tu przyjechał odjechał. Greg wyciągnął ze schowka jakąś
kosmetyczkę. Trochę mnie to zdziwiło, ale po chwili zauważyłam co w niej jest.
Leki. Postanowiłam nie czekać dłużej. Pobiegłam w stronę auta Grega i
wiedziałam, że jest chory. Deszcz padał cholernie mocno ale nie przeszkadzał
mi. Widziałam jak Greg łyka te wszystkie tabletki i rozpłakałam się. Dlaczego
mi nie powiedział?! Gdy mnie zobaczył posłał mi spojrzenie, które miało mnie
przeprosić i samochód nagle odjechał. Zostawił mnie… Stałam na ulicy naprzeciw
parkingu i nie mogłam w to uwierzyć. Byłam cała przemoknięta, ale nic nie
mogłam poradzić na to, że nie mogłam się ruszyć. Łzy zlewały się z kroplami
deszczu… Zrozumiałam, że stoję na ulicy dopiero gdy usłyszałam pisk opon.
Odwróciłam się w kierunku tego dźwięku i ujrzałam samochód, który zatrzymał się
przede mną. Dzieliła mnie z nim odległość kilku centymetrów. Nie wiedziałam jak
mam się zachować. Uciekłam. Gdy weszłam do domu rzucił mi się w oczy zegarek.
21:30…
-Gdzie byłaś?! Nie było Cię całą noc i cały
dzień!-Usłyszałam krzyk Angeli.-O mój Boże, Eli… Co się stało?-Zapytała gdy
tylko mnie zobaczyła. Podbiegła do mnie i z całych sił mnie przytuliła.
-Greg jest chory…-Powiedziałam przez szloch.
-Będzie dobrze…Czekaj! Kto?!-Nie powiedziałam jej o nim.
-Ja go bardzo lubię, Angela.-Nieco się uspokoiłam.
Usiadłyśmy na łóżku w moim pokoju.
-Dobrze, tylko ja dalej nie wiem kto to jest!
-To ten chłopak…co… -Nie chciałam mówić, że go pocałowałam,
bo może go nie pamięta.-Co podszedł do nas na imprezie. No wiesz… Ciemne,
postawione włosy…-Nie dokończyłam dalej wymieniać, ponieważ Angela mi
przerwała.
-Ah… Ten co go pocałowałaś!-Spojrzała na mnie spod byka.
-Właśnie ten.-Nie płakałam już.
-Gdzie się podziewałaś? Byłaś z nim?-Jak ja ją kocham…
Wiedziała, żeby nie drążyć tematu choroby, bo dopiero się uspokoiłam. Zna mnie
bardziej niż ja sama znam siebie.
-Tak.
-Całą noc?-Jej oczy zrobiły się nieprawdopodobnie wielkie.
-Nie!-Od razu zaprzeczyłam.-Po imprezie poszliśmy do mnie.
-Co proszę?-Wiedziałam o czym myśli.
-Nie myśl za dużo.-Uśmiechnęłam się.-Chciałam, żeby został,
bo czuję się przy nim bezpiecznie. Poszliśmy już spać. Nie, nie razem. On spał
w pokoju dla gości… Przyszedł Tom.
-Czego tu szukał?!-Od samego początku za nim nie przepadała.
-Był bardzo nachalny i chciał mnie zgwałcić.-Gdy
przypomniałam sobie te wydarzenie zrobiło mi się bardzo gorąco. Złość, to
jedyne co czułam.
-Boże! Pobił Cię?-Angela jak zwykle się przejęła.
-Nie, nie zdążył. Greg go pobił i uciekł.
-Tom? Uciekł? To do niego niepodobne.-Nie wierzyła własnym
uszom.
-A najlepsze jest to, że nawet nie miał siły
wstać.-Ucieszyłam się, bo wiedziałam, że to go odstraszy.
-Oh… Też bym czuła się bezpiecznie przy takim jak
Greg.-Zaśmiałyśmy się obie. Opowiedziałam jej dokładnie całą noc i nie mogłam
jej uspokoić. Przeraźliwie śmiała się z tego, jakiej pobudki doświadczył Greg.
-Jak czekałam na Grega to zauważyłam, że sanitariusze wnoszą
go do karetki. Pojechałam z nim i tak straciłam przytomność. Obudziłam się już
następnego dnia. Ze szpitala odebrał mnie Greg i pojechaliśmy razem do jego
domu.
-Jaki ma dom? Ładny? Mieszka sam?-Ciekawska… Tak jak ja.
-Piękny. Zgubiłabym się w nim ze sto zrazy gdyby nie Greg.
-Aż taki duży?-A co Cię to obchodzi? To mój chłopak! O nie…
to nie jest mój chłopak. Muszę być na niego wściekła. Muszę!
-Jak pałac… Odziedziczył go po ojcu.-Przypomniałam sobie, że
powiedział mi już wcześniej o tym, że jego ojciec zmarł na raka. Oby Greg…Nie,
nawet tak nie myśl, Eli.
-Ile on ma właściwie lat?
-Nie wiem. Nigdy go o to nie pytałam….-Poczułam okropne
zmęczenie.
-Śpij, kochanie. Dużo dzisiaj przeszłaś…-Przypomniałam
sobie, gdy Greg powiedział do mnie „kochanie”. Usłyszałam jego głos i od razu
odpłynęłam do krainy snu…
Obudziłam się i od razu pobiegłam budzić Angelę.
-Wstawaj! Zaspałyśmy na zajęcia! Już 9!-Nie miała zamiaru
mnie posłuchać.
-Sprawdź kalendarz!-Wrzasnęła i po chwili znowu zasnęła.
Wiedziałam, że nie wygram z jej potrzebą snu, więc poszłam sprawdzić ten
kalendarz. Data zaznaczona na czerwono! Wolne! Dzięki Bogu! Nie miałam zamiaru
już iść spać. Czułam się wypoczęta. Ciągle męczą mnie myśli o Gregu… Poszłam
wziąć prysznic. Gdy już paradowałam do domu owinięta jedynie ręcznikiem
usłyszałam pukanie. Wytarłam skrawkiem ręcznika mokre ramiona, na które nadal
spływały krople wody z mokrych włosów i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je a
moim oczom ukazał się Greg. Ucieszyłam się, że żyje, że nic mu nie jest… Od
razu się do niego przytuliłam. Patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach.
-Aż tak się za mną stęskniłaś?-Zapytał przez śmiech. Nie
odpowiedziałam, tylko chwyciłam jego rękę i wciągnęłam go do mieszkania.
Popchnęłam go na drzwi jednocześnie je zatrzaskując.
-Wszystko dobrze?-Zapytała zaspanym głosem Angela.
-Tak, śpij sobie, śpij!-Powiedziałam, a Greg się zaśmiał.
Próbował coś powiedzieć, ale przerwałam mu pocałunkiem. Pogłębiłam go a oczy
Grega się powiększyły. Sama się sobie dziwię, więc go rozumiem. Jakoś nie
przejmowałam się tym, że to wszystko do mnie nie podobne. Tak bardzo cieszyłam
się, że nic mu nie jest. Że żyje… Że mogę go zobaczyć, pocałować.
-Eli, wszystko do…-Nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Zamknij się!-Warknęłam i wtuliłam się jego tors. Wsłuchiwałam
się rytm bicia jego serca.
-Mamy tak stać w korytarzu?-Zapytał nieźle rozbawiony
dzisiejszym moim zachowaniem.
-A przeszkadza Ci to?-Zapytałam, bo nie miałam ochoty się
nigdzie ruszać.
-Nie, dopóki tu jesteś.-Awww… Słodki. Ale nie mogę zapomnieć,
że jestem na niego strasznie zła.
-Eli, jest ktoś u nas?-I od razu wiedziałam o co chodziło
chłopakowi.
-Nie!-Krzyknęłam na tyle głośno aby usłyszała w innym
pomieszczeniu.
-Dziwne.. Słyszałam jakby męski głos.
-Słucham muzyki. Ściszę, jeśli chcesz.-Greg zaczął się
śmiać.
-Nie, jest ok.
-To śpij!-Pierwszy raz karzę jej spać. Niech lepiej nie
marnuje tej okazji.
-W sumie to się chyba wyspałam.-No nie!
-Jak wolisz!-Chwyciłam dłoń
chłopaka i zaprowadziłam go do mojego pokoju. Od razu usiadł na łóżku.
-Greg…Wyglądasz na
zmęczonego.-Powiedziałam z troską.
-I tak się czuję. Całą noc nie
spałem.-Powiedział i spuścił głowę.
-Dlaczego?-Może źle się czuł czy
coś…
-Wyrzuty sumienia. Przepraszam, że
Cię wczoraj tak zostawiłem.
-Nic się nie stało.-Powiedziałam
zgodnie z prawdą. Bardziej przejęłam się tym, że jest chory.
-Wiem, że się stało. Możesz się
przeze mnie rozchorować.-Spojrzał się na mnie i wstał.
-Oh…Czyli przejmujesz się moim
karkiem? Powinieneś raczej przejąć się sobą, Greg!- Krzyczałabym, gdyby nie Angela.
Nie chciałam, żeby wparowała do mojego pokoju, kiedy rozmowa zeszła już na
temat stanu zdrowia Grega.
-Eli…-Podszedł do mnie i
zewnętrzną stroną dłoni pogłaskał mój policzek.
-Dobrze…Poczekam, aż sam mi o tym
powiesz.-Uśmiechnął się.
-Dziękuję.-Powiedział i pocałował
mnie w czoło. Po chwili pocałował mój obojczyk, a w moim brzuchu zaczęło fruwać
stado motyli. Zaczął zostawiać mokre pocałunki na mojej szyi. Przychyliłam
głowę na bok, dając mu lepszy dostęp. Pocałował mnie w usta bardzo czule. Ten
pocałunek nie dostarczał zbyt wiele emocji…. Uwielbienie… i… i miłość. Tak, to
było to.
-Nie wiem jak to możliwe, ale nie
mogę bez Ciebie wytrzymać. Nie mogłem bez Ciebie zasnąć.-Powiedział i znowu
zaczął całować moją szyję, co chwilę ssąc skórę.-Nie wiem jak Ty to robisz, ani
dlaczego.-Mówił z przerwami na pocałunki. Jego słowa budziły przyjemne ciepło w
moim podbrzuszu… Zauważyłam, że znowu zrobił się blady. Nie tak bardzo jak
wczoraj, ale i tak się cholernie przestraszyłam.
-Powinieneś się położyć. Źle
wyglądasz…-Musnęłam jego policzek.
-A położysz się ze mną?-Uśmiechnął
się słabo. To nie ten sam uśmiech co zawsze. Zgodziłam się i Greg chwycił moją
dłoń. Położyliśmy się i wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Widok jego zmęczonych,
przygnębionych i smutnych oczu zabijał mnie od środka.
-Martwię się o Ciebie, Greg…
-Nie możesz się o mnie martwić.
Poradzę sobie sam i nie chcę Cię w nic mieszać.
-Nie mógłbyś mi przynajmniej
powiedzieć co Ci jest?
-Proszę Cię, Eli… Odpuść
sobie.-Powiedział błagalnym tonem. Był taki wyczerpany.
-Śpij już. To dobrze Ci
zrobi.-Pogłaskałam zewnętrzną stroną dłoni jego policzek i jak na zawołanie
zasnął. Złożyłam krótki pocałunek na jego czole i wyszłam z pokoju.
____________________________________________________________________
rozdział jest TROSZECZKĘ dłuższy niż ostatnio. Nie miałam cały dzień internetu i wzięłam się za pisanie :) xx
oo *o* zajebisty,jak każdy :D nn ♥
OdpowiedzUsuńTo się nazywa dobra długość rozdziału! Może gdybym nie miała Internetu przez cały dzień sama zabrałabym się za pisanie? Haha :)
OdpowiedzUsuńOczywiście rozdział świetny! Mam nadzieję, że Greg nie ma raka. Ani nie jest uzależniony od żadnych leków (co zupełnie nagle przyszło mi na myśl).
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział!
Pozdrawiam! x
niczego nie zdradzam ;) Elisabeth o niczym nie wie, więc Ty też się nie dowiesz :D
UsuńWreszcie długi rozdział! Jak zwykle cudowny! Nie mogłam się powstrzymać od komentarza. Już nie mogę doczekać się ciągu dalszego <3 Te emocje... Co do choroby Greg'a... Nie wiem czemu, ale pomyślałam o EIDS O.o
OdpowiedzUsuńPamiętaj, że Cię kocham :*
Twija @CarrotQueen_99
ojeje ! Mam nadzieje ze Greg nie ma raka jak jego ojciec :c @KissNobody
OdpowiedzUsuńświetny rodził *o* oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuń