Zakupy zajęły nam mniej czasu, niż myślałam.
-Będzie ktoś kogo znam na tej Twojej imprezie?-Mam nadzieję,
że będzie przynajmniej kilka osób.
-Raczej nie, poza Angelą i Lewisem.-Głośno westchnęłam.
Weszliśmy do domu Grega i zobaczyłam, że przy drzwiach stoi mężczyzna ubrany w
garnitur. Kamerdyner? Czy jak to się nazywa w bogatych domach… Przyznam
szczerze, że wyobrażałam sobie kamerdynera, jako starszego Pana, a tu proszę…
Przystojny, młody człowiek.
-Will, to jest Panna Elisabeth.-Panna Elisabeth? Dlaczego
Greg jest teraz taki dziwny… taki formalny?
-Cześć, jestem Eli.-Uśmiechnęłam się do niego ciepło i
wyciągnęłam dłoń. Chwycił ją i odwzajemnij uśmiech.
-Will.-Greg rzucił na niego srogie spojrzenie, a chłopak
natychmiast się wyprostował.-Czy mogę w czymś pomóc, proszę Pana?-Jeeezu.
Nieźle go sobie wyćwiczył.
-W bagażniku są zakupy. Proszę, przynieś je do
kuchni.-Ciekawe czy sam gotuje czy też ma od tego służbę. Nie wiem jakbym
zareagowała gdybym w kuchni zobaczyła kucharkę…
-Tak jest, proszę Pana.-Czy to wojsko?
-Greg, tam jest dużo zakupów. Nie da sam rady.-Złapałam
Grega za rękę i szepnęłam.
-Poradzi sobie.-Odparł obojętnie. Gdy Will zaczął iść w
kierunku drzwi, od razu puściłam Grega.
-Czekaj, Will. Pomogę Ci.-Podbiegłam do niego.
-Nie ma takiej potrzeby. To moja praca.-Powiedział ostatnie
zdanie trochę ciszej.
-Jest.-Pociągnęłam go za ramie do wyjścia. Gdy staliśmy już
przy samochodzie postanowiłam dowiedzieć się parę rzeczy od niego.-Zawsze dla
Ciebie taki jest?-Powiedziałam podejrzliwym tonem.
-Kto?-Zmarszczył brwi. Święty Mikołaj!
-Greg.
-Ah… Pan Jones. Nie, zazwyczaj jest miły, ale dzisiaj się
stresuje tą całą imprezą…-Ciekawi mnie jak wygląda impreza według Grega…
-Dlaczego się nią stresuje?-Detektyw Elisabeth McAdams.
-Przekonasz się.-Uśmiechnął się tajemniczo i otworzył
bagażnik. Wyjęliśmy z niego torby i weszliśmy do hallu. Chyba nie miałam
przyjemności jeszcze go opisać. Więc… Był ogromny, ściany w jasnym, ciepłym
beżu. Białe schody naprzeciw drzwi prowadziły do pokoi na piętrze. Na podłodze
były ułożone kremowe, lśniące kafelki, mogę się jedynie domyślać, że był to
jakiś drogi kamień. Z resztą, co w tym domu nie było drogie? Nie wspomnę o
żyrandolu… Zwisał z wysokiego sufitu na kablu ozdobionym tysiącami kryształków.
To najdroższy żyrandol jaki kiedykolwiek widziałam. Dziwnie się czułam w tym
domu, był zbyt duży. Weszliśmy z Willem do kuchni i położyliśmy zakupy na
stole. Greg od razu zaczął je rozpakowywać.
-Gdzie się podziewa Doris?-Greg zapytał Willa. Mogę
powiedzieć, że nawet krzyknął.
-D-dał Pan jej dzisiaj wolne.-Wyjąkał przestraszony
kamerdyner.
-Zapomniałem.-Westchnął i przetarł twarz dłońmi. On naprawdę
się stresuje. Tylko czym?
-Wstawię samochód do garażu.-Stanął na baczność przed
Gregiem.
-Nie. Możesz iść do domu.
-Ale…
-Idź do domu. Masz wolne.-Powiedział głośno.
-Dziękuję. Do zobaczenia.-Podali sobie rękę, a ja pomachałam
Willowi.
Gdy tylko wyszedł z kuchni, od razu postanowiłam się
wszystkiego dowiedzieć. Przecież jeszcze pół godziny temu było dobrze.
-Greg…-A może nie powinnam? A jak znowu się zdenerwuje na
mnie?
-Mam dla Ciebie prezent.-Uśmiechnął się słabo. Dobra, wrócę
jeszcze do tego tematu… Ciekawe co to?
-Nie musisz mi robić prezentów.-Usiadłam na stół. Spojrzał
trochę zdziwionym wzrokiem. Co ja poradzę na to, że lubię siedzieć na stole?
-Ale chcę, Eli. I od razu mówię, nie kłóć się ze mną,
dobrze?-Powiedział surowym tonem. Ugh! Nie lubię gdy jest taki stanowczy.
-Mhm…-Spóściłam głowę w dół, po chwili chłopak podszedł do
mnie i złapał moje dłonie. Spojrzałam w jego oczy i zupełnie się w nich
zatraciłam. Biło z nich ciepło… i smutek. Co się dzieje?!
-Poczekaj chwilę.-Pokiwałam głową. Nie mam zamiaru się stąd
ruszać. Przecież bym się tu zgubiła… Rozejrzałam się po kuchni, nie miałam
jeszcze okazji przyjrzeć się wystrojowi tego pomieszczenia. Ogromny zestaw mebli
kuchennych w białym kolorze i klasycznym stylu. Stół i krzesła, jakby wyjęte z
epoki romantyzmu. Może kuchnia była w starym stylu, ale była idealnie
wyposażona. Lodówka, zmywarka, mikrofalówka i zgniatarka śmieci były wbudowane
w meble, co zdążyłam zauważyć, gdy Greg rozpakowywał zakupy. Lśniąca podłoga,
trochę ciemniejsza od tej w hallu i ściany w jasnym morelowym odcieniu. Gdybym
miała na sobie odpowiedni strój, to chyba uwierzyłabym, że żyję w XVIII wieku.
Nie ukrywam, że podoba mi się to. Zawsze myślałam, że bogaci ludzie mają
wszystko w nowoczesnym stylu, a tu takie zaskoczenie. Do kuchni wszedł Greg z
pudełeczkiem w ręku. Zapakowane w czarny papier w białe kropki, a na środku
przyklejona była czerwona kokardka. Położył pudełeczko obok mnie i zdjął mnie
ze stołu. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego, wręczył mi bez
żadnego słowa prezent.
-Co to takiego?-Zapytałam i uśmiechnęłam się lekko. Szczerze
mówiąc, to nic nie przychodzi mi do głowy. Zawsze mam jakieś podejrzenia co do
prezentów, ale nie teraz... nie wiem czego mogę spodziewać się po Gregu.
-Otwórz, to się przekonasz.-Pocałował mnie w czoło, no co
zamknęłam oczy. Powoli zaczęłam otwierać paczkę. Przyznam, że trochę się
stresowałam, mimo że nie mam czym… Zdjęłam kokardkę i przyczepiłam ją do bluzki
Grega.
-To jest najlepszy prezent. Nie potrzebuje już niczego
innego.-Uśmiechnęłam się szeroko i wspięłam się na palce, by delikatnie musnąć
jego usta.
-Kokardka?-Zmarszczył brwi. Serio myśli, że chodzi mi o
kokardkę?
-Ty.-Przewróciłam oczami. Jak można być takim niedomyślnym?
No jak?
-Mnie już masz, więc proszę Cię, odpakuj ten
prezent.-Przytulił mnie i czułam jak szybko bije jego serce. Mam nadzieję, że
dzisiaj dowiem się o co chodzi…
-Dobrze.-Zdjęłam papier i moim oczom ukazało się
ciemnozielone pudełeczko. Ah…czyli jakaś biżuteria. Powoli je otworzyłam, ale w
połowie spojrzałam niepewnie na Grega. Nie chcę od niego żadnych prezentów!
-No dalej, zobacz to co.-Uśmiechnął się zachęcająco. Dobra,
Eli. To tylko jakaś biżuteria… Otworzyłam pudełko i zaparło mi dech w
piersiach. To łańcuszek. Nie byle jaki… Na delikatnym łańcuszku wisiał kryształ
w kształcie serca. Widać, że to nie jest chińska podróba… To musiało kosztować
majątek! Nie jego, ale mój by nawet na to nie wystarczył. Nie jestem pewna czy
łańcuszek jest ze srebra czy z białego złota…
-Nie mogę tego przyjąć, Greg.-Zamknęłam pudełko i
wyciągnęłam na dłoni w stronę chłopaka. Nie fatygował się, żeby wziąć go z
powrotem.
-Eli, proszę Cię…-Westchnął i otworzył pudełko.
-Wolę nawet nie wiedzieć ile to kosztowało.
-Jesteś warta wszystkiego co mam, więc proszę, weź chociaż część.-Więc
jestem warta miliardów? Wątpię, bo niektórzy mówili mi, że nie jestem warta
złamanego grosza… Odszedł ode mnie. Zastanawiałam się gdzie idzie, dopóki nie
poczułam, że odgarnia moje włosy na jedno ramię.
-Greg, nie mogę tego przyjąć.-Poczułam zimny kryształ na
mojej skórze. Czy on nie może zrozumieć, że ja tego nie chcę? To znaczy chcę,
ale nie wypada mi tego brać… Posadził mnie z powrotem na stole. Stanął
naprzeciw mnie.
-Chcę, żebyś zawsze go nosiła i myślała o mnie, gdy nie
będzie mnie blisko Ciebie.
-Zawsze będziesz.-Poczułam, że coś nie gra. Widok smutnych
oczu Grega dobija mnie najmocniej na świecie.
-Nie… Wyszedłem ze szpitala tylko na chwilę. Pozałatwiać
różne sprawy…-Co?
-Do czego zmierzasz?-Moje serce zaczęło szybko bić i
poczułam, że ze stresu do moich oczu napływają łzy.
-Szpik się nie przyjął i muszę wracać jutro do
szpitala.-Dlaczego? Znowu mnie zostawi? Wytarł pojedynczą łzę spływającą po
moim policzku swoim kciukiem. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Przecież on
jest jedyną dobrą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała. Nie chce żyć bez niego.
Kocham go!-Tym razem nie zostawię Cię, nie chcę znowu umierać od środka z
tęsknoty.-Przytuliłam się do niego z całych sił. Zdałam sobie sprawę z tego,
jak bardzo płaczę gdy usłyszałam głośny szloch.
-Dlaczego powiedziałeś mi o tym dopiero teraz?-Powiedziałam
szlochając. Nadal byłam wtulona w jego klatkę piersiową.
-Miałem powiedzieć Ci wieczorem, ale… mam już dosyć
udawania. Nie potrafię spokojnie spojrzeć Ci w oczy i udawać, że jest dobrze.
Nie chcę Cię okłamywać.-Pocałował moje włosy.-Musisz mi obiecać dwie
rzeczy.-Odsunął mnie od siebie i chwycił moją twarz w obie swoje dłonie.
Spojrzałam mu prosto w oczy.-Jedna, mniej ważna rzecz… Zaopiekuj się tym domem.
-Nie rozumiem.-Jego oczy zaszkliły się.
-Zamieszkaj tu.-Powiedział jakby to była najoczywistsza
rzecz na świecie.
-Ale ja mam swoje mieszkanie.
-Sprzedasz je.-Pokiwałam przecząco głową.-Eli, proszę Cię.
Zrób to dla mnie. Nie chcę, żeby ktoś obcy dla mnie mieszkał w tym domu.
-A Alison i Sel?
-Eli, proszę Cie. One Ci na pewno pomogą. Zrób to dla mnie.
-Ale przecież Ty tu wrócisz, zamieszkasz tu.
-Nie, Eli. Ja już tu nie wrócę…-Łza spłynęła po jego
policzku. Czy…czy on umrze?
-Nie myśl tak. Nie możesz tak myśleć. Wrócisz,
wyzdrowiejesz. Będzie tak, jak jest teraz.
-Eli, będzie tak jak jest teraz, ale beze mnie. Proszę Cię,
zamieszkaj tu.-Nie chcę, żeby mnie opuszczał… Nie zasłużył na to, żeby umierać!
Nikt na to nie zasługuje!
-Dobrze, dla Ciebie.-Powiedziałam a on mnie pocałował.
-A teraz ta druga rzecz, najważniejsza…-Złapał moje dłonie i
spojrzał głęboko w oczy.
-Mów, obiecuję, że zrobię o co mnie poprosisz.
-Nie zostawiaj mnie… Nigdy.-Powiedział i po jego policzkach
zaczęły spływać ścieżki łez.
-Nie zostawię, obiecuje.-Wyszeptałam. Nigdy w życiu nie
płakałam tak mocno jak dziś. Przyciągnęłam go bliżej stołu, na którym
siedziałam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Objął mnie ramionami i oboje
głośno szlochaliśmy. Trwaliśmy w tym uścisku dosyć długo, bo co najmniej pół
godziny. Do kuchni wszedł Lewis i Angela.
-Impreza gotowa?-Krzyknął na całą kuchnię, nim zorientował
się jaka panuje atmosfera. Powoli odsunęliśmy się od siebie. Lewis podszedł do
Grega i uścisnął go po przyjacielsku. A gdy tylko sylwetka Grega odsłoniła
mnie, Angela od razu do mnie podbiegła i przytuliła mnie.
-Powiedziałeś jej?-Zapytał Grega chłopak Angeli.
-Tak.-Odpowiedział cicho i przetarł twarz dłońmi.
-Nie płacz, Eli. Będzie dobrze.-Powiedziała Angela
zaczynając płakać.
-Koniec użalania się nad sobą! Nie będziemy przecież cały
wieczór płakać! Dzisiaj jest dzisiaj, a płakać będziemy jutro!-Krzyknął Lewis.
Ma rację… Zeszłam ze stołu i podeszłam do Grega. Chwyciłam go za rękę i oparłam
głowę o jego ramię.-Jedź z nią do domu. Niech się przebierze i ogarnie, a my z
Angelą wszystko przygotujemy.-Powiedział Lewis i poklepał Grega po ramieniu.
-Dzięki.-Powiedziałam cicho.
-Nie musicie się śpieszyć, bo trochę nam tu
zajmie.-Powiedziała Angela. Przytuliła najpierw mnie, a potem Grega.-No,
jedźcie już.-Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu.
-Eli, cieszmy się dzisiejszym wieczorem, dobrze?-Odpalił
silnik i ruszyliśmy w drogę.
-Dobrze.-Uśmiechnęłam się lekko, ocierając z policzków
ostatnie łzy.
-Kocham Cie, wiesz?-Położył rękę na moim kolanie.
-Ja Ciebie też, wiesz?-Położyłam swoją dłoń na jego dłoni.
-Wiem.-Uśmiechnął się, nawet nie patrząc na mnie. Jego wzrok
skupiony był tylko i wyłącznie na drodze przed nami.
-Masz prawo jazdy?-Zapytał ni stąd ni zowąd.
-Mam, czemu pytasz?-Spojrzałam na niego, ale on nadal
patrzył przed siebie.
-Bo nie wiedziałem, czy zostawić Ci samochód, czy załatwić
szofera.
-Greg, nie chcę nic od Ciebie. Potrafię sama zadbać o
siebie.
-Proszę Cię, chcę mieć pewność, że wszystko co mam będzie
miało wszystko, i niczego jej zabraknie.-Jestem
jego wszystkim?-Nie pragnę niczego innego, tylko Twojego szczęścia, Eli.
-Dobrze, zaakceptuję wszystko co chcesz, jeśli to Cię
uszczęśliwi.
-Dziękuję.-Spojrzał na mnie na chwilę, chwycił moją dłoń i
pocałował ją.
-A o swoje mieszkanie się nie martw. O wszystko już zadbałem
i potrzebuję tylko Twojego podpisu. Musisz podpisać umowę sprzedaży.
-A jeśli nie chcę sprzedawać mojego mieszkania?
-Eli, nie kłóć się ze mną.-Znowu podął decyzje za mnie.
-Dobrze…-Wywróciłam oczami.
-Jutro pojedziesz z Willem po swoje rzeczy, skarbie.-Jak on
mnie nazwał? Skarbem? Zarumieniłam się. Zatrzymaliśmy się pod moim blokiem. Weszliśmy
do mieszkania i zrobiłam herbatę Gregowi. Trochę na mnie poczeka… Weszłam do
łazienki i zmyłam resztki makijażu, potem wzięłam prysznic. Przyznam, że
wolałabym wziąć kąpiel w wannie, może choć trochę bym się odprężyła… Wytarłam
mokre ciało i owinęłam się ręcznikiem. Nie wiem jak powinnam ubrać się na tą
„imprezę”…. Na luzie czy elegancko? Zrobiłam makijaż, nie za mocny, ale też nie
powiem, że delikatny. Wyszłam z łazienki i jak najszybciej skierowałam się do
swojego pokoju, aby nie paradować w ręczniku przy Gregu. Podeszłam do szafy i
po chwili zastanowienia wybrałam sukienkę, w której byłam na przyjęciu po
obronie magisterki.
Obcisła sukienka, cała w srebrnych cekinach z rękawami do
łokci. Niby elegancka, ale ramiona i plecy miałam odkryte więc nadaje się na
„imprezę” u Grega, bo nie wiadomo czy będzie sztywno czy nie. Sukienka, a
raczej świecący kawałek materiału zakrywały moje uda tylko do połowy. Szczerze?
Nie lubię tej sukienki, bo jest zbyt skąpa, ale nie mam nic uniwersalnego. Z
dolnej półki wyciągnęłam granatowe szpilki i kopertówkę w podobnym odcieniu. Ubrałam
się…A co z włosami? Nie mam czasu na czesanie się… Greg już się pewnie
niecierpliwi. Pobiegłam do łazienki tupiąc szpilkami, w których o mały włos się
nie wywaliłam. Szybko wyprostowałam włosy i wzięłam naszyjnik, który dostałam
od Grega. Musiałam go ściągnąć, bo brałam prysznic i szkoda mi było go moczyć,
chociaż i tak pewnie by mu to nie zaszkodziło. Pobiegłam z powrotem do pokoju
po torebkę i weszłam do kuchni, gdzie od jakiejś godziny czekał na mnie Greg.
-Wow…Elisabeth.-Wstał z krzesła i podszedł do mnie. Chwycił
mnie w talii i przyciągnął blisko siebie.-Wyglądasz nieziemsko…Z chęcią
rozmazałbym tą szminkę na Twoich ustach.
-A ja z przyjemnością bym Ci na to pozwoliła, ale nie mamy
na to czasu.-Najdelikatniej jak potrafiłam musnęłam jego usta, prawie ich nie
dotykając.-Mógłbyś mi zapiąć?-Podałam mu naszyjnik.
-Jasne.-Wykonał moją prośbę i wyszliśmy z kuchni, gdy
wychodziliśmy z mieszkania Greg nie pozwolił mi zamknąć drzwi.
-Zostaniesz u mnie dzisiaj na noc?
-Dobrze.-Uśmiechnęłam się i weszłam znowu do mieszkania.
Wyciągnęłam małą torbę podróżną i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Greg
obserwował każdy mój ruch.
-Mam nadzieję, że nie będziesz się nachylała przy
ludziach.-Powiedział surowym tonem, a mnie aż przeszły ciarki.-Widać Ci prawie
cały tyłek!
-Greg! Gdzie Ty się patrzysz?!-Spłonęłam rumieńcem.
Zamknęłam szafę i zasunęłam torbę. Poszłam jeszcze do łazienki po kosmetyczkę.
-Męski instynkt.-Uśmiechnął się. Wsadziłam kosmetyczkę do
torby i znowu ją zasunęłam.
-To niech teraz mężczyzna wykaże się siłą i weźmie tą ciężką
torbę.-Wyszłam już na korytarz i otworzyłam drzwi dla Grega dźwigającego torbę.
-Miałaś wziąć, rzeczy na jedną noc…
-I tak zrobiłam.-Zamknęłam mieszkanie i zeszliśmy po
schodach. Modliłam się jedynie o to, aby nie spaść ze schodów w tych butach…
Dojechaliśmy do bramy wjazdowej. W koło było pełno
samochodów i ludzi. Mężczyźni w garniturach, kobiety w eleganckich sukienkach.
-Miała być normalna impreza.
-Spokojnie, daj im czas, żeby się rozkręcili.-Weszliśmy do
domu i od razu skierowaliśmy się na górę, do pokoju Grega. Jego pokój był
normalny… Wcale nie wyglądał jak pokój bogatego człowieka. Postawił moją torbę
obok łóżka. Mamy spać w jednym łóżku? Zauważyłam, że z szafy wyciąga garnitur.
Zdjął swoją koszulkę, a ja udawałam, że nie patrzę. Rzuciło mi się w oczy kilka
tatuaży, ale nie przyjrzałam im się dokładnie, bo jeszcze przyłapałby mnie na
gapieniu się. Założył garnitur i wyglądał w nim niesamowicie!
-Wygląda Pan bardzo grzecznie w tym garniturze.-Podeszłam
bliżej niego i pociągnęłam za krawat w swoją stronę.
-Miało być seksownie, a nie grzecznie.-Zaśmiał się.
-Mi tam się podoba.-Zarzuciłam ręce na jego szyi.-Co ja bez
Ciebie zrobię?-Odsunęłam się od niego.
-Dopóki nosisz to, zawsze będę przy Tobie.-Powiedział i
wziął w ręce kryształ.
-To jest białe złoto?-Mogę chyba wiedzieć co noszę, prawda?
-I najprawdziwszy diament.
-C-co?
-Jesteś warta wszystkiego co mam, więc to nie jedyny prezent
ode mnie. Reszta jutro, kochanie.-Cmoknął mnie w policzek.-A teraz chodźmy do
sali balowej.-Powiedział i wyszliśmy pod rękę z jego pokoju. Przeszliśmy hall,
salon aż w końcu moim oczom ukazały się ogromne drzwi. Po dwóch stronach stało
dwóch mężczyzn w garniturach. Zbliżyliśmy się do drzwi, a oni je nam otworzyli.
-Panie Jones, Panno McAdams.-Ukłonili się nam. Lekko się
ukłoniliśmy i weszliśmy. Głośna muzyka, woń alkoholu i dużo ludzi tańczących.
Wyobrażałam sobie raczej tą imprezę jako spotkanie, czy przyjęcie dla bogaczy. Zapowiada
się ciekawie. Przeszliśmy przez całą salę i Greg zaciągnął mnie na scenę, na
której stał mikrofon.
-Dobry wieczór.-Powiedział do mikrofonu Greg a ja stałam
skrępowana obok niego. Miało być czterdzieści osób, a jest co najmniej sto!
Wszyscy skupili swój wzrok na nas.-Wszyscy wiemy dlaczego się spotykamy i
dlatego chcę, aby dzisiaj złamać wszystkie reguły! To moja ostatnia zabawa.
Dzisiaj się bawcie, a płakać będziecie na moim pogrzebie.-Wszyscy na „widowni”
zaczęli się śmiać. To ich bawi? Mnie nie!-Obiecałem wam, gdy odwiedzaliście
mnie w szpitalu, że przedstawię wam Elisabeth.-Wskazał ręką na mnie. Co ja mam
robić? Pomachałam im.-Dziękuję, że przybyliście. Życzę wam dobrej
zabawy!-Wszscy zaczęli wiwatować. Zeszliśmy ze sceny.
-Cześć, jestem Matt. Miło mi Cię wreszcie poznać. Jesteś
jeszcze ładniejsza niż opowiadał Greg, o ile to możliwe.-Nieźle Greg im
naściemniał.
-Dziękuję, bardzo mi miło.-Greg pociągnął mnie za rękę i
poszliśmy do stolika. Od razu kelnerka, jak się domyślam, przyniosła na stół wino
i dwa kieliszki. Greg nalał mi oraz sobie.
-Możesz pić?-Zapytałam.
-Dzisiaj mogę wszystko.-Puścił mi
oczko.-Zdrowie!-Stuknęliśmy się kieliszkami.
-Ostrzegam, mam słabą głowę. Jak wypiję za dużo, będziesz
musiał nieść mnie po schodach.-Zaśmieliśmy się oboje.
-Dam sobie radę.-Podszedł do niego jakiś starszy
mężczyzna.-Skrabie, wybacz na chwilę.-Odszedł i straciłam go z pola widzenia.
Doszło do mnie, że to nasza pierwsza i ostania noc razem.
Pragnę go i jestem pewna, że on mnie też. Znalazłam Lewisa i wzięłam od niego
numer telefonu Grega. Nie miałam okazji z nim pisać czy rozmawiać przez
telefon.
Weszłam na górę do jego pokoju. Usiadłam na łóżku i
napisałam wiadomość do Grega.
Do: Greg xx~ Gdy
będziesz już miał czas, to przyjdź do mnie. Czekam w Twoim pokoju. E.
Zdjęłam buty i sukienkę. Zostałam w samej bieliźnie gdy
otrzymałam wiadomość.
Od: Greg xx~Zaraz
będę.
Nie zdążyłam odłożyć telefonu a drzwi się otworzyły. Stałam
przy łóżku półnaga. A co jeśli on nie chce tego co ja?
-Coś się sta…-Przerwał gdy tylko mnie zobaczył.-Czy Ty…-Nie
umiał pozbierać słów.
-A Ty?-Moja pewność siebie chyba powoli znika.
-Bardzo.-Zaczął iść w moją stronę zdejmując marynarkę.
-Kocham Cię, Greg.-Wyszeptałam rozpinając jego koszulę.
Obudziłam się naga, otulona ciepłą pościelą i ramieniem
Grega. Moja głowa schowana była w zagłębieniu na jego szyi. Bawił się moimi
włosami. Wydostałam się spod jego ramienia i usiadłam, chowając się w kołdrze.
-Dzień dobry, księżniczko.-Pogłaskał mnie po gołych plecach,
a mnie przeszły ciarki w każdym możliwym miejscu.
-Dzień dobry.-Powiedziałam ziewając.-Która
godzina?-Rozejrzałam się po pokoju. Na podłoże były porozrzucane ubrania i
bielizna Grega. A gdzie moje rzeczy? Rozejrzałam się jeszcze raz dokładnie po
podłodze i nadal ich nie widziałam. Znalazłam je na komodzie i biurku… A jakby
ktoś wszedł?
-5:15.
-Dlaczego nie śpisz?-Położyłam się obok Grega.
-Trochę wcześnie poszliśmy spać.
-Naprawdę? O której?
-Przed 20 byłem już w tym pokoju.
-Nie było Cię na swojej pierwszej imprezie.-Westchnęłam.
-Warto było. Myślisz, że zabawa jeszcze trwa?-Zaśmiał się
cicho.
-Wątpię. Muszę do łazienki. Tylko nie bardzo wiem
gdzie.-Wzruszyłam ramionami i znowu usiadłam.
-Zaprowadzić Cię?-Zaśmiał się.
-Nie, po prostu powiedz gdzie mam iść.-Wstałam i owinęłam
się cała kołdrą. Podeszłam do torby i wyciągnęłam z niej kosmetyczkę.
-Łazienka jest przy każdym pokoju, tylko nie tutaj. Pospiesz
się, bo jest mi zimno.-Spojrzałam na niego i zrozumiałam o co mu chodzi.
Zabrałam mu kołdrę, a on leżał nagi. Nagi! Zarumieniłam się, zabrałam
kosmetyczkę i wyszłam z pokoju. Na dole kręciło się jeszcze sporo ludzi, jak na
piątą rano. Modliłam się o to, żeby nikt mnie nie zobaczył. Weszłam do
pierwszego lepszego pokoju. Ten pokój bardzo różnił się od pokoju Grega. Był
bardzo dobrze wyposażony. Na stoliku leżał laptop, naprzeciw łóżka wisiał
ogromny telewizor, a u Grega nie ma nawet telewizora. Zastanawia mnie dlaczego akurat
ten pokój był jego. Weszłam do łazienki i zaczęłam poszukiwania lustra. Nie mogłam
go znaleźć, przez kilkanaście sekund błądzenia wzrokiem po ścianach zdałam
sobie sprawę, że lustro to drzwi. Serio, nigdy bym nie pomyślała, że ludzie
wpadają na takie pomysły. Wyglądałam jak siedem nieszczęść! Rozmazany makijaż, szminka
na całej twarzy… Pomocy! Zmyłam makijaż i mogę stwierdzić, że wyglądam prawie
dobrze. Rozczesałam włosy i upięłam je w wysokiego kucyka. Wyszłam z łazienki,
a potem z pokoju. Po drodze natknęłam się na Matta. O ile dobrze pamiętam, to
właśnie takie jest jego imię. Szedł wgapiony w telefon i pewnie by mnie nie
zauważył.
-Cześć, Matt.-Uśmiechnęłam się ciepło.
-O, Elisabeth. Nie śpicie już czy jeszcze nie?-Zaśmiał się i
spojrzał na mnie od góry do dołu. Boże, byłam w kołdrze! Zupełnie zapomniałam.
-Już. Jak się bawiłeś?
-Świetnie, ale zabawa tam na dole trwa dalej.-Uśmiechnął
się, a ja wyglądałam pewnie na „lekko” zdziwioną.-Wszyscy chcą się pożegnać z
Gregiem.-No tak, dzisiaj jedzie do szpitala. Zacisnęłam usta, żeby tylko się
nie rozpłakać.-Nie przejmuj się. Nic na to nie poradzimy. Tak już musi
być.-Uśmiechnął się do mnie lekko, widać, że też jest przybity tym wszystkim.
To pewnie jakiś bliższy znajomy Grega.
-Niestety. Przepraszam, pójdę już do niego.
-Jasne, trzymaj się.-Pomachał mi.
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się słabo i weszłam do pokoju Grega.
Zasnął. Aż tak długo mnie nie było? Zdjęłam z siebie kołdrę i okryłam nią
śpiącego chłopaka. Pod ręką, a raczej stopą miałam jedynie białą koszulę.
Założyłam ją i usiadłam na łóżku. Palcem delikatnie błądziłam po jego policzku
z nadzieją, że go obudzę. Mruknął cicho i złapał moją dłoń, po czym delikatnie pocałował,
nie otwierając oczu.
-Pobudka, kochany. Wszyscy na Ciebie czekają.
-Jacy wszyscy?-Przeciągnął się.
-Twoi znajomi.-Położyłam głowę na jego torsie a on objął
mnie ramieniem.
-Są tam jeszcze?
-Tak, chcą się z Tobą pożegnać.-Pogłaskał mnie po włosach.
-Więc chodźmy.-Wstaliśmy i Greg zaczął chodzić po pokoju.
Pewnie szukał koszuli.
-Szukasz czegoś?-Zachichotałam pod nosem.
-Koszuli, nie widziałaś jej?-Spojrzał na mnie i dopiero po
chwili się zorientował, że mam ją na sobie.-Ładnie wyglądasz.
-Dziękuję.-Podszedł do szafy i wyjął jasne rurki i białą
koszulkę na krótki rękaw. I ja się ubiorę… Wyciągnęłam z torby szare rurki,
białą koszulkę na ramiączka i jeansową kurtkę. Najpierw ubrałam dolną partię
ciała. Zdjęłam nie swoją koszulę i zaczęłam męczyć się z zapięciem od stanika.
-Pomóc?-Zaśmiał się.
-Jeżeli możesz.-Zaczerwieniłam się. Gdy tylko dotknął mojej
skory od razu poczułam przyjemne dreszcze. Założyłam bluzkę i kurtkę. Na nogi
założyłam czarne trampki i wzięłam kosmetyczkę. Wyciągnęłam z niej małe
lustereczko i musnęłam rzęsy czarnym tuszem.
-Gotowa?-Schowałam szybko lusterko do kosmetyczki, a
kosmetyczkę rzuciłam na łóżko.
-Tak.-Uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił. Wyszliśmy z
pokoju i zeszliśmy po schodach. Wielki zegar, wiszący nad drzwiami wejściowymi
wskazywał na 6 rano. Powinnam właśnie przekręcać się na drugi bok… Weszliśmy do
sali balowej. Jak na tą godzinę, było o wiele za dużo osób. Każdy, kto nas
zauważył zaczął nas ściskać i składać życzenia. Gregowi życzyli powrotu do
zdrowia, a mi powodzenia w nowym świecie. Nawet nie trudzili się, żeby mi się
przedstawić. Jakieś młode dziewczyny zaciągnęły mnie do ich stolika…
-Naprawdę nie mogę uwierzyć, że Greg ma dziewczynę.-Pisnęła
jedna. O ile się nie mylę ma na imię Janet.
-Coś w tym dziwnego?-Uniosłam brwi do góry. Przystojny,
inteligentny, miły… Czego chcieć więcej?
-Wiesz… kilka lat temu Greg poznał Sarę. Byli ze sobą ponad
rok, ale gdy okazało się, że Greg jest chory…-Pokręciła głową.-Zostawiła go. Od
tamtej pory Greg uciekał przed związkami.
-Zostawiła go, bo jest chory?-Prychnęłam. Takie złe kobiety
chodzą po naszym świecie?
-Nie mówmy o tym, dobrze? To dla nas ciężki temat, bo zaprzyjaźniłyśmy
się z Sarą.-Powiedziała Tiffany.
-Jasne.-Uśmiechnęłam się lekko.-Długo znacie się z Gregiem?
-Kilkanaście lat. Nasi ojcowie-Janet wskazała na siebie i cztery
pozostałe dziewczyny.-Pracują w hotelu, który wcześniej należał do ojca Grega.-Pokiwałam
głową pokazując, że rozumiem i wysłuchałam.
-Wiecie co, muszę już iść. Zgubiłam gdzieś
przyjaciółkę.-Pomachałam im.
-Mam nadzieję, że się kiedyś umówimy na kawę.-Uśmiechnęły
się.
-Jasne. Cześć.
-Do zobaczenia, Elisabeth.-Udałam się na poszukiwania
Angeli. Pewnie jest w kuchni, o ile w ogóle tu jeszcze jest. Przeszłam przez
salon, potem przez hall i weszłam do kuchni. Nie myliłam się i zastałam tam
moją przyjaciółkę.
-Angela!-Krzyknęłam, a ta ze strachu aż podskoczyła.
-Eli, cześć!-Przytuliłam się do niej.-Siadaj,
pogadamy.-Usiadłyśmy przy stole.
-O czym chcesz pogadać?-Zrobiłam podejrzliwą minę.
-Słyszałam, że spędziłaś upojną noc z Gregiem.-Poczułam, że
przypominam w tej chwili pomidora.
-No tak. Wiesz, że nie lubię gadać na takie tematy!
-To przynajmniej powiedz jak było? Chcę chociaż tyle
wiedzieć!-Ciekawska…
-Było… um…Lepiej nie mogło być.-Mam nadzieję, że dobrze
określiłam wczorajsze przeżycie.
-Lepiej niż z Tomem?-A co ją to obchodzi?!
-Milion razy.-Spuściłam głowę i żałuję, że nie mam
rozpuszczonych włosów. Chociaż na chwile schowałabym się przed nią…
-To nieźle… Zabezpieczaliście się?-Co? Nie! Zapomniałam.
-Um…
-Jak mogliście o to nie zadbać?
-Uspokój się. Nie ma co panikować…
-A jak zajdziesz w ciążę?-Wyszeptała.
-Przestań! Nic jeszcze nie wiadomo, przestaniesz kiedyś
przewidywać wszystko?-Powiedziałam spokojnie.
-Nie przestanę.-Powiedziała obojętnie. Do kuchni wszedł
Lewis i gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się.
-Cześć, Eli. Jak się spało?-Puścił do mnie oczko.
-Ugh! Przestańcie…
-Dobra, ja już nic nie mówię.-Uniósł dłonie na wysokość
barków i zaśmiał się.-Greg Cię szuka. Czeka na Ciebie w pokoju.-Usiadł obok
Angeli.
-Pójdę do niego. Do zobaczenia!-Nie czekałam na odpowiedź i pobiegłam
do pokoju Grega.
-Szukałeś mnie?-Zapytałam nim zdążyłam porządnie otworzyć
drzwi.
-Pomożesz mi się spakować?-Zapytał przygnębiony.
-Oczywiście.-Wyciągnęliśmy tylko kilka ubrań, bo przecież w
szpitalu nie będą mi potrzebne… Poukładaliśmy je w walizce. Kosmetyki włożył do
kosmetyczki.-A ręczniki?
-Spokojnie, w oddziale dla VIP-ów dostanę ręczniki, a nawet
szlafrok, pidżamy. Luksusy, nie?-Zaśmiał się. Nie wierzę, że to mogło go
rozbawić. Spakowaliśmy wszystko co potrzebne i Greg wyjął z jednej z
szuflad papierową teczkę.
-Elisabeth… Mam swój hotel. Po ojcu.-Dobrze wiedzieć.-Przepiszę
go na Ciebie.-Co?! Szeroko otworzyłam oczy ze zdziwienia. Mam mieć
hotel?!-Uspokój się, Eli. Twoja odpowiedzialność, to podpisywanie papierków,
które będzie Ci dostarczał menager. On o wszystko zadba.-Skoro nic nie muszę
robić, to co mi zależy?
-Dobrze.-Przecież nie mogę mu odmówić? Chcę, żeby był
szczęśliwy.
-Dziękuję. Podpisz tutaj.-Wskazał palcem miejsce w prawym
dolnym rogu jakiegoś dokumentu. Nie muszę go czytać, bo mu ufam. Podpisałam
dokument swoim imieniem i nazwiskiem.
-Tu jest umowa sprzedaży Twojego mieszkania.
-Proszę, nie karz mi go sprzedawać.
-Ma stać puste?
-Nie musi być puste. Może zamieszkać w nim Twoja siostra. Na
pewno chciałaby mieć własne mieszkanie.
-Ona ma piętnaście lat.-Zmarszczył brwi.
-Ale za trzy lata będzie miała osiemnaście.
-Alison na pewno zadba o mieszkanie dla niej.
-Oh…A mój brat? Ma dziewiętnaście lat.
-Masz brata? Nigdy nie wspominałaś mi o tym.-Bo nigdy nie
pytałeś!
-Nie było okazji. A poza tym, mieszkanie jest na moich
rodziców.
-No dobra. Wygrałaś…-Wyciągnął portfel i wyjął z niego kartę
kredytową.-Tu jest moja karta, jutro pójdziesz do banku i dostaniesz nową.
Wszystko jest już załatwione. Moje konto zostało przepisane na Ciebie.
-C-co?
-Chyba musisz z czegoś żyć.
-Poradzę sobie. Mam swoje pieniądze, a poza tym mogę znaleźć
sobie pracę.
-Ale utrzymanie tego domu jest drogie.
-Ile jest na tym koncie?
-Wszystko co mam.
-Ile jest na tym koncie?-Zapytałam nieco podwyższonym tonem.
-4 miliardy.-Nigdy nie miałam nawet okazji zapisać takiej
liczby na matematyce a co dopiero nosić to w portfelu!
-Zwariowałeś!
-Jesteś moja i chcę, żebyś miała wszystko o czym tylko sobie
zamarzysz. Mogę Ci to zapewnić.
-Wszystko, tylko nie Ciebie…
______________________________________________________________
CZEEEŚĆ! JEST TO NAJDŁUŻSZY ROZDZIAŁ!
chcę wam tylko powiedzieć, że jestem ogromnie wdzięczna za to,
że ktoś czyta moje opowiadanie.
Mam nadzieję, że trochę was zaskoczyłam,
bo nie często zdarza mi się tak szybko dodać rozdział.
Mam do was jeszcze małe pytanie...
MYŚLICIE, ŻE ELI POGODZI SIĘ Z UTRATĄ UKOCHANEGO?
P.S.
KOCHAM WAS! xx