Strony

7 sierpnia 2013

12.



-Śpij już. To dobrze Ci zrobi.-Pogłaskałam zewnętrzną stroną dłoni jego policzek i jak na zawołanie zasnął. Złożyłam krótki pocałunek na jego czole i wyszłam z pokoju. Postanowiłam poinformować Angelę, żeby choć kilka godzin była cicho. Weszłam bez pukania do jej pokoju i zobaczyłam, że jeszcze leży w łóżku.
-Hej. Wyspana?-Uśmiechnęłam się do niej.
-Umm…A jakbyś się czuła, gdyby ktoś obudził Cię na zajęcia, których nie ma?-Zmarszczyła brwi.
-To pytanie retoryczne, prawda?-Zaśmiałam się. W odpowiedzi dostałam jedynie poduszką w głowę.-Spokój!-Powiedziałam trochę głośniej, ale nie na tyle głośno, aby obudzić Grega.-Przychodzę do Ciebie z ważną sprawą.-Zrobiłam poważną minę, a ona nieco wystraszoną.
-Co się stało?-Zapytała z lękiem w głosie, bo wiedziała, że może spodziewać się po mnie wszystkiego.
-Nic takiego. Chcę tylko, żebyś była cicho przez kilka godzin.
-Da się zrobić. Głowa Cię boli?-Martwienie się na zapas to jedna z głównych jej cech.
-Nie. Nie chcę, żebyś obudziła Grega.-Powiedziałam obojętnym tonem, mimo że nie było mi to obojętne.
-Kogo?-Wytrzeszczyła oczy i otworzyła szeroko buzię.
-Grega.
-Przecież słyszałam.-Wywróciła oczami. To po co się pytasz?!-Dobra. Będę cicho.
-Byłabym wdzięczna, gdyby Ci się choć raz to udało.-Zaśmiałyśmy się obie. Porozmawiałyśmy jeszcze o szkole i obgadałyśmy większość nauczycieli. Miałyśmy przy tym niezły ubaw. Angela poszła na zakupy, jest uzależniona od kupowania sobie nowych rzeczy. Zawsze mnie dziwi to, że rodzice płacą za wszystkie jej widzimisię, ale to już nie moja sprawa. Dopóki się uczymy, nasi rodzice będą opłacać studia i będą przelewać nam pieniądze na życie. Często dostajemy za dużo i odkładamy sobie na wakacje. Mamy w planach Paryż, ale co wyjdzie zobaczymy… Skoro mam gościa, to trzeba się nim jakoś zająć, prawda? Postanowiłam zrobić obiad. Ale że nie jestem za dobrym kucharzem poszłam na łatwiznę i wybrałam Spaghetti. Ubrałam się i szybko poszłam do sklepu, mając nadzieję, że Greg się w tym czasie nie obudzi. Gdy stałam w kolejce zobaczyłam starą plotkarę, która ma mieszkanie naprzeciwko mojego. Mam nadzieję, że mnie nie zauważy.
-Dzień dobry, Eli!-Jeeezu… A jednak mnie zauważyła.
-Dzień dobry, Pani Makowska, jak zdrowie?-Szczerze się uśmiechnęłam. To znaczy mam nadzieję, że tak to wyglądało. Oh…Oczywiście tak bardzo obchodziło mnie zdrowie tej miłej Pani. Tak bardzo, że aż wcale. No ale cóż… Przylazła do mnie tydzień temu z bólem gardła i kaszlem. Poleciłam jej jakieś tam leki bez recepty i to wszystko. Musiałam się dowiedzieć, jak się spisałam.
-Świetnie. Gardło mnie przestało boleć.-Jak widać bardziej przejęła się bólem gardła niż kaszlem.
-A co z kaszlem?-Dlaczego ta kolejka jest tak długa?!
-Jak widać. Jak ręką odjął. Nie wiem jak mam Ci dziękować.-Położyła rękę na moim ramieniu. Zabieraj te łapy kobieto!
-Cieszę się, że Pani pomogłam.-Nawiasem mówiąc…wisi mi to. Dobra gra aktorska w życiu, to podstawa. Nauczyłam się tego, gdy wprowadziłam się do tego mieszkania. Wszyscy z pozoru mili i sympatyczni, a tak naprawdę na każdym kroku odgadują nam dupę. Ale są gorsze problemy, niż upierdliwi i wścibscy sąsiedzi.
-Eli, a co to za gentelman, z którym tak ładnie żegnałaś się pod blokiem wczoraj?-Uniosła brwi do góry. Mówiłam już jaka z niej plotkara?
-Znajomy.-Powiedziałam i spuściłam głowę. Czy ten kasjer zasnął?
-Nie ładnie tak. Dopiero co Tom się wyprowadził, a Ty już następnego sprowadzasz…Oj, Eli, Eli.-Dzięki Bogu idzie ktoś otworzyć kasę. Wreszcie. W ogóle co ta stara panna sobie wyobraża. Ugh!
-Przepraszam Panią, ale się śpieszę.-Powiedziałam i przeszłam do drugiej kasy. Jak ona śmie mnie pouczać? Ja przynajmniej nie mam jako jedynego zajęcia: siedzenia w oknie i plotkowania. Ten babsztyl nawet nie trudził się na „dowidzenia”. Nie zależy mi na tym, ale kultura tego wymaga, tak? Zapłaciłam kasjerowi i wyszłam ze sklepu. Po kilku minutach drogi otworzyłam drzwi od mojego mieszkania. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy to bałagan. Porozrzucane po całej podłodze ubrania, zauważyłam kilka sukienek, dwie pary butów, kilka koszulek i kilka par spodni. W sumie to jak na Agelę, to całkiem oszczędne te dzisiejsze  zakupy.
-I jak tam zakupy?-Zapytałam i zaczęłam iść w stronę kuchni odkopując sobie drogę.
-Wiesz, nic specjalnego… Nie ma nic ciekawego w sklepach.-Nie wcale, wykupiła z połowę towaru ze wszystkich sklepów i jeszcze powie, że nic ciekawego nie ma… Panie i Panowie, oto Agela.
-Będę robiła Spaghetti, zjesz?
-Nie, umówiłam się z Lewisem.-Nie wiem czy są razem, czy nie są. Oni też tego nie wiedzą. Nie lubię go…
-Tylko uważaj na siebie.-Nie ufam mu… Nie wiem co Agela w nim widzi.
-Spokojnie, mamo.-Wywróciła oczami i wyszła z trzaskiem drzwi. Czy ona wie o istnieniu klamek?! Czas zabrać się do roboty…. Zaczęłam od sosu i od wstawienia wody na makaron. Gdy sos był już gotowy odcedziłam makaron. Nie miałam co robić, więc stwierdziłam, że wezmę się za zmywanie, co było zupełnie bez sensu, bo przecież i tak zaraz będą brudne naczynia po obiedzie. Poczułam, czyjeś ręce na swojej talii. Wystraszyłam się na tyle, że podskoczyłam. Spojrzałam przez ramię i ujrzałam uśmiechniętego Grega. Oh, jak miło znowu widzieć jego uśmiech.
-Dzień dobry, śpiący królewiczu.-Miał roztrzepane włosy i dzięki nim wyglądał i słodko, i seksownie. Czy to w ogóle możliwe?
-Dzień dobry.-Odpowiedział mi i pocałował mnie, a w moim żołądku znowu do życia obudziło się stado motyli. Ja nadal nie mogę tego pojąć… Całuje mnie człowiek, którego właściwie nie znam. Znam tylko jego imię i nazwisko, które przypadkiem poznałam w szpitalu. Nie wiem ile ma lat, czym się zajmuje… Greg Jones- to jedyne co o nim wiedziałam. Ah… no tak, wiedziałam jeszcze, że ma wielki dom i dlaczego umarli jego rodzice. To wszystko. To, że sobie o tym przypomniałam nie zmienia faktu, że wiem o nim tyle co NIC. Ale pomimo tego zaczynam go darzyć uczuciem. I to nie byle jakim… -O czym tak myślisz?-Oczywiście, że o Tobie. O nikim innym nie myślę od kilku dni…
-O niczym.-Odwróciłam się i ponownie zaczęłam zmywać naczynia.
-Pomóc Ci w czymś?-Objął moją talię i musnął skórę na moim karku. Człowieku, czy mógłbyś przestać?! Przez to zapominam jak się zmywa naczynia!
-N-nie, dzięki. Dam sobie radę.-I jak tu się nie jąkać?-Jesteś głodny?-Zapytałam gdy odszedł na bezpieczną odległość.
-Umieram z głodu.-Znowu podszedł do mnie. Stanął obok mnie i objął mnie ramieniem w talii, a serce mało co nie wyskoczyło mi z piersi.
-To dobrze, bo zrobiłam Spaghetti.-Oznajmiłam wycierając mokre ręce. Nienawidzę zmywać…
-Wiesz, że nie musiałaś…-Przerwałam mu szybko.
-Ale chciałam! Nałożyć Ci?-Spojrzałam wreszcie na niego. Boże…Jest taki piękny. Te oczy, ten uśmiech…
-N-nie, dzięki. Dam sobie radę.-Powtórzył to co powiedziałam ja. Zaśmiałam się, gdy próbował na siłę się jąkać. Jest taki słodki.-Siadaj do stołu. Nałożę Ci.-Rozkazał mi i wskazał ręką na stół.
-Właściwie, to nie jestem głodna…
-Nie obchodzi mnie to. Musisz zjeść obiad.
-Dobrze, tato.-Wywróciłam oczami. O, proszę! A jednak Angela mnie czegoś nauczyła. Jak to się mówi? Z kim się przystaje, takim się staje…Czy coś takiego. Greg zaprowadził mnie do stołu i odsunął moje krzesło. Nigdy nie przestanę powtarzać, jaki z niego gentelman… Poczekałam chwilę nim chłopak przyniósł mi talerz. Postawił go przede mną, a ja wybuchłam śmiechem.
-Ja mam to wszystko zjeść?-Nałożył sobie mniej ode mnie! To nie fair!
-Dokładnie.-Ukazał w rozbawieniu ten swój przecudny uśmiech. Istny raj dla mnie.
-Zapomnij o tym.
-Jedz.-Zmarszczył brwi. Zabraliśmy się za jedzenie. Greg zjadł całą swoją porcję, a ja siedziałam i bawiłam się.
-Może pójdziemy na spacer?-Zapytałam z nadzieją, że dzięki temu odejdę wreszcie od tego talerza…
-Dobry pomysł.-Wstałam od stołu a Greg zaczął zbierać talerze. Chwyciłam jego dłoń.
-Zostaw. Posprzątam później.-Spojrzałam w jego oczy. Były wpatrzone w moje. Dlaczego one są takie piękne?
-Na pewno?-Zapytał nie spuszczając wzroku z moich oczu.
-Na pewno.-Szepnęłam. Nie byłam w stanie mówić normalnym tonem. Stałam jak zahipnotyzowana. Musnął moje wargi swoimi.
-Chodźmy już.-Powiedział i pocałował mnie czule. Ten pocałunek mnie nie ucieszył, lecz zmartwił. Czułam w nim strach, desperację, smutek… Nie wiedziałam co powinnam zrobić, co powinnam powiedzieć. Spojrzałam tylko na niego ze strachem w oczach i przytuliłam się do niego. Wtuliłam się w jego tors a on objął mnie ramionami. Zrobił to tak, jakby nie chciał mnie wypuścić ze swoich ramion w strachu, że odejdę.
-Nigdzie się nie wybieram, Greg.-Byłam tego pewna. Nie odpowiedział, tylko pocałował moje włosy. Wyszliśmy z mojego mieszkania w zupełnej ciszy.
-To gdzie idziemy?-Wreszcie któreś z nas przerwało tą męczącą ciszę. To znaczy męczącą dla mnie, ale Gregowi to chyba odpowiadało.
-Może do parku?-Jego wyraz twarzy był obojętny.
-Ok.-Westchnęłam. Szliśmy tuż obok siebie. Trochę dalej niż chciałam, ale w sam raz, żeby trzeźwo myśleć. Nie rozumiem nagłej zmiany jego nastroju. Może to przez leki? Atmosfera między nami nie wiele się zmieniła przez te kilka godzin. Spacerowaliśmy po parku w absolutnej ciszy. Chciałam już wracać.
-Wróćmy już, dobrze?-Spojrzałam w jego oczy. Wydawałoby się, że to nie jest ta sama uśmiechnięta, ciesząca się życiem osoba.
-Jasne.-Spodziewałam się kiwnięcia głową, ale jednak się odezwał. Lubię jego głos, jest taki kojący… Podczas drogi powrotnej zamieniliśmy dosłownie kilka zdań. Staliśmy już pod moim blokiem.
-Wejdziesz na górę?-Zapytałam nie patrząc nawet na niego. Nie chciałam znowu zobaczyć smutnego i przygnębionego Grega.
-Nie, ale dziękuję za zaproszenie.-Powiedział formalnie.
-Szkoda.-Szkoda, bo liczyłam, że wejdzie i porozmawiamy wreszcie, ale jak zwykle się pomyliłam…
-Eli, muszę Ci coś powiedzieć…-Wyczułam zdenerwowanie w jego głosie.
-Hm?
-Nie powinniśmy się spotykać.-Powiedział z trudem i złapał moje dłonie. Czy właśnie moje serce pękło na pół, czy tylko mi się wydaje? Spojrzałam na niego, ale nie widziałam już jego oczu. Wszystko było rozmazane z powodu napływających łez.
-Mogę wiedzieć dlaczego?-Poczułam, że łzy spływają po moich policzkach. Puścił moje dłonie i uchwycił swoimi moją twarz, wycierając słoną ciecz swoimi kciukami.
-Eli, proszę Cię…nie płacz.-Jak mam nie płakać?
-Muszę iść.-Tak naprawdę nie musiałam, ale bardzo chciałam być już w domu, leżeć na łóżku i płakać w poduszkę.
-Pozwól mi wyjaśnić.-Powiedział błagalnie. Odeszłam od niego. Chwycił mój nadgarstek, uniemożliwiając mi odejście.
-Puść mnie.-Warknęłam do niego.
-Nie.-Zacisnął szczękę. Chyba nie takiego toku wydarzeń się spodziewał. Pewnie miałam błagać go na kolanach, żebyśmy jednak powinni się spotykać…
-Czego Ty ode mnie jeszcze chcesz, co?!-Krzyknęłam. Kolejne przedstawienie dla Pani Makowskiej…
-Chcę Ci wyjaśnić!
-Wyjaśnić co?-Puścił mnie nareszcie.
-To, dlaczego nie powinniśmy się spotykać.-Wsadził ręce do kieszeni.
-Nie ma czego wyjaśniać.-Nie chciałam już go słuchać. Nie teraz, nie dzisiaj. Jak na dzisiaj starczy wrażeń. Podbiegłam do klatki i zaczęłam próbować wpisać kod. Cholera! Ze stresu zapomniałam. Zaczęłam grzebać w torebce i szukać klucza. Nim się obejrzałam, Greg stał obok mnie.-Daj mi spokój.-Wrzasnęłam. Już mam tego dość! Dlaczego on nie chce po prostu zejść mi z oczu? Nie chcę go dzisiaj ani widzieć, ani słyszeć!
-Eli…-Od razu mu przerwałam.
-Nie mów do mnie Eli, jasne?-Byłam na niego zbyt wkurzona, aby pozwolić mu tak na mnie mówić. Eli-tylko dla przyjaciół. I nie obchodzi mnie, jak tandetnie to brzmi. W tej chwili nie był moim przyjacielem. Żałuję, że go tak bardzo polubiłam…
-Elisabeth, poczekaj. Porozmawiajmy.-O, nareszcie znalazłam ten klucz. Postanowiłam zignorować Grega. Weszłam do klatki i nie musiałam się nawet odwracać, aby wiedzieć, że idzie za mną.
-Nie masz czego tu szukać.-Warknęłam cicho, bo przecież ściany mają uszy i nikt w tym bloku nie ma swojego życia…
-Czyli nie wysłuchasz mnie?-Spojrzałam na niego. Otarłam swoje łzy, aby lepiej widzieć jego piękną twarz. Jedna łza spłynęła po jego policzku. Boże, czułam jakby ktoś wbił mi nóż w plecy… Nigdy w życiu nie chcę widzieć płaczącego Grega.
-Nie dzisiaj…-Odpowiedziałam w miarę normalnym tonem.
-Więc kiedy?-Chłopie, przestań płakać, bo zaraz zmięknę.
-Jeszcze nie wiem.-Wyciągnęłam klucz spod wycieraczki, a Greg uważnie mi się przyglądał.
-Eli, ja tak strasznie Cię przepraszam. Nie wiedziałem, że aż tak to Cię zaboli.
-Muszę iść.-Powtórzyłam się.
-Nie musisz.-Podszedł do mnie i próbował mnie przytulić. Pewnie myślał, że padnę mu w ramiona i się uspokoję. A, i że zapomnę o tej całej sytuacji…
-Nie, nie muszę, ale chcę!-Odepchnęłam go delikatnie od siebie. Otworzyłam drzwi do mieszkania i weszłam do niego zatrzaskując drzwi. Oparłam się o ścianę, nagle poczułam ogromną potrzebę pożegnania się z Gregiem. Otworzyłam drzwi, ale go nie było. Słyszałam, że ktoś schodzi po schodach, więc zbiegłam szybko. Mocno pociągnęłam jego ramię, aby się odwrócił. Nigdy nie widziałam nikogo tak zdziwionego, jak Greg w tej chwili.
-Elisabeth, co Ty wypra…-Nie dokończył, ponieważ mu przerwałam.
-Zamknij się!-Warknęłam i pociągnęłam go z kark, po to, żeby jego twarz była bliżej mojej. Spojrzałam w jego oczy i pocałowałam go. Chłopak bez mojego pozwolenia pogłębił pocałunek chwytając mnie za talię i przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Tak namiętnego pocałunku jeszcze nigdy nie przeżyłam. Oderwałam się nagle od niego gdy tylko poluźnił uścisk swoich dłoni na mojej talii. Byłam gotowa do ucieczki. Zrobiłam już co najmniej dwa kroki, ale Greg chwycił mnie za rękę i przyciągnął  z powrotem blisko siebie. Ponownie złączył nasze usta. To wszystko wygląda jak scena wycięta z jakiegoś romansidła. Nie zdziwiłabym się, gdyby ze skrzynki pocztowej wyszedł reżyser a za chwilę zadzwonił budzik i obudziłby mnie. Odkleiłam się wreszcie od chłopaka i uciekłam. Chwycił moją dłoń, ale nie zdążył użyć wystarczająco dużo siły, aby mnie zatrzymać, ponieważ biegłam szybciej niż mi się wydawało. Wbiegłam po schodach i zamknęłam drzwi. Od razu poszłam do kuchni czymś się zająć. Wyrzuciłam resztki obiadu z mojego talerza i pozbierałam wszystkie naczynia i sztućce ze stołu. Po raz kolejny zmywam… Kolejna rzecz, która jest do mnie nie podobna… Przechodząc z kuchni do salonu zauważyłam kartkę na kalendarzu.
Przypominam, że za miesiąc mamy egzaminu kończące, Eli.
 A Ty zamiast się uczyć, spacerujesz sobie z kolegą(?).
A, zapomniałabym…
 Zabrałam swoje rzeczy, gdy Ciebie nie było. 
Przepraszam, że nie zaczekałam, ale Lewis się śpieszył. 
Tak, przeprowadziłam się do niego. 
Tak, jesteśmy oficjalnie razem!
 Ale jestem szczęśliwa!!!
 Dobra, kończy się kartka, więc się nie rozpisuję.
 Do zobaczenia jutro na zajęciach, kochana.
~ANGELA :) xx”
Więc zostałam sama…

5 komentarzy:

  1. Rozdział oczywiście świetny. Szkoda tylko, że taki smutny. A ostatnie zdanie (choć pięknie zakończyło rozdział) przygnębiło mnie jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że wszystko szybko się wyjaśni, a nasza wspaniała dwójka zakochańców wróci do siebie. :)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Prosze mozesz informowac mnie o rozdzialach ?Proszeeeeeee ! Bo znowu zgubie :c <3 Kocham Cie ten blog jestSdffhk ~ @KissNobody

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, będę Cię informowała ;) dziękuję za miłe słowa <3 xx

      Usuń
  3. Jejku...! Śliczne ;* Zyskałaś nowego czytelnika! Pisz dalej! Czekam na następny ;*
    Może miałabyś ochotę przeczytać moje? Nie jest takie fajne jak twoje, ale bardzo się staram ;) http://last-moments-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba ;) na pewno przeczytam jak będę miała chwilę <3 xx

      Usuń