-Śpij już. To dobrze Ci
zrobi.-Pogłaskałam zewnętrzną stroną dłoni jego policzek i jak na zawołanie
zasnął. Złożyłam krótki pocałunek na jego czole i wyszłam z pokoju.
Postanowiłam poinformować Angelę, żeby choć kilka godzin była cicho. Weszłam
bez pukania do jej pokoju i zobaczyłam, że jeszcze leży w łóżku.
-Hej. Wyspana?-Uśmiechnęłam się do
niej.
-Umm…A jakbyś się czuła, gdyby
ktoś obudził Cię na zajęcia, których nie ma?-Zmarszczyła brwi.
-To pytanie retoryczne,
prawda?-Zaśmiałam się. W odpowiedzi dostałam jedynie poduszką w
głowę.-Spokój!-Powiedziałam trochę głośniej, ale nie na tyle głośno, aby
obudzić Grega.-Przychodzę do Ciebie z ważną sprawą.-Zrobiłam poważną minę, a
ona nieco wystraszoną.
-Co się stało?-Zapytała z lękiem w
głosie, bo wiedziała, że może spodziewać się po mnie wszystkiego.
-Nic takiego. Chcę tylko, żebyś
była cicho przez kilka godzin.
-Da się zrobić. Głowa Cię
boli?-Martwienie się na zapas to jedna z głównych jej cech.
-Nie. Nie chcę, żebyś obudziła
Grega.-Powiedziałam obojętnym tonem, mimo że nie było mi to obojętne.
-Kogo?-Wytrzeszczyła oczy i
otworzyła szeroko buzię.
-Grega.
-Przecież słyszałam.-Wywróciła
oczami. To po co się pytasz?!-Dobra. Będę cicho.
-Byłabym wdzięczna, gdyby Ci się
choć raz to udało.-Zaśmiałyśmy się obie. Porozmawiałyśmy jeszcze o szkole i
obgadałyśmy większość nauczycieli. Miałyśmy przy tym niezły ubaw. Angela poszła
na zakupy, jest uzależniona od kupowania sobie nowych rzeczy. Zawsze mnie dziwi
to, że rodzice płacą za wszystkie jej widzimisię, ale to już nie moja sprawa.
Dopóki się uczymy, nasi rodzice będą opłacać studia i będą przelewać nam
pieniądze na życie. Często dostajemy za dużo i odkładamy sobie na wakacje. Mamy
w planach Paryż, ale co wyjdzie zobaczymy… Skoro mam gościa, to trzeba się nim
jakoś zająć, prawda? Postanowiłam zrobić obiad. Ale że nie jestem za dobrym
kucharzem poszłam na łatwiznę i wybrałam Spaghetti. Ubrałam się i szybko
poszłam do sklepu, mając nadzieję, że Greg się w tym czasie nie obudzi. Gdy
stałam w kolejce zobaczyłam starą plotkarę, która ma mieszkanie naprzeciwko
mojego. Mam nadzieję, że mnie nie zauważy.
-Dzień dobry, Eli!-Jeeezu… A
jednak mnie zauważyła.
-Dzień dobry, Pani Makowska, jak
zdrowie?-Szczerze się uśmiechnęłam. To znaczy mam nadzieję, że tak to
wyglądało. Oh…Oczywiście tak bardzo obchodziło mnie zdrowie tej miłej Pani. Tak
bardzo, że aż wcale. No ale cóż… Przylazła do mnie tydzień temu z bólem gardła
i kaszlem. Poleciłam jej jakieś tam leki bez recepty i to wszystko. Musiałam
się dowiedzieć, jak się spisałam.
-Świetnie. Gardło mnie przestało
boleć.-Jak widać bardziej przejęła się bólem gardła niż kaszlem.
-A co z kaszlem?-Dlaczego ta
kolejka jest tak długa?!
-Jak widać. Jak ręką odjął. Nie
wiem jak mam Ci dziękować.-Położyła rękę na moim ramieniu. Zabieraj te łapy kobieto!
-Cieszę się, że Pani
pomogłam.-Nawiasem mówiąc…wisi mi to. Dobra gra aktorska w życiu, to podstawa.
Nauczyłam się tego, gdy wprowadziłam się do tego mieszkania. Wszyscy z pozoru
mili i sympatyczni, a tak naprawdę na każdym kroku odgadują nam dupę. Ale są
gorsze problemy, niż upierdliwi i wścibscy sąsiedzi.
-Eli, a co to za gentelman, z
którym tak ładnie żegnałaś się pod blokiem wczoraj?-Uniosła brwi do góry.
Mówiłam już jaka z niej plotkara?
-Znajomy.-Powiedziałam i spuściłam
głowę. Czy ten kasjer zasnął?
-Nie ładnie tak. Dopiero co Tom
się wyprowadził, a Ty już następnego sprowadzasz…Oj, Eli, Eli.-Dzięki Bogu
idzie ktoś otworzyć kasę. Wreszcie. W ogóle co ta stara panna sobie wyobraża.
Ugh!
-Przepraszam Panią, ale się
śpieszę.-Powiedziałam i przeszłam do drugiej kasy. Jak ona śmie mnie pouczać?
Ja przynajmniej nie mam jako jedynego zajęcia: siedzenia w oknie i plotkowania.
Ten babsztyl nawet nie trudził się na „dowidzenia”. Nie zależy mi na tym, ale
kultura tego wymaga, tak? Zapłaciłam kasjerowi i wyszłam ze sklepu. Po kilku
minutach drogi otworzyłam drzwi od mojego mieszkania. Jedyne, co rzuciło mi się
w oczy to bałagan. Porozrzucane po całej podłodze ubrania, zauważyłam kilka
sukienek, dwie pary butów, kilka koszulek i kilka par spodni. W sumie to jak na
Agelę, to całkiem oszczędne te dzisiejsze zakupy.
-I jak tam zakupy?-Zapytałam i
zaczęłam iść w stronę kuchni odkopując sobie drogę.
-Wiesz, nic specjalnego… Nie ma
nic ciekawego w sklepach.-Nie wcale, wykupiła z połowę towaru ze wszystkich
sklepów i jeszcze powie, że nic ciekawego nie ma… Panie i Panowie, oto Agela.
-Będę robiła Spaghetti, zjesz?
-Nie, umówiłam się z Lewisem.-Nie
wiem czy są razem, czy nie są. Oni też tego nie wiedzą. Nie lubię go…
-Tylko uważaj na siebie.-Nie ufam
mu… Nie wiem co Agela w nim widzi.
-Spokojnie, mamo.-Wywróciła oczami
i wyszła z trzaskiem drzwi. Czy ona wie o istnieniu klamek?! Czas zabrać się do
roboty…. Zaczęłam od sosu i od wstawienia wody na makaron. Gdy sos był już
gotowy odcedziłam makaron. Nie miałam co robić, więc stwierdziłam, że wezmę się
za zmywanie, co było zupełnie bez sensu, bo przecież i tak zaraz będą brudne
naczynia po obiedzie. Poczułam, czyjeś ręce na swojej talii. Wystraszyłam się
na tyle, że podskoczyłam. Spojrzałam przez ramię i ujrzałam uśmiechniętego
Grega. Oh, jak miło znowu widzieć jego uśmiech.
-Dzień dobry, śpiący
królewiczu.-Miał roztrzepane włosy i dzięki nim wyglądał i słodko, i seksownie.
Czy to w ogóle możliwe?
-Dzień dobry.-Odpowiedział mi i
pocałował mnie, a w moim żołądku znowu do życia obudziło się stado motyli. Ja
nadal nie mogę tego pojąć… Całuje mnie człowiek, którego właściwie nie znam.
Znam tylko jego imię i nazwisko, które przypadkiem poznałam w szpitalu. Nie
wiem ile ma lat, czym się zajmuje… Greg Jones- to jedyne co o nim wiedziałam.
Ah… no tak, wiedziałam jeszcze, że ma wielki dom i dlaczego umarli jego
rodzice. To wszystko. To, że sobie o tym przypomniałam nie zmienia faktu, że
wiem o nim tyle co NIC. Ale pomimo tego zaczynam go darzyć uczuciem. I to nie
byle jakim… -O czym tak myślisz?-Oczywiście, że o Tobie. O nikim innym nie
myślę od kilku dni…
-O niczym.-Odwróciłam się i
ponownie zaczęłam zmywać naczynia.
-Pomóc Ci w czymś?-Objął moją
talię i musnął skórę na moim karku. Człowieku, czy mógłbyś przestać?! Przez to
zapominam jak się zmywa naczynia!
-N-nie, dzięki. Dam sobie radę.-I
jak tu się nie jąkać?-Jesteś głodny?-Zapytałam gdy odszedł na bezpieczną
odległość.
-Umieram z głodu.-Znowu podszedł
do mnie. Stanął obok mnie i objął mnie ramieniem w talii, a serce mało co nie
wyskoczyło mi z piersi.
-To dobrze, bo zrobiłam
Spaghetti.-Oznajmiłam wycierając mokre ręce. Nienawidzę zmywać…
-Wiesz, że nie
musiałaś…-Przerwałam mu szybko.
-Ale chciałam! Nałożyć
Ci?-Spojrzałam wreszcie na niego. Boże…Jest taki piękny. Te oczy, ten uśmiech…
-N-nie, dzięki. Dam sobie
radę.-Powtórzył to co powiedziałam ja. Zaśmiałam się, gdy próbował na siłę się
jąkać. Jest taki słodki.-Siadaj do stołu. Nałożę Ci.-Rozkazał mi i wskazał ręką
na stół.
-Właściwie, to nie jestem głodna…
-Nie obchodzi mnie to. Musisz
zjeść obiad.
-Dobrze, tato.-Wywróciłam oczami.
O, proszę! A jednak Angela mnie czegoś nauczyła. Jak to się mówi? Z kim się
przystaje, takim się staje…Czy coś takiego. Greg zaprowadził mnie do stołu i
odsunął moje krzesło. Nigdy nie przestanę powtarzać, jaki z niego gentelman…
Poczekałam chwilę nim chłopak przyniósł mi talerz. Postawił go przede mną, a ja
wybuchłam śmiechem.
-Ja mam to wszystko zjeść?-Nałożył
sobie mniej ode mnie! To nie fair!
-Dokładnie.-Ukazał w rozbawieniu ten
swój przecudny uśmiech. Istny raj dla mnie.
-Zapomnij o tym.
-Jedz.-Zmarszczył brwi. Zabraliśmy
się za jedzenie. Greg zjadł całą swoją porcję, a ja siedziałam i bawiłam się.
-Może pójdziemy na
spacer?-Zapytałam z nadzieją, że dzięki temu odejdę wreszcie od tego talerza…
-Dobry pomysł.-Wstałam od stołu a
Greg zaczął zbierać talerze. Chwyciłam jego dłoń.
-Zostaw. Posprzątam
później.-Spojrzałam w jego oczy. Były wpatrzone w moje. Dlaczego one są takie
piękne?
-Na pewno?-Zapytał nie spuszczając
wzroku z moich oczu.
-Na pewno.-Szepnęłam. Nie byłam w
stanie mówić normalnym tonem. Stałam jak zahipnotyzowana. Musnął moje wargi
swoimi.
-Chodźmy już.-Powiedział i
pocałował mnie czule. Ten pocałunek mnie nie ucieszył, lecz zmartwił. Czułam w
nim strach, desperację, smutek… Nie wiedziałam co powinnam zrobić, co powinnam
powiedzieć. Spojrzałam tylko na niego ze strachem w oczach i przytuliłam się do
niego. Wtuliłam się w jego tors a on objął mnie ramionami. Zrobił to tak, jakby
nie chciał mnie wypuścić ze swoich ramion w strachu, że odejdę.
-Nigdzie się nie wybieram,
Greg.-Byłam tego pewna. Nie odpowiedział, tylko pocałował moje włosy. Wyszliśmy
z mojego mieszkania w zupełnej ciszy.
-To gdzie idziemy?-Wreszcie któreś
z nas przerwało tą męczącą ciszę. To znaczy męczącą dla mnie, ale Gregowi to
chyba odpowiadało.
-Może do parku?-Jego wyraz twarzy
był obojętny.
-Ok.-Westchnęłam. Szliśmy tuż obok
siebie. Trochę dalej niż chciałam, ale w sam raz, żeby trzeźwo myśleć. Nie
rozumiem nagłej zmiany jego nastroju. Może to przez leki? Atmosfera między nami
nie wiele się zmieniła przez te kilka godzin. Spacerowaliśmy po parku w
absolutnej ciszy. Chciałam już wracać.
-Wróćmy już, dobrze?-Spojrzałam w
jego oczy. Wydawałoby się, że to nie jest ta sama uśmiechnięta, ciesząca się
życiem osoba.
-Jasne.-Spodziewałam się kiwnięcia
głową, ale jednak się odezwał. Lubię jego głos, jest taki kojący… Podczas drogi
powrotnej zamieniliśmy dosłownie kilka zdań. Staliśmy już pod moim blokiem.
-Wejdziesz na górę?-Zapytałam nie
patrząc nawet na niego. Nie chciałam znowu zobaczyć smutnego i przygnębionego
Grega.
-Nie, ale dziękuję za
zaproszenie.-Powiedział formalnie.
-Szkoda.-Szkoda, bo liczyłam, że
wejdzie i porozmawiamy wreszcie, ale jak zwykle się pomyliłam…
-Eli, muszę Ci coś
powiedzieć…-Wyczułam zdenerwowanie w jego głosie.
-Hm?
-Nie powinniśmy się
spotykać.-Powiedział z trudem i złapał moje dłonie. Czy właśnie moje serce
pękło na pół, czy tylko mi się wydaje? Spojrzałam na niego, ale nie widziałam
już jego oczu. Wszystko było rozmazane z powodu napływających łez.
-Mogę wiedzieć dlaczego?-Poczułam,
że łzy spływają po moich policzkach. Puścił moje dłonie i uchwycił swoimi moją
twarz, wycierając słoną ciecz swoimi kciukami.
-Eli, proszę Cię…nie płacz.-Jak
mam nie płakać?
-Muszę iść.-Tak naprawdę nie
musiałam, ale bardzo chciałam być już w domu, leżeć na łóżku i płakać w
poduszkę.
-Pozwól mi wyjaśnić.-Powiedział
błagalnie. Odeszłam od niego. Chwycił mój nadgarstek, uniemożliwiając mi
odejście.
-Puść mnie.-Warknęłam do niego.
-Nie.-Zacisnął szczękę. Chyba nie
takiego toku wydarzeń się spodziewał. Pewnie miałam błagać go na kolanach,
żebyśmy jednak powinni się spotykać…
-Czego Ty ode mnie jeszcze chcesz,
co?!-Krzyknęłam. Kolejne przedstawienie dla Pani Makowskiej…
-Chcę Ci wyjaśnić!
-Wyjaśnić co?-Puścił mnie
nareszcie.
-To, dlaczego nie powinniśmy się
spotykać.-Wsadził ręce do kieszeni.
-Nie ma czego wyjaśniać.-Nie
chciałam już go słuchać. Nie teraz, nie dzisiaj. Jak na dzisiaj starczy wrażeń.
Podbiegłam do klatki i zaczęłam próbować wpisać kod. Cholera! Ze stresu
zapomniałam. Zaczęłam grzebać w torebce i szukać klucza. Nim się obejrzałam,
Greg stał obok mnie.-Daj mi spokój.-Wrzasnęłam. Już mam tego dość! Dlaczego on
nie chce po prostu zejść mi z oczu? Nie chcę go dzisiaj ani widzieć, ani
słyszeć!
-Eli…-Od razu mu przerwałam.
-Nie mów do mnie Eli, jasne?-Byłam
na niego zbyt wkurzona, aby pozwolić mu tak na mnie mówić. Eli-tylko dla
przyjaciół. I nie obchodzi mnie, jak tandetnie to brzmi. W tej chwili nie był
moim przyjacielem. Żałuję, że go tak bardzo polubiłam…
-Elisabeth, poczekaj.
Porozmawiajmy.-O, nareszcie znalazłam ten klucz. Postanowiłam zignorować Grega.
Weszłam do klatki i nie musiałam się nawet odwracać, aby wiedzieć, że idzie za
mną.
-Nie masz czego tu
szukać.-Warknęłam cicho, bo przecież ściany mają uszy i nikt w tym bloku nie ma
swojego życia…
-Czyli nie wysłuchasz
mnie?-Spojrzałam na niego. Otarłam swoje łzy, aby lepiej widzieć jego piękną
twarz. Jedna łza spłynęła po jego policzku. Boże, czułam jakby ktoś wbił mi nóż
w plecy… Nigdy w życiu nie chcę widzieć płaczącego Grega.
-Nie dzisiaj…-Odpowiedziałam w
miarę normalnym tonem.
-Więc kiedy?-Chłopie, przestań
płakać, bo zaraz zmięknę.
-Jeszcze nie wiem.-Wyciągnęłam
klucz spod wycieraczki, a Greg uważnie mi się przyglądał.
-Eli, ja tak strasznie Cię
przepraszam. Nie wiedziałem, że aż tak to Cię zaboli.
-Muszę iść.-Powtórzyłam się.
-Nie musisz.-Podszedł do mnie i
próbował mnie przytulić. Pewnie myślał, że padnę mu w ramiona i się uspokoję.
A, i że zapomnę o tej całej sytuacji…
-Nie, nie muszę, ale chcę!-Odepchnęłam
go delikatnie od siebie. Otworzyłam drzwi do mieszkania i weszłam do niego
zatrzaskując drzwi. Oparłam się o ścianę, nagle poczułam ogromną potrzebę
pożegnania się z Gregiem. Otworzyłam drzwi, ale go nie było. Słyszałam, że ktoś
schodzi po schodach, więc zbiegłam szybko. Mocno pociągnęłam jego ramię, aby
się odwrócił. Nigdy nie widziałam nikogo tak zdziwionego, jak Greg w tej
chwili.
-Elisabeth, co Ty wypra…-Nie
dokończył, ponieważ mu przerwałam.
-Zamknij się!-Warknęłam i
pociągnęłam go z kark, po to, żeby jego twarz była bliżej mojej. Spojrzałam w
jego oczy i pocałowałam go. Chłopak bez mojego pozwolenia pogłębił pocałunek
chwytając mnie za talię i przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Tak namiętnego
pocałunku jeszcze nigdy nie przeżyłam. Oderwałam się nagle od niego gdy tylko
poluźnił uścisk swoich dłoni na mojej talii. Byłam gotowa do ucieczki. Zrobiłam już co najmniej dwa kroki, ale Greg chwycił mnie za rękę i
przyciągnął z powrotem blisko siebie.
Ponownie złączył nasze usta. To wszystko wygląda jak scena wycięta z jakiegoś romansidła.
Nie zdziwiłabym się, gdyby ze skrzynki pocztowej wyszedł reżyser a za chwilę zadzwonił
budzik i obudziłby mnie. Odkleiłam się wreszcie od chłopaka i uciekłam. Chwycił
moją dłoń, ale nie zdążył użyć wystarczająco dużo siły, aby mnie zatrzymać, ponieważ
biegłam szybciej niż mi się wydawało. Wbiegłam po schodach i zamknęłam drzwi. Od
razu poszłam do kuchni czymś się zająć. Wyrzuciłam resztki obiadu z mojego talerza
i pozbierałam wszystkie naczynia i sztućce ze stołu. Po raz kolejny zmywam… Kolejna
rzecz, która jest do mnie nie podobna… Przechodząc z kuchni do salonu zauważyłam
kartkę na kalendarzu.
„Przypominam, że za miesiąc mamy egzaminu kończące,
Eli.
A Ty zamiast się uczyć, spacerujesz sobie z kolegą(?).
A, zapomniałabym…
Zabrałam swoje rzeczy, gdy
Ciebie nie było.
Przepraszam, że nie zaczekałam, ale Lewis się śpieszył.
Tak, przeprowadziłam
się do niego.
Tak, jesteśmy oficjalnie razem!
Ale jestem szczęśliwa!!!
Dobra, kończy
się kartka, więc się nie rozpisuję.
Do zobaczenia jutro na zajęciach, kochana.
~ANGELA :) xx”
Więc zostałam sama…
Rozdział oczywiście świetny. Szkoda tylko, że taki smutny. A ostatnie zdanie (choć pięknie zakończyło rozdział) przygnębiło mnie jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że wszystko szybko się wyjaśni, a nasza wspaniała dwójka zakochańców wróci do siebie. :)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Prosze mozesz informowac mnie o rozdzialach ?Proszeeeeeee ! Bo znowu zgubie :c <3 Kocham Cie ten blog jestSdffhk ~ @KissNobody
OdpowiedzUsuńDobrze, będę Cię informowała ;) dziękuję za miłe słowa <3 xx
UsuńJejku...! Śliczne ;* Zyskałaś nowego czytelnika! Pisz dalej! Czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńMoże miałabyś ochotę przeczytać moje? Nie jest takie fajne jak twoje, ale bardzo się staram ;) http://last-moments-fanfiction.blogspot.com/
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba ;) na pewno przeczytam jak będę miała chwilę <3 xx
Usuń